Gdy zdyszani chłopcy wpadli do pracowni Snape’a, mężczyzna
już
na nich czekał.
- Pięć minut po czasie – oznajmił zrzędliwym tonem.
Malfoy przeprosił swojego wujka, jednak gdy ten odwrócił się do niego plecami, pokazał mu palcem wulgarny gest. Ciężko usiadł
w przygotowanej zawczasu ławce i pociągnął za sobą Harry’ego. Chłopak rozejrzał się dookoła i zauważył, iż wnętrze przypominało klasę eliksirów w Hogwarcie. W środku było ciemno, zimno, wilgotno. Na stojącym przed nim pulpicie leżał stosik ingrediencji, a na trójnogu ustawiono kociołek. Severus podał nastolatkom książki i rozkazał:
- Otwórzcie na stronie sześćset pięćdziesiątej dziewiątej.
Brunet, widząc, iż Ślizgon nie ociągając się, wykonuje polecenie, również zaczął kartkować podręcznik. Gdy odszukał właściwą stronę i przebiegł wzrokiem sposób przyrządzenia wywaru, twarz mu się wydłużyła. Snape, jakby czytając w jego myślach, (nie wykluczone, iż to robił) zakomunikował:
- Wasze zadanie to stworzenie Eliksiru Obojętności. To złożona mikstura, lecz pozostaje w zakresie kompetencji piątoklasistów.
- A tobie Potter, radzę się postarać, bo wypróbujesz swój wywar. Dzisiejszej nocy Czarny Pan nie zapewni ci ochrony.
Gryfon przeraził się nie na żarty. Starał się nie spoglądać na Dracona, który ze stoickim spokojem zapalał ogień pod swoim kociołkiem, wesoło pogwizdując. Dla Harry’ego samo przyrządzanie eliksiru było stresującym doświadczeniem, a fakt, iż będzie musiał go wypić, wcale nie polepszał sytuacji. Przemógł się jednak i przeczytał pierwszy wiersz instrukcji. Wlał do naczynia wodę, którą następnie doprowadził
do wrzenia. Drżącymi ze zdenerwowania rękoma posiekał na nierówne kawałki liście belladonny i wrzucił je do gotującego się płynu. Postępując zgodnie ze wskazówkami, utarł na drobny proszek róg jednorożca, dodał go do całości i kilkakrotnie zamieszał w lewą stronę. Wstrzymał oddech, a gdy eliksir przybrał opisywaną w książce błękitną barwę odetchnął
z ulgą. Rozluźnił się nieco. Pierwszy sukces sprawił, że poczuł się znacznie pewniej. Dorzucił do mikstury szczyptę chochlikowych skrzydeł i zabrał się za kruszenie kłów mantykory.
BUM!
Pracownią wstrząsnął wybuch. Siła uderzenia był tak duża, że ściany się zatrzęsły, a podłoga zadrgała. Kociołek bruneta z ogromną prędkością wystrzelił w powietrze, obryzgując wszystko dookoła jasnoniebieską mazią. Dracon pisnął z przerażenia i dał nurka pod stół. Rekacja Malfoya okazała się słuszna. Eliksir był silnie żrący i gdziekolwiek spadła choćby jedna jego kropla, powstawała w tym miejscu ogromna, wypalona dziura. Harry skwapliwie poszedł w ślady rówieśnika, chroniąc się
za szafą. Tymczasem oszalałe naczynie rozbijało się po pomieszczeniu, niszcząc wszystko, co napotkało. Gdyby nie przytomność umysłu Mistrza Eliksirów, nie wiadomo, jak by się to skończyło. Mężczyzna zaczaił się i w odpowiednim momencie rzucił na kociołek zaklęcie opróżniające. Następnie użył kolejnego czaru i unieruchomił niesforne naczynie. Złapał je w powietrzu i nadpalone, jeszcze dymiące podał właścicielowi.
- Dziękuję, że udało ci się nie zdemolować całego gabinetu – rzekł sucho.
Nastolatek rozłożył szeroko ręce:
- Starałem się, jak mogłem.
Ślizgon dostał nagłego napadu osobliwie brzmiącego kaszlu. Wszystko wskazywało na próbę zamaskowania śmiechu. Severus zrobił gest, jakby chciał udusić chłopaka, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie. Podszedł
do jego cudem ocalałego kociołka i przemieszał zawartość. Nabrał chochelką nieco wywaru i powąchał go. Teatralnie zatkał sobie nos
i z wyrazem obrzydzenia na twarzy rzekł:
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszył, Draco. Twój eliksir wygląda jak szczyny, pachnie jak szczyny i jestem gotów się założyć, że smakuje jak szczyny.
- Przynajmniej nie wybuchnął – zripostował Malfoy.
Żyłka na skroni Snape zaczęła niebezpiecznie pulsować. Gryfon widywał już takie zjawisko u wuja Vernona i dobrze wiedział, że zwiastuje ono kłopoty.
- Zejdź mi z oczu. Już – wycedził zimno. Nie musiał podnosić głosu, sam ton jego wypowiedzi starczył, by blondyn zastosował się do polecenia.
- Ty zostajesz – warknął Severus do Harry’ego, który niepostrzeżenie usiłował czmychnąć. Chłopak zaklął w myślach. Mistrz Eliksirów ewidentnie był dziś w złym humorze, a on naraził mu się, dewastując jego pracownię.
- Posprzątaj tu – powiedział krótko mężczyzna.
- Co? Dlaczego? Przecież od tego są skrzaty – zaprotestował Wybraniec.
- Praca uszlachetnia – burknął w odpowiedzi czarodziej. Machnął różdżką i przed Złotym Chłopcem pojawiły się mugolskie środki czystości, gąbka, szmatka oraz gumowe rękawice. Nastolatek
z nienawistną miną zakasał rękawy i wziął się do roboty, mrucząc pod nosem obelgi pod adresem Snape’a. Doprowadzenie pomieszczenia
do porządku zajęło mu sporo czasu. Przez kilka godzin szorował podłogę, ściany oraz meble, zanim usunął wszelkie ślady po rozlanym eliksirze. Podczas gdy on harował w pocie czoła, Sverus wygrzewał się przed kominkiem i z rozbawieniem obserwował jego poczynania. Niemal do łez doprowadzała go zaciekłość, z jaką Potter pucował podłogę, usiłując pozbyć się szpecących ją plam. W końcu, Harry głosem przesiąkniętym jadem, oznajmił, iż skończył. Czarnowłosy mężczyzna uważnie zlustrował wzrokiem pracownię.
- Ominąłeś jedno miejsce – uśmiechnął się złośliwie, wskazując palcem niewielką, błękitną kropkę na sekretarzyku.
Gryfon czuł, jak jego krew się burzy. Sięgnął za pazuchę i ryknął:
- Rictusemp…
Nie zdążył wypowiedzieć do końca formuły czaru, a był już pozbawiony różdżki i trafiony zaklęciem porażenia ciała. Nie panując nad swoimi mięśniami, upadł plecami na kamienną podłogę.
- Coś ty sobie myślał, chłopcze? – spytał Snape, cofając urok.
Nastolatek wstał i otrzepał się z kurzu. Spojrzał na niego spode łba
i mruknął:
- Że ci na mnie zależy. Czy tak się traktuje…
- Syna, który zasłużył na karę? – wpadł mu w słowo mężczyzna.
- Tak, Harry. Zrobiłem to tylko i wyłącznie dla twojego dobra.
- Jasne….
- Potraktuj to jak ostrzeżenie – Mistrz Eliksirów puścił jego uwagę mimo uszu – za twoje odzywki, powinieneś oberwać dużo gorzej. Następnym razem nie będę już tak pobłażliwy.
Gryfon zaczął chichotać. Zrozumiał, do czego pije opiekun. Przed oczyma stanął mu obraz rozsierdzonego Voldemorta. Jego dotychczasowe wyobrażenie Czarnego Pana, jako owładniętego szałem maga na oślep rzucającego mordercze klątwy bardzo szybko się rozmyło. Mężczyzna jedynie nadymał się ze złości, obrażał się na niego i unikał go przez jakiś czas. Ponadto, tak rozkosznie się czerwienił… Jeśli można tak powiedzieć
o facecie przypominającym potwora, którym matki straszą niegrzeczne dzieci.
- Harry - Snape położył mu rękę na ramieniu, przerywając jego refleksje.
- Nie możesz dalej postępować w ten sposób - powiedział z powagą.
- Tom obroni cię przed Dumbledore’m, ale kto ochroni cię przed nim? Czarny Pan nie chce cię zabić, co nie oznacza, że tego nie zrobi. Jego cierpliwość się wyczerpuje, a ty balansujesz na granicy…
- Opanuj się – dodał łagodnie.
Wybraniec odchrząknął i zakłopotany odrzekł:
- Ehm, skoro ujmujesz sprawę w ten sposób…
Na zmęczonym obliczu mężczyzny pojawił się krzywy uśmieszek. Chłopak był o wiele bardziej podobny do Lily niż mógł przypuszczać
w najśmielszych snach. Wszyscy doszukiwali się w nim Jamesa, jednak
to geny matki okazały się silniejsze. Upór i bezwzględne trwanie przy swoim stanowisku było typowe dla jego matki. Severus widział zresztą
o wiele więcej: zachowanie Pottera, sposób mówienia, nawet to, w jaki sposób się uśmiechał, unosząc najpierw prawy kącik ust – zdradzało,
że zdecydowanie więcej cech charakteru odziedziczył po Lily. Dlatego też, Snape przyjął jego słowa skinieniem głowy. Po tylu latach spędzonych u boku matki nastolatka, wiedział, ile kosztowało
ją przyznanie się do błędu. Jej syn okazał się taki sam. Jego wypowiedź pełniła funkcję szczątkowych przeprosin i obietnicy, iż postara się pohamować. Mistrz Eliksirów machinalnie sprawdził godzinę
i uświadomił sobie, iż już bardzo późno. Odezwał się więc w stronę bruneta:
- Odprowadzę cię do twojej sypialni. Nie powinieneś o tej godzinie sam chodzić po Dworze. Nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy Bellatrix.
Szli w milczeniu obok siebie. Każdy z nich czuł się skrępowany. Severus miał lekkie wyrzuty sumienia. Bał się, że przez wymierzenie Gryfonowi kary, ich relacje cofną się do poziomu wyjściowego. Wybrańcowi, emocje starszego czarodzieja nie były obce. Wzbierało w nim poczucie winy. Miał wrażenie, iż zawiódł swojego opiekuna. Gdy dotarli do komnaty chłopaka, Snape podał mu niewielką szklaną fiolkę wypełnioną seledynowym wywarem.
- Przed snem do dna – nakazał i odwrócił się, aby odejść, jednakże Harry powstrzymał go, zarzucając mu ręce na szyję. Ten uścisk wyrażał wszystko, czego młodzieniec nie był w stanie ubrać w słowa. Zmieszany pośpiesznie pożegnał się i zamknął się w pokoju. Od razu zażył otrzymany eliksir i już po chwili odczuł przyjemne odprężenie, jak
i dziwaczne wyzucie z emocji. Następnie, tak jak stał, w ubraniu
i okularach rzucił się na łóżko i znużony pełnym wrażeń dniem, zasnął.
na nich czekał.
- Pięć minut po czasie – oznajmił zrzędliwym tonem.
Malfoy przeprosił swojego wujka, jednak gdy ten odwrócił się do niego plecami, pokazał mu palcem wulgarny gest. Ciężko usiadł
w przygotowanej zawczasu ławce i pociągnął za sobą Harry’ego. Chłopak rozejrzał się dookoła i zauważył, iż wnętrze przypominało klasę eliksirów w Hogwarcie. W środku było ciemno, zimno, wilgotno. Na stojącym przed nim pulpicie leżał stosik ingrediencji, a na trójnogu ustawiono kociołek. Severus podał nastolatkom książki i rozkazał:
- Otwórzcie na stronie sześćset pięćdziesiątej dziewiątej.
Brunet, widząc, iż Ślizgon nie ociągając się, wykonuje polecenie, również zaczął kartkować podręcznik. Gdy odszukał właściwą stronę i przebiegł wzrokiem sposób przyrządzenia wywaru, twarz mu się wydłużyła. Snape, jakby czytając w jego myślach, (nie wykluczone, iż to robił) zakomunikował:
- Wasze zadanie to stworzenie Eliksiru Obojętności. To złożona mikstura, lecz pozostaje w zakresie kompetencji piątoklasistów.
- A tobie Potter, radzę się postarać, bo wypróbujesz swój wywar. Dzisiejszej nocy Czarny Pan nie zapewni ci ochrony.
Gryfon przeraził się nie na żarty. Starał się nie spoglądać na Dracona, który ze stoickim spokojem zapalał ogień pod swoim kociołkiem, wesoło pogwizdując. Dla Harry’ego samo przyrządzanie eliksiru było stresującym doświadczeniem, a fakt, iż będzie musiał go wypić, wcale nie polepszał sytuacji. Przemógł się jednak i przeczytał pierwszy wiersz instrukcji. Wlał do naczynia wodę, którą następnie doprowadził
do wrzenia. Drżącymi ze zdenerwowania rękoma posiekał na nierówne kawałki liście belladonny i wrzucił je do gotującego się płynu. Postępując zgodnie ze wskazówkami, utarł na drobny proszek róg jednorożca, dodał go do całości i kilkakrotnie zamieszał w lewą stronę. Wstrzymał oddech, a gdy eliksir przybrał opisywaną w książce błękitną barwę odetchnął
z ulgą. Rozluźnił się nieco. Pierwszy sukces sprawił, że poczuł się znacznie pewniej. Dorzucił do mikstury szczyptę chochlikowych skrzydeł i zabrał się za kruszenie kłów mantykory.
BUM!
Pracownią wstrząsnął wybuch. Siła uderzenia był tak duża, że ściany się zatrzęsły, a podłoga zadrgała. Kociołek bruneta z ogromną prędkością wystrzelił w powietrze, obryzgując wszystko dookoła jasnoniebieską mazią. Dracon pisnął z przerażenia i dał nurka pod stół. Rekacja Malfoya okazała się słuszna. Eliksir był silnie żrący i gdziekolwiek spadła choćby jedna jego kropla, powstawała w tym miejscu ogromna, wypalona dziura. Harry skwapliwie poszedł w ślady rówieśnika, chroniąc się
za szafą. Tymczasem oszalałe naczynie rozbijało się po pomieszczeniu, niszcząc wszystko, co napotkało. Gdyby nie przytomność umysłu Mistrza Eliksirów, nie wiadomo, jak by się to skończyło. Mężczyzna zaczaił się i w odpowiednim momencie rzucił na kociołek zaklęcie opróżniające. Następnie użył kolejnego czaru i unieruchomił niesforne naczynie. Złapał je w powietrzu i nadpalone, jeszcze dymiące podał właścicielowi.
- Dziękuję, że udało ci się nie zdemolować całego gabinetu – rzekł sucho.
Nastolatek rozłożył szeroko ręce:
- Starałem się, jak mogłem.
Ślizgon dostał nagłego napadu osobliwie brzmiącego kaszlu. Wszystko wskazywało na próbę zamaskowania śmiechu. Severus zrobił gest, jakby chciał udusić chłopaka, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie. Podszedł
do jego cudem ocalałego kociołka i przemieszał zawartość. Nabrał chochelką nieco wywaru i powąchał go. Teatralnie zatkał sobie nos
i z wyrazem obrzydzenia na twarzy rzekł:
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszył, Draco. Twój eliksir wygląda jak szczyny, pachnie jak szczyny i jestem gotów się założyć, że smakuje jak szczyny.
- Przynajmniej nie wybuchnął – zripostował Malfoy.
Żyłka na skroni Snape zaczęła niebezpiecznie pulsować. Gryfon widywał już takie zjawisko u wuja Vernona i dobrze wiedział, że zwiastuje ono kłopoty.
- Zejdź mi z oczu. Już – wycedził zimno. Nie musiał podnosić głosu, sam ton jego wypowiedzi starczył, by blondyn zastosował się do polecenia.
- Ty zostajesz – warknął Severus do Harry’ego, który niepostrzeżenie usiłował czmychnąć. Chłopak zaklął w myślach. Mistrz Eliksirów ewidentnie był dziś w złym humorze, a on naraził mu się, dewastując jego pracownię.
- Posprzątaj tu – powiedział krótko mężczyzna.
- Co? Dlaczego? Przecież od tego są skrzaty – zaprotestował Wybraniec.
- Praca uszlachetnia – burknął w odpowiedzi czarodziej. Machnął różdżką i przed Złotym Chłopcem pojawiły się mugolskie środki czystości, gąbka, szmatka oraz gumowe rękawice. Nastolatek
z nienawistną miną zakasał rękawy i wziął się do roboty, mrucząc pod nosem obelgi pod adresem Snape’a. Doprowadzenie pomieszczenia
do porządku zajęło mu sporo czasu. Przez kilka godzin szorował podłogę, ściany oraz meble, zanim usunął wszelkie ślady po rozlanym eliksirze. Podczas gdy on harował w pocie czoła, Sverus wygrzewał się przed kominkiem i z rozbawieniem obserwował jego poczynania. Niemal do łez doprowadzała go zaciekłość, z jaką Potter pucował podłogę, usiłując pozbyć się szpecących ją plam. W końcu, Harry głosem przesiąkniętym jadem, oznajmił, iż skończył. Czarnowłosy mężczyzna uważnie zlustrował wzrokiem pracownię.
- Ominąłeś jedno miejsce – uśmiechnął się złośliwie, wskazując palcem niewielką, błękitną kropkę na sekretarzyku.
Gryfon czuł, jak jego krew się burzy. Sięgnął za pazuchę i ryknął:
- Rictusemp…
Nie zdążył wypowiedzieć do końca formuły czaru, a był już pozbawiony różdżki i trafiony zaklęciem porażenia ciała. Nie panując nad swoimi mięśniami, upadł plecami na kamienną podłogę.
- Coś ty sobie myślał, chłopcze? – spytał Snape, cofając urok.
Nastolatek wstał i otrzepał się z kurzu. Spojrzał na niego spode łba
i mruknął:
- Że ci na mnie zależy. Czy tak się traktuje…
- Syna, który zasłużył na karę? – wpadł mu w słowo mężczyzna.
- Tak, Harry. Zrobiłem to tylko i wyłącznie dla twojego dobra.
- Jasne….
- Potraktuj to jak ostrzeżenie – Mistrz Eliksirów puścił jego uwagę mimo uszu – za twoje odzywki, powinieneś oberwać dużo gorzej. Następnym razem nie będę już tak pobłażliwy.
Gryfon zaczął chichotać. Zrozumiał, do czego pije opiekun. Przed oczyma stanął mu obraz rozsierdzonego Voldemorta. Jego dotychczasowe wyobrażenie Czarnego Pana, jako owładniętego szałem maga na oślep rzucającego mordercze klątwy bardzo szybko się rozmyło. Mężczyzna jedynie nadymał się ze złości, obrażał się na niego i unikał go przez jakiś czas. Ponadto, tak rozkosznie się czerwienił… Jeśli można tak powiedzieć
o facecie przypominającym potwora, którym matki straszą niegrzeczne dzieci.
- Harry - Snape położył mu rękę na ramieniu, przerywając jego refleksje.
- Nie możesz dalej postępować w ten sposób - powiedział z powagą.
- Tom obroni cię przed Dumbledore’m, ale kto ochroni cię przed nim? Czarny Pan nie chce cię zabić, co nie oznacza, że tego nie zrobi. Jego cierpliwość się wyczerpuje, a ty balansujesz na granicy…
- Opanuj się – dodał łagodnie.
Wybraniec odchrząknął i zakłopotany odrzekł:
- Ehm, skoro ujmujesz sprawę w ten sposób…
Na zmęczonym obliczu mężczyzny pojawił się krzywy uśmieszek. Chłopak był o wiele bardziej podobny do Lily niż mógł przypuszczać
w najśmielszych snach. Wszyscy doszukiwali się w nim Jamesa, jednak
to geny matki okazały się silniejsze. Upór i bezwzględne trwanie przy swoim stanowisku było typowe dla jego matki. Severus widział zresztą
o wiele więcej: zachowanie Pottera, sposób mówienia, nawet to, w jaki sposób się uśmiechał, unosząc najpierw prawy kącik ust – zdradzało,
że zdecydowanie więcej cech charakteru odziedziczył po Lily. Dlatego też, Snape przyjął jego słowa skinieniem głowy. Po tylu latach spędzonych u boku matki nastolatka, wiedział, ile kosztowało
ją przyznanie się do błędu. Jej syn okazał się taki sam. Jego wypowiedź pełniła funkcję szczątkowych przeprosin i obietnicy, iż postara się pohamować. Mistrz Eliksirów machinalnie sprawdził godzinę
i uświadomił sobie, iż już bardzo późno. Odezwał się więc w stronę bruneta:
- Odprowadzę cię do twojej sypialni. Nie powinieneś o tej godzinie sam chodzić po Dworze. Nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy Bellatrix.
Szli w milczeniu obok siebie. Każdy z nich czuł się skrępowany. Severus miał lekkie wyrzuty sumienia. Bał się, że przez wymierzenie Gryfonowi kary, ich relacje cofną się do poziomu wyjściowego. Wybrańcowi, emocje starszego czarodzieja nie były obce. Wzbierało w nim poczucie winy. Miał wrażenie, iż zawiódł swojego opiekuna. Gdy dotarli do komnaty chłopaka, Snape podał mu niewielką szklaną fiolkę wypełnioną seledynowym wywarem.
- Przed snem do dna – nakazał i odwrócił się, aby odejść, jednakże Harry powstrzymał go, zarzucając mu ręce na szyję. Ten uścisk wyrażał wszystko, czego młodzieniec nie był w stanie ubrać w słowa. Zmieszany pośpiesznie pożegnał się i zamknął się w pokoju. Od razu zażył otrzymany eliksir i już po chwili odczuł przyjemne odprężenie, jak
i dziwaczne wyzucie z emocji. Następnie, tak jak stał, w ubraniu
i okularach rzucił się na łóżko i znużony pełnym wrażeń dniem, zasnął.
*****
Voldemort czuł się wyczerpany. Siedział w ogromnym fotelu przed kominkiem i popijał czerwone wino z pękatego kieliszka. Należała mu się odrobina odpoczynku. Utrzymanie w ryzach szwadronu śmierciożerców wbrew pozorom nie należało do najłatwiejszych zadań, choć pochłaniało zdecydowanie mniej energii niż użeranie się z Potterem. Czarny Pan momentami żałował zawiązania sojuszu z Wybrańcem. Dzieciak okazał się dla niego równie fascynujący, co irytujący. Prze te kilkanaście dni czarnoksiężnik poznał go z zupełnie innej strony. Wyidealizowany obraz Złotego Chłopca z jakim stykał się do tej pory okazał się stekiem bzdur. Prawdziwy Harry okazał się zbuntowanym, zagubionym nastolatkiem. Przypominał mu jego samego z czasów dzieciństwa. Odłożył kieliszek
z niedopitym trunkiem na stolik i przeciągnął się. Dochodziła północ. Czasu udać się na spoczynek – pomyślał. Gdy się odświeżył, stanął przed wielkim, bogato zdobionym lustrem. Powoli otworzył oczy
i uśmiechnął się do własnego odbicia.
Voldemort czuł się wyczerpany. Siedział w ogromnym fotelu przed kominkiem i popijał czerwone wino z pękatego kieliszka. Należała mu się odrobina odpoczynku. Utrzymanie w ryzach szwadronu śmierciożerców wbrew pozorom nie należało do najłatwiejszych zadań, choć pochłaniało zdecydowanie mniej energii niż użeranie się z Potterem. Czarny Pan momentami żałował zawiązania sojuszu z Wybrańcem. Dzieciak okazał się dla niego równie fascynujący, co irytujący. Prze te kilkanaście dni czarnoksiężnik poznał go z zupełnie innej strony. Wyidealizowany obraz Złotego Chłopca z jakim stykał się do tej pory okazał się stekiem bzdur. Prawdziwy Harry okazał się zbuntowanym, zagubionym nastolatkiem. Przypominał mu jego samego z czasów dzieciństwa. Odłożył kieliszek
z niedopitym trunkiem na stolik i przeciągnął się. Dochodziła północ. Czasu udać się na spoczynek – pomyślał. Gdy się odświeżył, stanął przed wielkim, bogato zdobionym lustrem. Powoli otworzył oczy
i uśmiechnął się do własnego odbicia.
*****
Bellatrix była bardzo podekscytowana. Nie dość, że została zwolniona
z odbywania służby skrzata wymyślonej przez Cholernego–Gówniarza–Który–Przeżył, to jeszcze za kilka dni wyruszała na misję razem
z Czarnym Panem. Kobieta czuła się, jakby Boże Narodzenie przesunięto o pół roku naprzód. Nie dbała o to, iż podczas wyprawy towarzyszyć jej będzie również wścibski Bruce, jej własny mąż oraz denerwujący, tłustowłosy szpicel. Miała spędzić kilka cudownych dni z mężczyzną, którego pożądała. Lord Voldemort wzbudzał w niej lęk i fascynację, czuła się przy nim jednocześnie zagrożona i bezpieczna. Czarnoksiężnik absolutnie ją oczarował. Jego chłodna, odpychająca postawa
i niedostępność sprawiała, że pragnęła go jeszcze bardziej. Przed wyjazdem musiała jednak załatwić jedną, niedokończoną sprawę.
Nadszedł czas na długo wyczekiwaną zemstę. Potter wreszcie dozna tego, czego doświadczała ona. Dowie się, co znaczy nieodwzajemniona miłość i upokorzenie. Bellatrix wybuchnęła szaleńczym śmiechem. Nasączyła świeżo upieczone muffinki kilkoma kroplami eliksiru miłosnego. Taka dawka powinna starczyć, by ten mały sukinsyn
na kilka dni bez pamięci zadurzył się w Lordzie Voldemorcie. Zapakowała babeczki do ozdobnego pudełka i udekorowała je kolorową wstążką. Do środka dołączyła jeszcze krótki liścik z zamaszystym podpisem.
- Tę ucztę zapamiętasz do końca życia, Potter – wyszeptała.
*****
Harry niespodziewanie wyrwał się z głębokiego snu. Obudził go Cookie, jednocześnie prawie powodując u niego zawał. Skrzat powiadomił go,
iż za pół godziny zostanie podane śniadanie, po czym deportował się
z głuchym trzaskiem. Harry z trudem zwlókł się z łóżka i przecierając zapuchnięte oczy wyciągnął z otwartej szafy jakieś ubranie. Drapiąc się po plecach, poszedł do łazienki. Zdecydował się na szybki prysznic. Polewał się strugami gorącej wody, a buchająca para skutecznie ograniczała jego pole widzenia. Namydlił głowę i podczas mycia włosów podśpiewywał sobie:
Harry niespodziewanie wyrwał się z głębokiego snu. Obudził go Cookie, jednocześnie prawie powodując u niego zawał. Skrzat powiadomił go,
iż za pół godziny zostanie podane śniadanie, po czym deportował się
z głuchym trzaskiem. Harry z trudem zwlókł się z łóżka i przecierając zapuchnięte oczy wyciągnął z otwartej szafy jakieś ubranie. Drapiąc się po plecach, poszedł do łazienki. Zdecydował się na szybki prysznic. Polewał się strugami gorącej wody, a buchająca para skutecznie ograniczała jego pole widzenia. Namydlił głowę i podczas mycia włosów podśpiewywał sobie:
"(...) Smoke and drink and screw
Thats what I was born to do, woah
Whoa, ohhh, oh oh, hey, hey, hey!
Fuck all night and party all day!
Whoa, ohhh, oh oh, hey, hey, hey!
I'm gonna fuck all night and party all day, let's go
Now God's looking down on me
Saying, "Hey man, way to pay!"
Whoa, ohhh, oh oh, hey, hey, hey!
Fuck all night and party all day!
Whoa, ohhh, oh oh, hey, hey, hey!
Fuck all night and party all day(...)"*
*****
Domownicy Dworu Salazara siedzieli przy długim stole i gawędzili
ze sobą, czekając aż skrzaty podadzą śniadanie. Brakowało jedynie Pottera. Severus nieustannie nerwowo zerkał na drzwi. Martwił się
o niego. Zastanawiał się, czy eliksir uchronił go przed atakiem
i czy przypadkiem chłopak nie leży na podłodze swojej komnaty wykrwawiony i dogorywający. Wtem, z przeraźliwym skrzypieniem rozwarły się stare wrota i do jadalni wkroczył Harry we własnej osobie.
- Aaa, moje oczy – wrzasnął Snape, gwałtownie odchylając się do tyłu, przez co prawie spadł z krzesła. Wszyscy obecni w pomieszczeniu zwrócili wzrok na spóźnialskiego i jednogłośnie roześmiali się.
Twarz nastolatka poczerwieniała, zarówno ze złości, jak i ze wstydu.
Na jego ciele błyszczały kropelki wody, włosy miał nadal rozczochrane
i mokre. Był całkiem nagi, jeśli nie liczyć złotych, błyszczących i bardzo obcisłych bokserek.
- Ty! Wiem, że to twoja sprawka – warknął w kierunku Malfoya, który jako jedyny usiłował zachować kamienną twarz.
- Nic mi nie udowodnisz – Ślizgon wzruszył ramionami – i w ogóle nie wiem, dlaczego tak się rzucasz, całkiem nieźle ci w tym kolorze.
Gryfon zmarszczył brwi i prychnął. Nie cierpiał, kiedy ktoś
go prowokował, a zwłaszcza kiedy robił to blondyn. Już miał porządnie przyłożyć swojemu rówieśnikowi, kiedy ktoś się wtrącił.
- Ależ Harry, Draco ma rację, wyglądasz wprost powalająco.
Słowa te wypowiedział nieznany nastolatkowi młody mężczyzna siedzący u szczytu stołu.
- A kim ty niby jesteś? – fuknął nadal poirytowany brunet.
Czarodziej uśmiechnął się szelmowsko, błyskając olśniewająco białymi zębami.
- Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
_______________________________________________
* Steel Panther „Party All Day”
Uważam, że tłumaczenie tego fragmentu jest zbędne, jednakże wstawiam link z piosenką, tekstem oraz translacją LINK
Uuuu, Harry taki niegrzeczny :x
Boże, kocham ten rozdział! Wejście Harry'ego - BOMBA! Ciekawi mnie niezmiernie wygląd Czarnego Pana i dalszy rozwój wydarzeń <3
OdpowiedzUsuńMam pytanie, czy masz może Gadu- Gadu, żebyśmy mogły popisać? :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię i moglabyś mnie informować o nowym ?
OdpowiedzUsuńColloportus97
Witaj. Warto było tyle poczekać na kolejny wpis. Jak zwykle, świetny.
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie, idealnie, perfekcyjnie, o czym na pewno wiesz, bla,bla,bla, lecą same superlatywy. Nie będę już więcej truł na ten temat.
Fabuła. Brakuje mi słów. Scena z lekcją eliksirów - genialna. Staremu Severusowi przywróciłaś trochę wigoru i tej jego wredoty. Jak się przekomarzał z Malfoy'em haha. I ten jego tekst do Pottera: "Ominąłeś jedno miejsce" - wypas, nie dziwię się, że bliznowaty się wkurzył xD
Później kolejny kwiatek: "Czarny Pan nie chce cię zabić, co nie oznacza, że tego nie zrobi" - Borze szumiący...
Scena z Bellą - również git. Fajnie opisałaś jej uczucia względem Voldzia. "Mały sukinsyn, Cholerny-Gówniarz, Który Przeżył" - te określenia zwalają z nóg.
Harry śpiewający pod prysznicem. Nie. Nie. Nie. Nie mogę pozbyć się z głowy tego widoku, a uwierz, nie jest on wcale miły. A piosenka fajna, Steel Panther wymiatają. "Asian Hooker" rządzi ^^
A to jak tam wpadł, hahaha. Snape, mam do gościa coraz większy szacunek: "moje oczy (...)" - świetny fragment.
Te złote bokserki, haha, ciekawe czy ma dużego. Hmm.. może nie powinenem był tego pisać? Nieważne, takie luźne rozmyślenia.
No i zbliżamy się do tego etapu, kiedy między Czarnym Panem a Wybrańcem zacząłem odczuwać delikatnie mówiąc napięcie.
Cóż... zobaczymy, jak to będzie dalej. Na razie życzę Ci dużo weny.
Lubię Twoje opowiadanie. Jest bardzo ciekawe :3 Podoba mi się szczerze :3 Pozdrawiam i życzę weny :3
OdpowiedzUsuńCzeeeść :D
OdpowiedzUsuńCO by ci tu... Nie będę ci... truć o tym, jak świetnie piszesz, o twoim cudownym stylu, pięknym języku itp., itd.
Harry musiał szorować klasę, bidactwo D: Ale widzę, że Severus i Harry zaczynają żyć w coraz lepszych stosunkach.
"Cholernego–Gówniarza–Który–Przeżył" - powaliło mnie na łopatki xD
"Kobieta czuła się, jakby Boże Narodzenie przesunięto o pół roku naprzód" - to mnie dobiło. Nie wstałam.
"Aaa, moje oczy" - UMARŁAM.
Pozdrawiam i życzę weny, z nadzieją, że zmartwychwstanę
always
hej! :*
OdpowiedzUsuńświetny, super, mega blog!
u mnie nowy rozdział :D`verita
Jestem zagorzalom fanka paringu Toma i Harry'ego. Przeczytałam już chyba wszystko co jest o nich po polsku i niewiem jakim cudem umknął mi twój blog. Już nadrobilam to przeoczenie. Masz ciekawa metodę pisania. Cóż jestem zachwycona rozwojem wydarzeń, nigdy bym nie przypuszczala, że Bellatrix tak się właśnie zemścić. Mam nadzieję, że dzięki temu dojdzie do czegoś więcej. Co do żartu Draco nawet nie wiem co powiedzieć :D Teraz dopiero zacznie się dziać, nie mogę się już doczekać.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńha Voldemort zrobił coś ze swoim wyglądem, Severus wymierzył karę Harremu i tak był czuły... niech ktoś inny zje te babeczki...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia