Rozległy się niemrawe pozdrowienia. Nikt nie wykazał
większej inicjatywy. Dumbledore spojrzał wymownie na Snape’a. Mężczyzna
parsknął w duchu, lecz zdawał sobie sprawę, iż nie może wypaść z roli. Zgodnie
z wolą dyrektora wstał ze swojego miejsca i zaproponował
je Bundy’emu.
- Severus Snape – przedstawił się, niechętnie wyciągając ku niemu dłoń – jestem głównym szpiegiem Zakonu i…
- Nie obchodzi mnie, kim jesteś – syknął czarnoksiężnik tak, aby tylko on mógł go usłyszeć – ale lepiej miej się na baczności – zagroził.
– Mów mi Ted – dodał już głośniej, nieprzyjemnym, zgrzytliwym głosem.
Wtem Mistrz Eliksirów doznał olśnienia. Bundy idealnie odpowiadał rysopisowi oprawcy Lupina. Z opowieścią Pottera zgadzał się każdy, najmniejszy nawet szczegół. Wezbrała w nim nagle dzika ochota uduszenia tego łotra, tu i teraz, gołymi rękami. Aż go świerzbiło,
by przyłożyć mu w łeb, chociaż jeden raz. Najchętniej rzuciłby na obecnych zaklęcie porażenia ciała i zabrał delikwenta do Dworu Salazara. Tom dobrze by się nim zaopiekował… Poskromił jednak swoje mordercze odruchy. Wykrzywił twarz w grymasie nienawiści, który
w szkole rezerwował tylko dla Harry’ego. Obecni przy stole spojrzeli
po sobie z zakłopotaniem. Widać było jak na dłoni, iż Severusowi, Ted zbytnio nie przypadł do gustu, lecz dlaczego od razu okazał taką antypatię? Ron pokusił się o złośliwą uwagę:
- Coś
pana boli, profesorze? – zapytał impertynencko.je Bundy’emu.
- Severus Snape – przedstawił się, niechętnie wyciągając ku niemu dłoń – jestem głównym szpiegiem Zakonu i…
- Nie obchodzi mnie, kim jesteś – syknął czarnoksiężnik tak, aby tylko on mógł go usłyszeć – ale lepiej miej się na baczności – zagroził.
– Mów mi Ted – dodał już głośniej, nieprzyjemnym, zgrzytliwym głosem.
Wtem Mistrz Eliksirów doznał olśnienia. Bundy idealnie odpowiadał rysopisowi oprawcy Lupina. Z opowieścią Pottera zgadzał się każdy, najmniejszy nawet szczegół. Wezbrała w nim nagle dzika ochota uduszenia tego łotra, tu i teraz, gołymi rękami. Aż go świerzbiło,
by przyłożyć mu w łeb, chociaż jeden raz. Najchętniej rzuciłby na obecnych zaklęcie porażenia ciała i zabrał delikwenta do Dworu Salazara. Tom dobrze by się nim zaopiekował… Poskromił jednak swoje mordercze odruchy. Wykrzywił twarz w grymasie nienawiści, który
w szkole rezerwował tylko dla Harry’ego. Obecni przy stole spojrzeli
po sobie z zakłopotaniem. Widać było jak na dłoni, iż Severusowi, Ted zbytnio nie przypadł do gustu, lecz dlaczego od razu okazał taką antypatię? Ron pokusił się o złośliwą uwagę:
- Tak, twoja głupota, Weasley. Jej ogrom z pewnością nie tylko mnie kłuje w oczy – odciął się Snape.
Twarz rudzielca cała poczerwieniała. Jego matka zrobiła oburzoną minę
i zaczerpnęła powietrza, by mu odpowiedzieć, lecz głos zabrał Dumbledore.
- Molly, daj spokój. A ty, Ron, zachowuj się, to w końcu twój nauczyciel
i należy mu się szacunek. Severusie - dość. Nie zebraliśmy się tutaj, aby się kłócić, tylko uzgodnić kilka bardzo ważnych kwestii…
Monolog Albusa dłużył się w nieskończoność. Jak zwykle, nie zostało powiedziane nic konkretnego. Oprócz poinformowania członków stowarzyszenia o rzekomym fatalnym stanie „uwięzionego” Gryfona
i niemożności jego odbicia, staruszek cały czas lał wodę. W sprawie zniknięcia Remusa również zachował milczenie. Dopiero przyparty
do muru przez Tonks, bardzo ogólnikowo wyjaśnił, iż Lupin wyjechał do Australii, na misję dyplomatyczną i z przyczyn technicznych nie utrzymuje z nikim kontaktu, jedynie sporadycznie wysyła dowództwu sowy. Kobieta odetchnęła z ulgą, inni przyjaciele Lunatyka także się uspokoili. W Snape’ie ponownie się zagotowało. Czy oni nic nie rozumieją? – zadał sobie retoryczne pytanie. Znowu ich zbywa, a ci głupcy spijają każde jego słowo, jakby było na wagę złota – irytował się w myślach. Nie zauważyli, że wojna tocząca się w Wielkiej Brytanii czy nawet w całej Europie, nigdy w znaczącym stopniu nie wpłynie na kontynent Oceanii? A może nie chcą zauważyć – pieklił się. To przecież istna błazenada! Prosić o wsparcie w wojnie, która w ogóle nie dotyczy ich narodu. Australijczycy musieliby być kompletnymi idiotami, gdyby zgodzili się lecieć do Imperium i bić się za obcych. Nawet hipogryf domyśliłby się, że to zwykła ściema. Merlinie! – zaklął.
Kiedy tylko spotkanie się skończyło, Snape chwycił swoją pelerynę.
Nie miał ochoty spożywać kolacji w towarzystwie Dumbledore’a i spółki. Deportował się z pobliskiego wzgórza i popędził do Dworu Salazara. Miał dla Toma cenne informacje.
*****
Harry wciąż był nieco otumaniony działaniem leku. Otępiałym wzrokiem gapił się w przestrzeń, nie zwracając specjalnej uwagi na Voldemorta. To wszystko działo się zbyt szybko. Jego życie przypominało mu jazdę na zdezelowanym rollercosterze. Brakowało mu stabilizacji. Ciągłe zawirowania, zmiany stron. Zaczynał mieć tego
po dziurki w nosie. Nie był meblem, który można przestawiać
w dowolne miejsce. Od dziecka pragnął tylko jednego: poczucia bezpieczeństwa i miłości. Gdy trafił do Dworu Salazara i przekonał się,
iż ze strony Czarnego Pana nic mu nie grozi, łudził się, że w końcu tego doświadczy. Jednak teraz wszystkie jego wątpliwości się rozwiały.
Nie tylko Ten, Którego Nie Wolno Wymawiać czyhał na jego życie. Przez lata otaczał się ludźmi, którzy dziś są potencjalnymi zamachowcami. Gryfon zaklął. Chyba nie jest mi pisane bycie szczęśliwym – pomyślał ponuro. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzymam? – zastanawiał się. Ostatnio, często wyobrażał sobie linię swojego życia. Podejrzewał, że była wyblakła, nijaka. Postrzępiona w wielu miejscach, prawie przerwana. Tak jakby straszliwe Mojry ciągle zmieniały zdanie dotyczące jego egzystencji.
- Harry… - powiedział łagodnie Voldemort – zapewniam cię, wszystko się ułoży.
- Łatwo ci mówić – zakpił chłopak – już raz kopnąłeś w kalendarz,
a tu proszę. Pewnie niedługo ogłoszą cię nowym Jezusem – szydził, nawiązując do zmartwychwstania Chrystusa
- To nie tak…
- Więc jak? – napastliwie zapytał nastolatek.
Zrezygnowany Tom wzruszył ramionami. Wiedział, że nastolatek nie ustąpi. Niekiedy jego upór był cechą godną pozazdroszczenia, ale częściej po prostu działał mu na nerwy. Normalnie nie pozwoliłby szczeniakowi tak sobą dyrygować, lecz po tym co się wydarzyło… Postanowił pójść na ustępstwo.
*****
Przystojny, ciemnowłosy młodzieniec szedł okurzoną wiejską drogą, wesoło pogwizdując. Był w szampańskim humorze. Minął drewniany znak, informujący go, że cel jego wędrówki znajduje się już blisko. Zszedł ze zbocza, z którego roztaczał się widok na całą okolicę i skręcił w prawo, opuszczając szeroką, wydeptaną ścieżkę. Krajobrazy stawały się coraz dziksze. Wysokie, nierówno przycięte żywopłoty ocieniały wyboistą dróżkę. Wreszcie, chłopak zatrzymał się przed maleńką chatką położoną na skraju lasu. Z ustami rozciągniętymi
w uśmiechu i oczami błyszczącymi radością zapukał do drzwi frontowych, nie zważając na przybitego do nich węża. Chwilę czekał na odpowiedź, jednak gdy nikt nie zareagował, sam je otworzył
i wszedł do środka. Od razu dostrzegł mężczyznę rozciągniętego na kanapie. Obok niego leżało kilkanaście pustych, poprzewracanych butelek po ognistej whisky. Młodzieniec pokręcił głową
z dezaprobatą i szturchnął czarodzieja, aby go zbudzić. Nie przyniosło
to zamierzonego efektu. Chłopak uśmiechnął się złośliwie i wyjął
z kieszeni różdżkę. Skierował ją na śpiącego i wystrzelił z niej strumień wody. Ku jego zaskoczeniu, mężczyzna nadal spał. Zdezorientowany młodzieniec podszedł bliżej i zrzucił koc, którym okryty był czarodziej. W jego nozdrza buchnął silny odór zgnilizny. Nieprzygotowany
na podobny widok, wrzasnął. Mężczyzna był dogorywający. Miał odcięte uszy, a także kilka palców, a z jego boku ziała wielka rana.
To właśnie ona stanowiła źródło smrodu. Chłopak nachylił się nad nią i gwałtownie odskoczył. W żywym mięsie kłębiły się oślizgłe, białe robale i zjadały tego człowieka od środka. Młodzieniec zacisnął ręce. Na oślep zaczął rzucać niszczące zaklęcia. Świetliste promienie odbijały się od ścian i demolowały i tak już zaniedbany dom. Jego destrukcyjny szał przerwał zwierzęcy skowyt dobiegający z ust rannego. Chłopak natychmiast do niego podbiegł. Gdy czarodziej go zobaczył, oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia. Chwilę później, na jego zmaltretowanej twarzy zagościło zrozumienie. Z wyraźnym wysiłkiem uniósł rękę i zsunął z palca pierścień z czarnym kamieniem. Klejnot potoczył się pod nogi młodzieńca, który podniósł go
i niepewnie schował do kieszeni. Mężczyzna wydał z siebie serię nieartykułowanych odgłosów, po czym przesunął palcem po własnej szyi. Chłopak zrozumiał ten przekaz. Nie patrząc na cierpiącego, uniósł różdżkę i wypowiedział zaklęcie.
*****
- Czy to… - Harry’emu głos uwiązł w gardle.
- Tak. To byłem ja. Miałem wtedy szesnaście lat.
- A ten mężczyzna?
- Morfin Gaunt. Brat mojej matki. To miało być nasze pierwsze spotkanie
- Zabiłeś go!
- Potępiasz mnie za to? – zapytał cicho Voldemort głosem przesyconym groźbą.
- Widziałeś, w jakim był stanie. On błagał o śmierć. Przysłużyłem mu się, skracając jego męki.
Zamilkł na chwilę.
- To, co zrobiłem, było moim pierwszym krokiem na drodze do nieśmiertelności.
- Nadal nie rozumiem…
- Już w wieku trzynastu lat fascynowałem się ideą życia wiecznego. Dużo czytałem, prowadziłem własne badania, aż w końcu natrafiłem na coś, co wydawało mi się idealnym rozwiązaniem. Horkruksy.
- Co proszę?
- Natrafiłem na tę frazę, gdy byłem w piątej klasie, podczas lektury jednego z woluminów z Działu Ksiąg Zakazanych. Słowo to oznacza cząstkę duszy, która została ukryta w jakimś przedmiocie. Tak długo, jak owy fragment istnieje, nie pozwala umrzeć swemu właścicielowi – wyjaśnił cierpliwie Tom.
Trybiki w głowie Harry’ego rozpoczęły szaleńczą pracę. To rozwiązałoby jego problemy. Nie musiałby się przejmować, czy zakrztusi się podczas posiłku ani czy jakiś pomyleniec nie zdmuchnie go na ulicy. Horkruksy dawałyby mu gwarancję na nietykalność. Coś jednak mu się w nich nie podobało…
- Skoro zapewniają nieśmiertelność, to dlaczego wszyscy sobie ich nie tworzą?
Czarny Pan uśmiechnął się krzywo.
- Trafne pytanie – pochwalił Gryfona – widzisz, aby stworzyć horkurksa, należy najpierw rozedrzeć swoją duszę. Dokonuje się tego poprzez – zawahał się chwilę – akt przemocy.
Brunetowi podskoczyło ciśnienie. Doskonale wiedział, co czarnoksiężnik miał na myśli.
- Poprzez morderstwo, to chciałeś powiedzieć – poprawił go.
- Całkiem niezły eufemizm – ironizował.
- Teraz już się nie dziwię, że tylko największe szumowiny się na to decydują.
Czarny Pan nie dał po sobie poznać, że uwaga go dotknęła. Nie mógł pozwolić, by chłopak wiedział, iż przejmuje się jego przytykami. Zgromił go wzrokiem i odpowiedział chłodnym tonem:
- Hamuj język, Potter. Moja cierpliwość też ma swoje granice.
- Wybacz, mój panie – Wybraniec teatralnie się skłonił – czy zechcesz kontynuować?
Mag przewrócił oczami. Na tego chłopaka nie ma już siły. Już nie wprawiał go w zdumienie fakt, iż jego wujostwo zamykało go w komórce pod schodami. Sam żałował, że nie przewidział czegoś takiego w projekcie dworu. Nadawałoby się idealnie do izolowania nieznośnych nastolatków. Odchrząknął jednak i podjął przerwaną opowieść.
- Mylisz się. Wiele bardzo znanych osobistości posiada horkruksy.
I zauważ, w jaki sposób stworzyłem swój. Dobiłem człowieka, który był już umierający. Położyłem kres jego cierpieniu. Możesz mnie za to obwiniać? Tak naprawdę, zrobiłem wtedy dobry uczynek.
Gryfon nie wiedział, co odpowiedzieć. Patrząc na to z perspektywy przedstawionej przez Toma, czyn ten rzeczywiście nie wydawał się gorszący. Był wręcz pewnego rodzaju miłosierdziem.
- Stworzyłem jeszcze sześć horkruksów, każdy w analogicznej sytuacji do wypadku z Morfinem. Fragmenty duszy pieczętowałem w potężnych magicznych artefaktach, by zapewnić im jak największe bezpieczeństwo. Zakląłem je między innymi w pierścieniu mego wuja, który oznaczał powinowactwo do Peverelów oraz w medalionie Salazara, będącego w rodzinie Gauntów od wieków. Ostatniego horkruksy stworzyłem nieświadomie, piętnaście lat temu.
Szczęka Pottera opadła na podłogę. Zdał sobie sprawę, do czego zmierza Czarny Pan. Więc na tym polega ich połączenie. Dlatego rozumie mowę wężów i przejawia cechy Slytherina. Tkwi w nim cząstka duszy samego Lorda Voldemorta!
- I ty tak serio? – upewnił się jeszcze.
- Tak. Nasz związek dodatkowo umocnił fakt, iż aby się odrodzić użyłem twojej krwi – odpowiedział Tom bezbarwnym tonem w oczekiwaniu na wybuch.
Nastolatek wzruszył ramionami.
- To grubo. – rzucił tylko.
Czarnoksiężnik nie wierzył własnym uszom. Przed chwilą ujawnił młodemu, że ma w sobie cząstkę JEGO duszy, a on nawet się tym nie przejął? Gdzie się podział dawny Potter? Harry, którego znał z pewnością rozpaczałby, obróciłby w pył pomieszczenie, w którym akurat się znajdował, złorzeczyłby, a może nawet by się rozpłakał z bezsilności wobec jakże niesprawiedliwych wyroków losu. Pomijając jego niezwykle arogancką i lekceważącą wypowiedź… Spłynęło to po nim jak po kaczce.
- Nie wściekasz się? – zdumiał się Voldemort.
- Po co? Gniewem i tak bym nic nie osiągnął. Kiedyś wprost szalałbym ze złości, ale skoro między nami jest już ok… I jakby nie patrzeć, wyposażyłeś mnie w całkiem fajne supermoce – zażartował.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się z wyższością. Puścił mu oczko i skierował się w stronę drzwi, dając do zrozumienia, że rozmowa jest skończona, gdy…
- Tom? Mogę cie o coś zapytać?
- Już to zrobiłeś. Dwa razy.
Brwi Gryfona uniosły się aż po nasadę włosów. Czy Czarny Pan usiłuje być dowcipny, czy tylko mu się wydaje? Mężczyzna machnął ręką nieco zakłopotany.
- Nieważne, pytaj – mruknął.
- Jakie znane osobistości mają horkruksy?
- Długo można wymieniać – westchnął – spośród starszych pokoleń najsłynniejszą ich posiadaczką była Kirke*. W Wielkiej Brytanii Morgana** oraz Edward Kelly***, we Francji parający się wróżbiarstwem Jean Baptiste Alliette****
w dowolne miejsce. Od dziecka pragnął tylko jednego: poczucia bezpieczeństwa i miłości. Gdy trafił do Dworu Salazara i przekonał się,
iż ze strony Czarnego Pana nic mu nie grozi, łudził się, że w końcu tego doświadczy. Jednak teraz wszystkie jego wątpliwości się rozwiały.
Nie tylko Ten, Którego Nie Wolno Wymawiać czyhał na jego życie. Przez lata otaczał się ludźmi, którzy dziś są potencjalnymi zamachowcami. Gryfon zaklął. Chyba nie jest mi pisane bycie szczęśliwym – pomyślał ponuro. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzymam? – zastanawiał się. Ostatnio, często wyobrażał sobie linię swojego życia. Podejrzewał, że była wyblakła, nijaka. Postrzępiona w wielu miejscach, prawie przerwana. Tak jakby straszliwe Mojry ciągle zmieniały zdanie dotyczące jego egzystencji.
- Harry… - powiedział łagodnie Voldemort – zapewniam cię, wszystko się ułoży.
- Łatwo ci mówić – zakpił chłopak – już raz kopnąłeś w kalendarz,
a tu proszę. Pewnie niedługo ogłoszą cię nowym Jezusem – szydził, nawiązując do zmartwychwstania Chrystusa
- To nie tak…
- Więc jak? – napastliwie zapytał nastolatek.
Zrezygnowany Tom wzruszył ramionami. Wiedział, że nastolatek nie ustąpi. Niekiedy jego upór był cechą godną pozazdroszczenia, ale częściej po prostu działał mu na nerwy. Normalnie nie pozwoliłby szczeniakowi tak sobą dyrygować, lecz po tym co się wydarzyło… Postanowił pójść na ustępstwo.
*****
Przystojny, ciemnowłosy młodzieniec szedł okurzoną wiejską drogą, wesoło pogwizdując. Był w szampańskim humorze. Minął drewniany znak, informujący go, że cel jego wędrówki znajduje się już blisko. Zszedł ze zbocza, z którego roztaczał się widok na całą okolicę i skręcił w prawo, opuszczając szeroką, wydeptaną ścieżkę. Krajobrazy stawały się coraz dziksze. Wysokie, nierówno przycięte żywopłoty ocieniały wyboistą dróżkę. Wreszcie, chłopak zatrzymał się przed maleńką chatką położoną na skraju lasu. Z ustami rozciągniętymi
w uśmiechu i oczami błyszczącymi radością zapukał do drzwi frontowych, nie zważając na przybitego do nich węża. Chwilę czekał na odpowiedź, jednak gdy nikt nie zareagował, sam je otworzył
i wszedł do środka. Od razu dostrzegł mężczyznę rozciągniętego na kanapie. Obok niego leżało kilkanaście pustych, poprzewracanych butelek po ognistej whisky. Młodzieniec pokręcił głową
z dezaprobatą i szturchnął czarodzieja, aby go zbudzić. Nie przyniosło
to zamierzonego efektu. Chłopak uśmiechnął się złośliwie i wyjął
z kieszeni różdżkę. Skierował ją na śpiącego i wystrzelił z niej strumień wody. Ku jego zaskoczeniu, mężczyzna nadal spał. Zdezorientowany młodzieniec podszedł bliżej i zrzucił koc, którym okryty był czarodziej. W jego nozdrza buchnął silny odór zgnilizny. Nieprzygotowany
na podobny widok, wrzasnął. Mężczyzna był dogorywający. Miał odcięte uszy, a także kilka palców, a z jego boku ziała wielka rana.
To właśnie ona stanowiła źródło smrodu. Chłopak nachylił się nad nią i gwałtownie odskoczył. W żywym mięsie kłębiły się oślizgłe, białe robale i zjadały tego człowieka od środka. Młodzieniec zacisnął ręce. Na oślep zaczął rzucać niszczące zaklęcia. Świetliste promienie odbijały się od ścian i demolowały i tak już zaniedbany dom. Jego destrukcyjny szał przerwał zwierzęcy skowyt dobiegający z ust rannego. Chłopak natychmiast do niego podbiegł. Gdy czarodziej go zobaczył, oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia. Chwilę później, na jego zmaltretowanej twarzy zagościło zrozumienie. Z wyraźnym wysiłkiem uniósł rękę i zsunął z palca pierścień z czarnym kamieniem. Klejnot potoczył się pod nogi młodzieńca, który podniósł go
i niepewnie schował do kieszeni. Mężczyzna wydał z siebie serię nieartykułowanych odgłosów, po czym przesunął palcem po własnej szyi. Chłopak zrozumiał ten przekaz. Nie patrząc na cierpiącego, uniósł różdżkę i wypowiedział zaklęcie.
*****
- Czy to… - Harry’emu głos uwiązł w gardle.
- Tak. To byłem ja. Miałem wtedy szesnaście lat.
- A ten mężczyzna?
- Morfin Gaunt. Brat mojej matki. To miało być nasze pierwsze spotkanie
- Zabiłeś go!
- Potępiasz mnie za to? – zapytał cicho Voldemort głosem przesyconym groźbą.
- Widziałeś, w jakim był stanie. On błagał o śmierć. Przysłużyłem mu się, skracając jego męki.
Zamilkł na chwilę.
- To, co zrobiłem, było moim pierwszym krokiem na drodze do nieśmiertelności.
- Nadal nie rozumiem…
- Już w wieku trzynastu lat fascynowałem się ideą życia wiecznego. Dużo czytałem, prowadziłem własne badania, aż w końcu natrafiłem na coś, co wydawało mi się idealnym rozwiązaniem. Horkruksy.
- Co proszę?
- Natrafiłem na tę frazę, gdy byłem w piątej klasie, podczas lektury jednego z woluminów z Działu Ksiąg Zakazanych. Słowo to oznacza cząstkę duszy, która została ukryta w jakimś przedmiocie. Tak długo, jak owy fragment istnieje, nie pozwala umrzeć swemu właścicielowi – wyjaśnił cierpliwie Tom.
Trybiki w głowie Harry’ego rozpoczęły szaleńczą pracę. To rozwiązałoby jego problemy. Nie musiałby się przejmować, czy zakrztusi się podczas posiłku ani czy jakiś pomyleniec nie zdmuchnie go na ulicy. Horkruksy dawałyby mu gwarancję na nietykalność. Coś jednak mu się w nich nie podobało…
- Skoro zapewniają nieśmiertelność, to dlaczego wszyscy sobie ich nie tworzą?
Czarny Pan uśmiechnął się krzywo.
- Trafne pytanie – pochwalił Gryfona – widzisz, aby stworzyć horkurksa, należy najpierw rozedrzeć swoją duszę. Dokonuje się tego poprzez – zawahał się chwilę – akt przemocy.
Brunetowi podskoczyło ciśnienie. Doskonale wiedział, co czarnoksiężnik miał na myśli.
- Poprzez morderstwo, to chciałeś powiedzieć – poprawił go.
- Całkiem niezły eufemizm – ironizował.
- Teraz już się nie dziwię, że tylko największe szumowiny się na to decydują.
Czarny Pan nie dał po sobie poznać, że uwaga go dotknęła. Nie mógł pozwolić, by chłopak wiedział, iż przejmuje się jego przytykami. Zgromił go wzrokiem i odpowiedział chłodnym tonem:
- Hamuj język, Potter. Moja cierpliwość też ma swoje granice.
- Wybacz, mój panie – Wybraniec teatralnie się skłonił – czy zechcesz kontynuować?
Mag przewrócił oczami. Na tego chłopaka nie ma już siły. Już nie wprawiał go w zdumienie fakt, iż jego wujostwo zamykało go w komórce pod schodami. Sam żałował, że nie przewidział czegoś takiego w projekcie dworu. Nadawałoby się idealnie do izolowania nieznośnych nastolatków. Odchrząknął jednak i podjął przerwaną opowieść.
- Mylisz się. Wiele bardzo znanych osobistości posiada horkruksy.
I zauważ, w jaki sposób stworzyłem swój. Dobiłem człowieka, który był już umierający. Położyłem kres jego cierpieniu. Możesz mnie za to obwiniać? Tak naprawdę, zrobiłem wtedy dobry uczynek.
Gryfon nie wiedział, co odpowiedzieć. Patrząc na to z perspektywy przedstawionej przez Toma, czyn ten rzeczywiście nie wydawał się gorszący. Był wręcz pewnego rodzaju miłosierdziem.
- Stworzyłem jeszcze sześć horkruksów, każdy w analogicznej sytuacji do wypadku z Morfinem. Fragmenty duszy pieczętowałem w potężnych magicznych artefaktach, by zapewnić im jak największe bezpieczeństwo. Zakląłem je między innymi w pierścieniu mego wuja, który oznaczał powinowactwo do Peverelów oraz w medalionie Salazara, będącego w rodzinie Gauntów od wieków. Ostatniego horkruksy stworzyłem nieświadomie, piętnaście lat temu.
Szczęka Pottera opadła na podłogę. Zdał sobie sprawę, do czego zmierza Czarny Pan. Więc na tym polega ich połączenie. Dlatego rozumie mowę wężów i przejawia cechy Slytherina. Tkwi w nim cząstka duszy samego Lorda Voldemorta!
- I ty tak serio? – upewnił się jeszcze.
- Tak. Nasz związek dodatkowo umocnił fakt, iż aby się odrodzić użyłem twojej krwi – odpowiedział Tom bezbarwnym tonem w oczekiwaniu na wybuch.
Nastolatek wzruszył ramionami.
- To grubo. – rzucił tylko.
Czarnoksiężnik nie wierzył własnym uszom. Przed chwilą ujawnił młodemu, że ma w sobie cząstkę JEGO duszy, a on nawet się tym nie przejął? Gdzie się podział dawny Potter? Harry, którego znał z pewnością rozpaczałby, obróciłby w pył pomieszczenie, w którym akurat się znajdował, złorzeczyłby, a może nawet by się rozpłakał z bezsilności wobec jakże niesprawiedliwych wyroków losu. Pomijając jego niezwykle arogancką i lekceważącą wypowiedź… Spłynęło to po nim jak po kaczce.
- Nie wściekasz się? – zdumiał się Voldemort.
- Po co? Gniewem i tak bym nic nie osiągnął. Kiedyś wprost szalałbym ze złości, ale skoro między nami jest już ok… I jakby nie patrzeć, wyposażyłeś mnie w całkiem fajne supermoce – zażartował.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się z wyższością. Puścił mu oczko i skierował się w stronę drzwi, dając do zrozumienia, że rozmowa jest skończona, gdy…
- Tom? Mogę cie o coś zapytać?
- Już to zrobiłeś. Dwa razy.
Brwi Gryfona uniosły się aż po nasadę włosów. Czy Czarny Pan usiłuje być dowcipny, czy tylko mu się wydaje? Mężczyzna machnął ręką nieco zakłopotany.
- Nieważne, pytaj – mruknął.
- Jakie znane osobistości mają horkruksy?
- Długo można wymieniać – westchnął – spośród starszych pokoleń najsłynniejszą ich posiadaczką była Kirke*. W Wielkiej Brytanii Morgana** oraz Edward Kelly***, we Francji parający się wróżbiarstwem Jean Baptiste Alliette****
- A bardziej współczesne postacie?
- Lewis Caroll, Michael Jackson…
- Co? Przecież to mugole! – przerwał mu.
Voldemort wybuchnął gromkim śmiechem.
- Och, Harry, ty jednak nadal nie jesteś wtajemniczony w nasz świat. Caroll to jeden z najwybitniejszych czarodziejskich bajkopisarzy obok Barda Beedle’a. „Alicja w Krainie Czarów” oraz jej kontynuacja opowiada o przygodach jego córeczki. Caroll tak zachwycił się książką,
iż postanowił udostępnić ją mugolom, by także mogli doświadczyli odrobiny magii. Zmienił tylko formę z biografii na bajkę. Pośród mugolskiej społeczności, powieść odniosła duży sukces komercyjny
i do dziś uważa się ją za najlepszą fikcję literacką.
- No dobra, a Jackson? – brunet nadal nie wyglądał na przekonanego.
- Michaela zawsze ciągnęła scena, uwielbiał występować. Jest czarodziejem półkrwi i...
- Jest? Przecież on nie… - nastolatek cały czas był sceptycznie nastawiony.
- Żyje. Po prostu nie chciał kontynuować swojej kariery wśród niemagicznych ludzi. Gdyby zniknął bez śladu, zaczęłyby się poszukiwania, akcje ratunkowe i ktoś w końcu by go odnalazł. MJ poszedł po najmniejszej linii oporu. Powtórzył trick Mercury’ego, Cobaina, Morrisona. Transmutował jakiś przedmiot w swoje ciało i stał się wolny.
Harry wydawał się lekko zniesmaczony. Przypomniało mu się truchło Barty’ego Croucha przemienione w kość i zakopane w ogródku Hagrida.
- Oni wszyscy? - spytał
- Owszem. – odparł Voldemort
- Udawanie własnego zgonu to popularny motyw wśród czarodziejów – zauważył.
- Ale wiesz co, masz rację, wierzę ci. Nawet dostrzegam pewne podobieństwo między tobą a Michaelem.
- Jakie? – zdumiał się Tom
- On też nie ma nosa***** – zachichotał złośliwie Harry.
- Lewis Caroll, Michael Jackson…
- Co? Przecież to mugole! – przerwał mu.
Voldemort wybuchnął gromkim śmiechem.
- Och, Harry, ty jednak nadal nie jesteś wtajemniczony w nasz świat. Caroll to jeden z najwybitniejszych czarodziejskich bajkopisarzy obok Barda Beedle’a. „Alicja w Krainie Czarów” oraz jej kontynuacja opowiada o przygodach jego córeczki. Caroll tak zachwycił się książką,
iż postanowił udostępnić ją mugolom, by także mogli doświadczyli odrobiny magii. Zmienił tylko formę z biografii na bajkę. Pośród mugolskiej społeczności, powieść odniosła duży sukces komercyjny
i do dziś uważa się ją za najlepszą fikcję literacką.
- No dobra, a Jackson? – brunet nadal nie wyglądał na przekonanego.
- Michaela zawsze ciągnęła scena, uwielbiał występować. Jest czarodziejem półkrwi i...
- Jest? Przecież on nie… - nastolatek cały czas był sceptycznie nastawiony.
- Żyje. Po prostu nie chciał kontynuować swojej kariery wśród niemagicznych ludzi. Gdyby zniknął bez śladu, zaczęłyby się poszukiwania, akcje ratunkowe i ktoś w końcu by go odnalazł. MJ poszedł po najmniejszej linii oporu. Powtórzył trick Mercury’ego, Cobaina, Morrisona. Transmutował jakiś przedmiot w swoje ciało i stał się wolny.
Harry wydawał się lekko zniesmaczony. Przypomniało mu się truchło Barty’ego Croucha przemienione w kość i zakopane w ogródku Hagrida.
- Oni wszyscy? - spytał
- Owszem. – odparł Voldemort
- Udawanie własnego zgonu to popularny motyw wśród czarodziejów – zauważył.
- Ale wiesz co, masz rację, wierzę ci. Nawet dostrzegam pewne podobieństwo między tobą a Michaelem.
- Jakie? – zdumiał się Tom
- On też nie ma nosa***** – zachichotał złośliwie Harry.
Twarz Czarnego Pana stężała. Obrócił się napięcie i wybiegł z komnaty Gryfona. Z korytarza dobiegły głośne przekleństwa i czyjeś wrzaski.
- Chyba uraziłem jego wężowe ego – pomyślał Wybraniec bez cienia skruchy.
_______________________________________________
* Kirke – w mitologii greckiej córka Heliosa. Wróżbitka, czarodziejka, zamieszkała na wyspie Ajai. Gdy na jej wyspę przybył powracający spod Troi Odys, dała popis swoich magicznych umiejętności, zmieniając jego towarzyszy w świnie.
** Morgana Le Fay – postać z kręgu legend arturiańskich i celtyckich opowieści. Przyrodnia siostra Artura, króla Camelotu. Obdarzona wielką mocą czarodziejka, żeński odpowiednik Merlina. W podaniach najczęściej spiskuje przeciwko bratu, pragnąc zapewnić władzę swemu ukochanemu Akkolonowi
- Chyba uraziłem jego wężowe ego – pomyślał Wybraniec bez cienia skruchy.
_______________________________________________
* Kirke – w mitologii greckiej córka Heliosa. Wróżbitka, czarodziejka, zamieszkała na wyspie Ajai. Gdy na jej wyspę przybył powracający spod Troi Odys, dała popis swoich magicznych umiejętności, zmieniając jego towarzyszy w świnie.
** Morgana Le Fay – postać z kręgu legend arturiańskich i celtyckich opowieści. Przyrodnia siostra Artura, króla Camelotu. Obdarzona wielką mocą czarodziejka, żeński odpowiednik Merlina. W podaniach najczęściej spiskuje przeciwko bratu, pragnąc zapewnić władzę swemu ukochanemu Akkolonowi
*** Edward Kelly - postać historyczna. Urodzony 1 sierpnia 1955 roku, zmarły w
1957 roku angielski alchemik. Był współpracownikiem Johna Dee. Twierdził że odkrył Kamień
Filozoficzny. Uważany ze medium, wróżbitę oraz nekromantę. Wkrótce po śmierci
jego osobę zaczęła otaczać tajemnica i legenda. Stał się wzorem alchemika –
szarlatana.
**** Jean Baptiste Aliette – twórca tarota.
**** Jean Baptiste Aliette – twórca tarota.
***** Przypis
skierowany do fanów Michaela, jeśli to czytają. Nie miało to na celu urażenia
MJ’a. Sama jestem jego wielką entuzjastką i zwykle reaguję bardzo emocjonalnie
na docinki innych względem mojego idola. Po prostu, chciałam nieco rozładować
napięcie i wprowadzić nieco humoru. Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam.
Intryguje mnie Twój styl pisania... Z łatwością można się domyślić, iż posiadasz ogromną wiedzę, również z zakresu literatury, której świat nie tylko Cię pochłania , ale przede wszystkim inspiruje. Prawdziwą przyjemność sprawia mi odkrywanie analogii. Bawisz się słowem, wykorzystujesz elementy popkultury, potrafisz być dowcipna, a czasami okrutna... Słownictwo, którym się posługujesz jest soczyste, rozemocjonowane. Precyzyjnie zbudowana dramaturgia jest dowodem na to, jak świadomych zabiegów dokonujesz w zakresie kompozycji i jak bardzo jesteś świadoma swojego języka. Tak tworzy się warsztat geniusza pióra...
OdpowiedzUsuńhej :3
OdpowiedzUsuńnie podzielam zdania kolegi/koleżanki wyżej.
rozdział bardzo mi się podoba, jest dopracowany i widać, że się starałaś :))
czekam na kolejny rozdział, bo na pewno wpadnę! :3
zapraszam na nowy rozdział mojego bloga o tematyce Fremione http://fremione-moja-historia.blogspot.com/2014/01/rozdzia-xl-po-prostu-obiecaj-ze-nie.html :))
miłego dnia! :D
Witaj! Dziękuję za miłe słowa :) Wydaje mi się jednak, że anonimowy komentarz równiez był pochlebny xD Chętnie zajrzę na Twojego bloga, bardzo lubię połączenie Freda z Hermioną ^^
UsuńPozdrawiam!
Kobieto, Ty po prostu jesteś niesamowita! Tekst o Jacksonie - rżałem ze śmiechu jak kompletny dureń. Harry jest albo bardzo głupi albo bardzo odważny :)
OdpowiedzUsuńRetrospekcja Toma - istne cudeńko. Najbardziej urzekł mnie fragment o robalach zjadających Morfina xD
No i oczywiście Snape, mistrz ciętej riposty. To, jak odpowiedział Ronowi powaliło mnie na kolana.
No i znowu, co tu dużo mówić? Piszesz po prostu zajebiście. Chcę więcej!
Witaj serdecznie!
OdpowiedzUsuńOgromnie przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam twojego bloga, ale ostatnio byłam bardzo zabiegana i miałam mało czasu. Teraz mogłam swobodnie usiąść przy komputerze i przeczytać twoją twórczość. Powiem Ci, że rozdziały pochłonęłam w ekspresowym tempie - po pierwsze pochwalę twój lekki i swobodny styl pisania, bardzo Ci zazdroszczę. Widać, że masz talent i bardzo się starasz, podziwiam takich ludzi, którzy nie mają problemów z budowaniem tak prostych a zarazem ciekawych zdań. Jak najbardziej zgadzam się z komentarzem anonimowej osoby oraz gratuluje tak świetnego stylu pisania(gdybym tylko ja tak potrafiła operować zdaniami i opisami *___*)
Teraz przejdę do treści opowiadania. Muszę przyznać, że historia mnie bardzo wciągnęła. Postacie, które wprowadziłaś budzą zachwyt a zarazem niepokój. Tutaj skupiłaś się na emocjach bohaterów, zmieniłaś postawę Lorda Voldemorta, który z tyrana przeobraził się w całkiem inną osobą, za co bardzo podziwiam. Albusa Dumbeldore przedstawiłaś jako złą i rządną władzy postać - widzę, że tutaj dokonałaś takiej małej zmiany, osoba, która była dobra zamieniła się w czarny charakter. W końcu coś oryginalnego. Brakowało mi czegoś takiego, nudziło mnie wieczne wychwalanie zasług dyrektora Hogwartu. Drugą rzeczą, którą muszę pochwalić to postawa Severusa - widać, że kochał Harrego, uważał go za swojego syna, mimo tego, że Lily nie odwzajemniała jego uczucia. Podoba mi się w jaki sposób się o niego troszczy, zawsze mu pomaga w trudnych momentach, jednak nie podobało mi się, że zataił prawdę o Remusie. Ale staram się to zrozumieć, nie chciał dobić chłopaka, który z pewnością nie poradziłby sobie z taką trudnością. Wieczysta przysięga Lily i Severusa mnie zaskoczyła, naprawdę, tego się nie spodziewałam! :) świetnie to rozpracowałaś, szkoda, że w książce nie pojawił się taki wątek. Fabuła powoli się rozwija; Harry zaczyna przekonywać się o prawdziwej naturze Dumbeldore, to co się wydarzyło podczas jego ucieczki to spowodowało, że chłopak uwierzył w słowa Voldemorta i Severusa. Pozostałe postacie świetnie zostały wykreowane - taki Draco Malfoy, zwykle chłodny i arogancki tutaj był całkiem kimś innym, zabawnym, nieco sarkastycznym młodzieńcem. Bellatrix nic się nie zmieniła, strasznie się śmiałam z tego, że musiała zachowywać się jak taki stworek :D:D
Podobała mi się rozmowa Toma i Harrego o nieśmiertelności. Dobrze opisałaś w jaki sposób Czarny Pan stworzył pierwszego horkruksa, że zabijając swojego krewnego ulżył mu w cierpieniu, brawo!
Jestem także ciekawa nowego członka Zakonu Feniksa. Z opisu wywnioskowałam, że nie ma dobrych zamiarów i z pewnością zaszkodzi Harremu i pozostałym śmierciożercom. Oczywiście jeszcze raz pochwalę twój styl pisania, jest niesamowity. Było kilka powtórzeń, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Zbyt dobrze się czytało:)
Czekam na następny rozdział, dodaję do linków i jeszcze raz napiszę, że czekam!
Pozdrawiam serdecznie!!
Hej. Dziękuję Ci za tak obszerny (i bardzo ładnie napisany) komentarz. Serducho kilkakrotnie mi zadygotało, gdy go czytałam. Naprawdę miło jest "usłyszczeć" takie komplementy. Wprawdzie uważam, iż mojemu stylowi sporo brakuje do doskonałości, to jedank staram się jak mogę :3
UsuńCzuję się wręcz zaszczycona, iż dodasz moją opowieść do linków na Twoim blogu, który nawiasem mówiąc tkwi u mnie w zakładkach :)
Jeśli chodzi o błędy - mam zamiar je poprawić, rzeczywiście sama znalazłam kilka, kiedy czytałam całość jeszcze raz. W weekend spróbuję znaleźć trochę czasu i to wszystko dopracować. Jeszcze raz Ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
PS Nie mogę się doczekać kontynuacji przygód Isabelle *.*
Pięknie piszesz, według mnie to już wiele osiągnęłaś :) jeżeli mogę zapytać: Ćwiczyłaś wcześniej czy może pisałaś już tak od początku? - jeszcze trochę i mogłabyś napisać książkę :D ja mam wyuczony styl pisania, długo nad nim pracowałam, miałam roczną przerwę, dlatego też nie wszystko mi wychodzi jakbym chciała. Cieszę się, że spodobał Ci się ten komentarz :) lubię uszczęśliwiać ludzi ^^
UsuńA u mnie rozdział pojawi się jutro, ale chyba po południu :) jest już napisany w całości, ale poprawia mi go moja beta :)
Ja muszę zacząć czytać jakieś książki :D muszę kupić sobie jakąś dobrą fantastykę, bo co do kryminałów i horrorów to nie jestem przekonana xD
Jeju, dziękuję *.* Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć.
UsuńW odpowiedzi na Twoje pytanie: wydaje mi się, iż zawsze tak pisałam. Może to zasługa książek, które wporst pożeram lub po prostu naturalny talent :D
Jak pracowałaś nad stylem? W moim mniemaniu jest idealny :)
Właśnie wróciłam ze szkoły, więc mam nadzieję, że na Twoim blogu znajdę nowy rozdział. Lecę czytać :3
Masz zaj**stego bloga, co zresztą ode mnie wiesz :3
OdpowiedzUsuńNominuję Cię - do Versatile blogger award
szczegóły - http://lizzy-grant.blogspot.com/2014/01/versatile-blogger-award.html
Fajny blog, bardzo mi sie podoba, obserwujemy???
OdpowiedzUsuńhttp://myhistorymybook.blogspot.com/
No, no. Zaczyna się coś dziać pomiędzy naszymi... wężoustymi xD
OdpowiedzUsuńTen żart o nosie mnie rozwalił totalnie xD
Haha świetna rozmowa Harrego z Tomem zwłaszcza pod koniec xd '' on tez nie miał nosa'' to było dobre. Kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńboskie Tom liczy się z Harrym, wszyscy wierzą Dumbeldorowi, a ta końcówka boska....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia