niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział XIV


Zdziwienie. Radość. Niedowierzanie. Podejrzliwość. Niepokój. Ciekawość. Czarny Pan nie musiał używać legilimencji, by odczytać emocje Harry’ego. 

- Co przez to rozumiesz? – spytał słabo Toma.
- Pozwól, że ja ci wyjaśnię – rzekł Snape, widząc, iż Czarny Pan nie bardzo się do tego kwapi.
- Wiesz Harry, śmierć to zjawisko niezbadane i niezgłębione nawet przez nas, czarodziejów. Pewne jest tylko jedno: z otchłani nie ma powrotu.
Mistrz Eliksirów ciągnął swój wywód, uświadamiając Gryfona, jak wygląda umieranie z technicznego punktu widzenia. Chłopak dowiedział się, iż w chwili śmierci, zatrzymuje się serce, a także przestaje działać mózg. Wówczas ciało nie nadaje się już do niczego, natomiast dusza pozostaje nienaruszona. Są rozmaite teorie na temat jej dalszej drogi. Według niektórych czarodziejów, którzy podobnie jak mugole wierzą
w życie pozagrobowe, dusza opuszcza ciało i w zależności od ziemskiej egzystencji jej właściciela – wędruje do nieba bądź piekła. Z kolei inni uznają to za zwykłą bajeczkę dla naiwniaków, a śmierć traktują jako ostateczny koniec. W każdym razie, to dusza jest czynnikiem, który wpływa na osobowość i kształtuje określone postawy. Ciało to zaledwie pojemnik. Dodatek. Oczywiście, 
na świecie egzystują formy, radzące sobie bez jednego, czy drugiego. Pozbawione duszy inferiusy
to bezrozumne, tępe istoty, które skazane są na łaskę swego ożywiciela. Nie mają pragnień, myśli. Traktuje się je jak zwykłe narzędzia. Z kolei duchy zostały oddarte z ciała. To nieporównywalnie lepszy los
od żywota, jaki wiodą inferiusy, lecz niewielu decyduje się obrać taką drogę.

- Ale Syriusz przecież… - nastolatek nie widząc związku opowieści Snape’a z jego chrzestnym, usiłował mu przerwać.
- Nie, nie stał się ani duchem, ani inferiusem. Nie jest to także ten Black, którego znałeś. On odszedł na zawsze. Ze świata zmarłych przywołano jego kiepską karykaturę. Opisałem ci duchy oraz inferiusy, ponieważ to jedyne, pomijając Toma, twory, które umknęły śmierci. Black jak zauważyłeś nie przypomina żadnego z tych stworzeń. Mamy tu do czynienia z niezwykle potężną magią, którą obecnie, para się zaledwie garstka czarodziejów.
- Stara Magia to niezwykle niebezpieczne zaklęcia i rytuały. Stosują je tylko ci, którzy nie mają nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Każdy użyty z niej czar, wiąże cię przysięgą, która obliguje do złożenia określonej ofiary. Wprost proporcjonalnie do wagi rzucanego uroku, rośnie cena, jaką trzeba za niego zapłacić – dopowiedział Voldemort.

- Oczywiście, najpowszechniejszą ofiarą, jest ta złożona z człowieka – wtrącił Snape.
- Syriusza przywołano jednym ze staromagicznych czarów. Powrócił jako żywa istota, lecz nie posiada już zupełnie zdolności odczuwania. Bardziej przypomina zwierzę, niż człowieka. Zachowały się w nim jedynie pierwotne instynkty i najbardziej prymitywne potrzeby. Przejście do krainy śmierci kosztowało go ciało, a powrót – część duszy. Teraz tkwią w nim tylko najgorsze cechy, warunkujące chęć przetrwania – wyjaśnił Czarny Pan
- Na świecie musi panować równowaga. Dlatego istnieje dobro i zło. Dlatego zmieniają się pory roku. Dlatego ludzie rodzą się i umierają. Domyślasz się chłopcze, do czego zmierzam? – spytał Harry’ego.
Brunet kiwnął głową. Miał łzy w oczach.
- Skoro Syriusz powrócił, ktoś powinien zająć jego miejsce – odezwał się ledwo dosłyszalnym szeptem – i to miałem być ja.

*****


Snape przysunął się do Harry’ego i ponownie go przytulił. Gryfon przylgnął do niego, ściskając z całej siły. Kurczowo  trzymał się szaty Mistrza Eliksirów, jakby sądził, iż Śmierć w każdej chwili może się
o niego upomnieć. Mimo że co roku stawał oko w oko z zagładą, nadal się jej lękał. Wciąż nie był gotowy. Miał poczucie niedosytu. Nie chciał odchodzić, nie teraz, kiedy świat stał przed nim otworem.
- Nie martw się. Na razie jesteś względnie bezpieczny – rzekł Voldemort.
Nastolatek spojrzał na niego spode łba. Zorientował się, że Tom znowu „czytał” w jego myślach. Niezrażony tym czarnoksiężnik, zignorował wściekłość chłopaka i kontynuował swoją wypowiedź:
- Napastnik podczas ataku wykorzystał twoją podatność na manipulację czynnikami zewnętrznymi na pracę fal mózgowych. Z łatwością przeniósł twoją mentalność do Sali Śmierci, podczas gdy twoje ciało, nadal „spokojnie” spoczywało w łóżku. W porę przerwałem wasze połączenie. Od dziś będziesz pobierał lekcje zarówno oklumencji, legilimencji, jak i bardziej zaawansowanych technik magii umysłu.
- Po co? To i tak nic nie da. Jestem w tym beznadziejny – nadąsał się Harry.
-  Owszem. Zakładałem jednak, iż chcesz dożyć urodzin, ale jeśli nie….– zawiesił głos.
Gryfon momentalnie pobladł.
- Żartujesz sobie ze mnie – wykrztusił wreszcie.
- A więc codziennie o 17.00 w moim gabinecie – zakończył Voldemort nieznoszącym sprzeciwu głosem.


*****

Severus martwił się o chłopaka. Harry był jedyną osobą, którą naprawdę kochał. Teraz, gdy nie musiał już grać, pragnął przelać na niego uczucia, z jakimi do tej pory się ukrywał. Tymczasem wszystkie plany trafił szlag. Ledwo uratował Gryfona przed śmiercią i przeciągnął go na stronę Toma, to nastolatek padł ofiarą ataku, który niemal doprowadził do jego zgonu. Czy on nigdy nie będzie bezpieczny? Ile takich zamachów zdoła przetrwać? Mistrz Eliksirów wolał o tym nie myśleć. Zerknął na wiszący na twarzy zegar. Jego twarz nieznacznie się wydłużyła, był już spóźniony. Nachylił się do Czarnego Pana i cicho mu coś powiedział. Ten w odpowiedzi rzucił kilka słów i kiwnął głową na znak zgody. Snape nachylił się nad Harry’m i pocałował go w czoło. Był zadowolony, że brunet nie zaprotestował przeciwko takiej czułości.
W stronę Voldemorta wykonał gest podobny do salutu i opuścił pokój. Od razu skierował się w stronę swoich komnat. Szybko wziął prysznic
i umył zęby. Tradycyjnie ubrał się w długą, czarną szatę. Stanął przed lustrem i przybrał posępny wyraz twarzy. Uznał, iż jest gotów. Przez nikogo nie zauważony wyszedł z Dworu Salazara. Pomimo, iż śmierciożercy wiedzieli,  że szpieguje Zakon, Snape spał spokojniej, gdy nie znali dat, ani miejsc ich spotkań. Nigdy nie wiadomo, co odbije Bellatrix, czy któremuś z bardziej fanatycznych zwolenników Toma. Mężczyzna z trudem wspinał się na znajdujące się nieopodal posiadłości wzgórze. Wreszcie, nieco zasapany dotarł na szczyt, z którego roztaczał się widok na całą okolicę. Czarodziej nie zdobył jednak góry,
by podziwiać piękna krajobrazu. Kompletnie nie zwracając uwagi na poprzetykane srebrzystymi wstęgami ruczajów lasy, deportował się
z donośnym trzaskiem.
W tym samym czasie, w pałacyku Toma, Bellatrix przez okno obserwowała oddalającego się Snape’a. Kobieta uśmiechnęła się. Nadszedł czas na zemstę. Tak długo czekała na stosowny moment.
No, może niedługo, bo zaledwie trzy dni, lecz był to najgorszy okres jej życia. Już nawet katusze, jakie znosiła w Azkabanie stanowiły lepszą alternatywę od wykonywania tych poniżających czynności godnych mugoli i skrzatów domowych. I wszystko przez Pottera. Czarownica wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Zapłaci mi za to – postanowiła z niejaką rozkoszą. Zeszła krętymi schodami w podziemie dworku, gdzie mieściły się apartamenty Mistrza Eliksirów. Zaklęcia, którymi mężczyzna zabezpieczył swoje komnaty, okazały się banalne. Bellatrix z łatwością włamała się do gabinetu Snape’a. Jej uwagę od razu przykuł spory sekretarzyk. Otworzyła go. Jej przypuszczenia okazały się trafne: Severus przechowywał w nim mikstury. Eliksiry ułożone były
w porządku alfabetycznym, co znacznie ułatwiło jej zadanie. Od razu znalazła to, czego szukała. Wyjęła małą fiolkę eliksiru i odkorkowała go. W powietrzu rozszedł się zapach palonej gumy, krwi i intensywna, kwiatowa woń. Kobieta z zadowoleniem opuściła gabinet nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Amortencja bezpiecznie spoczywała w jej kieszeni.


*****
Jego czarna peleryna łopotała na wietrze, gdy żwawym krokiem zmierzał w stronę Nory. Z rozmachem otworzył drzwi domku i pochylił się, by nie uderzyć głową w krzywą framugę. Odetchnął z ulgą, udało mu się zdążyć na czas. Wkroczył do maleńkiej kuchni, w której stłoczony był cały Zakon. Snape zastanawiał się, jakim cudem upchnięto tam tylu ludzi. Wymamrotał pod nosem powitanie i zajął swoje miejsce przy stole. Nikt nie zwracał na niego uwagi, a jemu to zupełnie nie przeszkadzało. Obserwował, lecz zachowywał się dyskretnie. Był lepszym szpiegiem od Lupina, którego namierzyli już po kilku tygodniach. Ale w końcu siedział w tym od dawna. Oderwał wzrok od przygłupiego rudzielca, który dowcipkował w kącie z tą przemądrzałą Granger. Chyba nie doskwiera im za bardzo brak Pottera – pomyślał przelotnie, gdy para zaczęła przysuwać się do siebie coraz bliżej. Teraz skierował swoją uwagę na Kingsleya. Czarnoskóry mag rozmawiał właśnie z Amelią Bones. Mistrz Eliksirów liczył, że szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa pozostanie neutralna, lecz jak się okazało, Dumbledore’owi udało się ją zwerbować. Złapał kontakt wzrokowy z czarownicą i lekko się uśmiechnął, na co ona dotknęła ust dwoma palcami. Było to tradycyjne powitanie Zakonu i oznaczało gotowość śmierci w obliczu wydania tajemnic organizacji. Severus zanotował sobie w pamięci, iż pani Bones nie jest do końca spisana na straty. Dokonał reaserchu pozostałych członków, który jednak nie wniósł nic nowego do jego interesu. Wszyscy obecni w Norze stanowili najbardziej zagorzałych i niereformowalnych ludzi Dumbledore’a. Pod taką przykrywką działał Zakon Feniksa. Hestia Jones, Dedalus Diggle, Weasley’owie, Tonks, Moody. Severus szanował ich za odwagę, lojalność, jak i umiejętności magiczne, ale jednocześnie pogardzał nimi za łatwowierność. Każdy z członków Zakonu, miał klapki na oczach i tańczył dokładnie, tak, jak zagrał Trzmiel. Nie mieli pojęcia
o matactwach dyrektora Hogwartu. 
Nie wiedzieli o połowie „przedsięwzięć”, jakich podejmowało się stowarzyszenie. Nie przypuszczali, ile tak naprawdę osób zrzesza organizacja. Dumbledore powołał bowiem specjalny oddział zajmujący się, delikatnie mówiąc sianiem paniki wśród mugoli. W spokojnych, niemagicznych osiedlach, znikąd pojawiali się ludzie i wywoływali zamieszki. Podpalali domy, niszczyli mienie. Odziani byli w czarne szaty, nosili maski. Upodabniali się do śmierciożerców i całkiem nieźle im to wychodziło. Snape znał kilka nazwisk. Byli to drobni przestępcy, miernoty czarodziejskiego świata. Potrafili jedynie znęcać się nad bezbronnymi.  W mugolach odnaleźli idealne ofiary, jednak gdy tylko Tom wysyłał swoich ludzi, natychmiast znikali, bojąc się konfrontacji. Tknięty przeczuciem, uniósł wzrok. Naprzeciw niego siedział Dumbledore. Staruszek uśmiechnął się do niego dobrotliwie, lecz Severus wiedział, iż coś się za tym kryje.
‘Co z nim’

Snape najchętniej by się teraz kpiarsko wykrzywił, lecz był na tyle rozumny, iż tego nie uczynił. Ten gest niechybnie by go zdradził. Oznaczałby samobójstwo. Lecz czy to nie zbieg okoliczności, iż Trzmiel pyta o chłopaka zaledwie parę godzin po jego „wypadku”? 

‘ Żyje’ – przesłał lakoniczną odpowiedź

Albus westchnął.

‘Coś konkretniejszego’ ?

‘ Utrzymywany jest w stanie podobnym do śpiączki. Przypuszczam, iż Czarny Pan nie leczy go, by wyprawić mu urodziny. Z pewnością szykuje coś… - nozdrza mu zadrgały.

'Paskudnego’

‘Dowiedz się więcej’

Trzmiel przerwał połączenie. W tym momencie w gwarnej zazwyczaj Norze zapadła nienaturalna cisza. Drzwi otworzyły się
i z impetem uderzyły o ścianę, z której posypało się trochę tynku. Do domu Weasley’ów wkroczyła budząca grozę postać. Wysoki, barczysty mężczyzna miał poszarpane, brudne odzienie. Przenikliwe, głęboko osadzone oczy patrzyły wrogo spod krzaczastych brwi. Snape mimowolnie sięgnął dłonią za pazuchę, by dobyć różdżki. Przed natarciem uprzedził go jednak Dumbledore. Dyrektor Hogwartu położył mu na ramieniu ciężką dłoń, zatrzymując go w miejscu. Sam podszedł do czarodzieja
i ku ogólnemu zdziwieniu – uściskał przybysza.

- Przedstawiam wam nowego członka Zakonu Feniksa – przemówił uroczystym tonem.
- Serdecznie powitajmy w naszych szeregach Theodora Bundy’ego*.


______________________________________________


* Theodor Bundy (właściwe Theodore Bundy; Ted Bundy) - seryjny morderca działający w USAw latach 70. Mężczyzna przyznał się
do popełnienia 30 zabójstw, jednak ich faktyczna liczba pozostanie tajemnicą. Atakował głównie młode dziewczyny. Ofiary dusił,
a także wykorzystywał seksualnie; dopuszczał się nekrofilii. Bundy został uśmiercony 24 stycznia 1984 roku na krześle elektrycznym.

Oczywiście, w opowiadaniu nie występuje "prawdziwy" Bundy. Użyłam po prostu jego nazwiska, gdyż stwierdziłam, iż pasuje
do specyfiki wprowadzonej przeze mnie postaci.

6 komentarzy:

  1. Genialnie wykreowane postaci, niepowtarzalna akcja, stosunek Harry'ego do Snape'a i Toma... Po prostu mistrzostwo! Z utęsknieniem czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne! Zaciekawiła mnie zamsta Bellatrix.... Jestem ciekawy, co kombinujesz... Syriusz ożywiony za pomocą Starej Magii i ofiara, która powinna zostać złożona z Harry'ego - świetne. Pottera chyba prześladuje fatum xD
    Oh, na spotkaniu Zakonu zrobiło się gorąco. Intrygujący pomysł z Bundy'm. Wydaje mi się, iż ta postać okaże się znacząca w kolejnych rozdziałach. Mam nawet pewną teorię, ale poczekam na następne wpisy i dopiero wtedy okaże się, czy miałem rację.
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, Snape jest taaaki słodki przy Harry'm ♥
    Bella, oj, Bella... Amortencja? Już się boję.
    Dumbledore to... nie, nie będę znów go wyzywać, chyba robiłam to już ze wa razy.
    Nowy członek Zakonu? Hmm, ciekawe.
    Naszła mnie taka myśl, ale pewnie jest głupia, więc wolę o niej tu nie pisać xD Tak, to by było ciekawe. Ale nie... raczej nie xD
    Takie pytanie: czy w twoim opowiadaniu wystąpią jeszcze jakieś inne parringi oprócz Tomarry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :3
      Po pierwsze chciałam Ci podziękować, iż komentujesz każdy post, pomimo iż nie musisz. To bardzo miłe.
      Odnośnie twojego pytania: tak. Wystąpi tradycyjne połączenie Rona z Hermioną, Malfoy także będzie sparowany, lecz z postacią wymyśloną przeze mnie. Mam jeszcze coś w zanadrzu, ale to musi poczekać. Chyba, że masz jakąś propozycję? Jestem otwarta na sugestie, tylko napisz na priv :)

      Usuń
  4. Boję się tego nowego gościa! !! Nie chcę go poznawać. Mam nadzieję, że szybko dobijesz dropsa i Bunyego.
    Za to Sev przeszedł samego siebie był taki słodkiii!! A Bella to jędza i tyle. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    czyli co Albus tak naprawdę wie gdzie jest Potter, och więcej takiego czułego Severusa, oby Belli się nie udało i dostała surową karę....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń