środa, 27 listopada 2013

Rozdział X



Harry czuł się, jakby dostał obuchem. Wszystkie jego obawy, potwierdziły się. Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny bił się
ze swoimi myślami. Czy uwierzyć w bardzo prawdopodobną historię Voldemorta, czy też pozostać lojalnym wobec Dumbledore’a? Dwa wilki żyjące w jego wnętrzu stoczyły wówczas jeden 
z najkrwawszych bojów. Ostatecznie, zwyciężyło wrodzone poczucie przyzwoitości i chłopak opowiedział się po stronie dyrektora Hogwartu. Teraz nastolatek żałował swojego wyboru. Popełnił ogromny błąd opuszczając Dwór Salazara. Voldemort mówił prawdę, a on go zlekceważył i na własne życzenie wpakował się w tarapaty. Znajdował się w dużym niebezpieczeństwie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Bandzior opuścił Kwaterę, aby powiadomić Dumbleodre’a o zniknięciu więźnia. Stary natychmiast tu przybędzie, aby zweryfikować
tę informację.  – snuł domysły.
- Wyczuje moją obecność, wie, że mam niewidkę. Dopadnie mnie – przeraził się Harry.
- Muszę stąd wiać!
Refleksje chłopaka przerwał niewyraźny jęk. Gryfon pochłonięty swymi myślami niemal zapomniał o rannym towarzyszu. Mężczyzna odzyskał przytomność i starał się mu coś powiedzieć. Harry podszedł bliżej niego, a gdy czarodziej otworzył usta, by wydobyć z siebie głos, brunet wstrzymał oddech i odwrócił głowę. Wyszło na jaw kolejne okaleczenie maga : jego język został przecięty na pół. Przedstawiało to makabryczny widok, a zdeformowany mięsień skutecznie utrudniał artykulację dźwięków. Harry powstrzymał mdłości i postarał się uważnie wsłuchać 
w bełkotliwe słowa mężczyzny. 
- Zbiekkkk mjeeeee ghoo domaaa!
- Co? – dźwięki wydobywające się z gardła czarodzieja przypominały Harry’emu skrzeki Trytonów.
- Ghoo dommaaaa! – powtórzył mag.
Nastolatek wzruszył ramionami. Nadal nie wiedział, co to może oznaczać.
- Ghoo Tomaaaa! – z wyraźnym wysiłkiem, przesadnie szeroko otwierając usta powiedział mężczyzna.
Bruneta oświeciło.
- Mam cię zabrać do Toma? – spytał, chcąc się upewnić, po czym nie zwracając uwagi na reakcję czarodzieja pogrążył się we własnych myślach. Zaczął się intensywnie  zastanawiać. Nawet gdyby mógł, nie zaprowadziłby go do Czarnego Pana – kompletnie nie wiedział, gdzie znajduje się Dwór Salazara. Voldemort dobrze ukrył swoją posiadłość. Prawdopodobnie była nienanoszalna i chroniona zaklęciem Fideliusa. Tymczasem, twarz czarodzieja wykrzywiła się z bólu. Zupełnie niespodziewanie jego ciałem wstrząsnęły spazmy. Gwałtownie trząsł się
w konwulsjach. Wyglądało, jakby nagle dostał ataku epilepsji. Kiedy drgawki ustały, zgiął się wpół i zaczął charczeć. Kilkakrotnie zwymiotował. W powietrzu rozszedł się charakterystyczny odór strawionego pokarmu. Po chwili dołączył do niego metaliczny zapach krwi – mężczyzna dostał silnego krwotoku z nosa. Podłogę zabarwiły czerwone plamy. Harry nawet nie przypuszczał, iż tyle krwi, może mieścić się w człowieku.
- Trzeba działać – stwierdził.
- Każda kolejna sekunda zwłoki, może kosztować go życie.
 Otrząsnął się  otępienia i starając się zachować spokój, próbował znaleźć racjonalne rozwiązanie problemu.
- Szkoda, że nie ma tu Snape’a – pomyślał z żalem. On wiedziałby,
 co robić. Wtem przypomniał sobie o dwukierunkowym lusterku
i obietnicy Mistrza Eliksirów. Dobył z kieszeni magiczny przyrząd
i głośno oraz wyraźnie wypowiedział imię Snape’a
- Severus!
Lusterko emanowało ostrym, białym światłem. Zaczęło delikatnie dygotać. Harry nieprzygotowany na podobny efekt wypuścił je z rąk. Lusterko upadło na podłogę. Rozjarzyło się jasnym blaskiem
i przekształciło się w srebrzystą masę, z której uformowała się postać mężczyzny. Severus Snape przybył na wezwanie.



*****
Bystre oczy Mistrza Eliksirów natychmiast dostrzegły rozciągnięte
na ziemi ciało. Odepchnął zszokowanego nastolatka i uklęknął przy rannym mężczyźnie.
- Niedobrze – mruknął.
Wyczarował nosze i ostrożnie ułożył na nich czarodzieja. Okrył
go peleryna niewidką.
- Na tę chwilę, to jedyne, co mogę zrobić – wyjaśnił Harry’emu.
Chwycił kompletnie zdezorientowanego chłopaka za ramię
i wyprowadził go z budynku lewitując za sobą nieprzytomnego czarodzieja. Snape zastosował teleportację łączną i przeniósł swoich towarzyszy w pobliże Dworu Salazara. Narzucił szybkie tempo
i w mgnieniu oka dotarli do celu. Zatrzymali się przed ozdobną bramą
z kutego żelaza. Snape przeszedł przez nią, jak gdyby nigdy nic i spojrzał wymownie na Harry’ego. Gryfon doszedł do wniosku, iż chodzi
o pewność siebie – podobnie jak z przedostaniem się na peron 9 i ¾. Skoro dotarł aż tutaj, musi być pożądanym gościem we Dworze Salazara. Wstrzymał oddech i przekroczył bramę. Nie stało się nic niezwykłego. Bez problemów znalazł się na terenie posiadłości Voldemorta. Niemal biegiem ruszyli w stronę majaczącego w oddali pałacyku. Czarna szata Snape’a, wydymana prze wiatr wyglądała niczym skrzydła olbrzymiego nietoperza. Gdy w końcu znaleźli się
w dworku, Mistrz Eliksirów klucząc pomiędzy korytarzami, zaprowadził ich do gabinetu Czarnego Pana. Bez pukania otworzył drzwi. W środku zastali Toma i kilku śmierciożerców. Mieli poważne miny, najwyraźniej odbywały się tu narady dotyczące zbliżającej się wojny. Voldemort już miał udzielić Snape’owi reprymendy, gdy zauważył czającego się za jego plecami nastolatka.
- Ooo, któż to zaszczycił nas swoją obecnością? Syn marnotrawny powrócił! – zadrwił.
- Daj spokój, nie teraz Tom! – warknął Severus
- Zachowujecie się jak stare małżeństwo, oboje.
- Pomóż mi – skinął na chłopaka, który wymacał nosze i ściągnął z nich pelerynę niewidkę. Dopiero wówczas oczom Czarnego Pana ukazał się przerażający widok skatowanego czarodzieja. W oczach Toma odmalował się niepokój. Jednym gestem odprawił doradców i różdżką usunął z biurka wszystkie przedmioty, robiąc miejsce na prowizoryczny stół operacyjny. Harry delikatnie umieścił na nim mężczyznę
i sprawdził jego puls. Był słaby, ledwo wyczuwalny, jednak mężczyzna nadal żył. Snape nie tracił czasu. Przywołał ze swojej pracowni eliksiry, wraz z lekami i środkami przeciwbólowymi. Zaaplikował czarodziejowi dużą dawkę morfiny, co wyraźnie go uspokoiło.
- Wyjdzie z tego? – zapytał Voldemort, który z zafascynowaniem przyglądał się poczynaniom Severusa.
- Trudno powiedzieć – orzekł Mistrz Eliksirów – czeka go jeszcze długi okres rekonwalescencji. Połamane kości, siniaki, wyleczę raz-dwa,
ale inne obrażenia…
- Jest w fatalnym stanie. Wychudzony, wyziębiony, okaleczony. Prawdopodobnie poddawali go też torturom psychicznym. Zajmę się jego ciałem, lecz, kto uleczy duszę?
Oczy Voldemorta rozbłysły czerwienią. Zacisnął ręce.
- Jak tylko się dowiem… kto ci to zrobił… – wycedził.
I choć mężczyzna nie mógł go usłyszeć, uklęknął przy nim i cicho powiedział:
- Obiecuję Remus. Pomszczę twoją krzywdę.


4 komentarze:

  1. Przesadziłaś! Jak mogłaś!? Remus? Dlaczego? Każdy, tylko nie on! Wystarczy, iż zginął w oryginale! Proszę, nie pozwól, by stała mu się krzywda!
    Jak zwykle świetny rozwój akcji, ładny styl... Jedyne, co mogę Ci zarzucić, to to, iż Harry zbyt szybko wrócił do Voldemorta. Na twoim miejscu, trochę dłużej bym to "ciągnął". No ale to w końcu Twoje opowiadanie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Coooo? O_o Remus? Remusio? Nieee D: Biedny... :'(
    Lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bieedny kochany Remus!! Żeby tak go potraktować nie ładnie! !! Aczkolwiek lepiej on niż np. Severus

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    czyżby tym czarodziejem naprawdę był Remus, oj Tom, Tom zrozum Harrego, on tak długo wierzył w coś zupełnie innego.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń