niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział IX



Harry bez zastanowienia chwycił świstoklik. Zerknął na swój zegarek. Do startu pozostało zaledwie dwadzieścia sekund. Dziesięć. Nagle poczuł niczym nieuzasadnioną obawę, wątpliwość. Zawahał się. Może jednak warto pozostać we Dworze Salazara? Refleksje ogarnęły go za późno.
Nie zdążył puścić pucharu. Poczuł silne szarpnięcie w okolicach pępka
i drewniana podłoga usunęła mu się spod stóp. Wciągnął go wir zmysłowych doznań. Pędził poprzez rozmazane, migające kolorowe plamy, wsłuchany w dźwięki podobne do zakłóceń wydawanych przez telefony komórkowe. Nagle stopy Harry’ego uderzyły o twarde podłoże. Czarny Pan wysłał go na przedmieścia Londynu.

*****

Harry stanął na rogu ulicy i upewnił się, że nikt na niego nie patrzy. Chłopak bacznie rozglądając się dookoła, wyciągnął różdżkę z kieszeni
i machnął ręką. Rozległ się huk i na ulicy nie wiadomo skąd,  pojawił się trzypiętrowy autobus. Wyskoczył z niego pryszczaty młodzieniec
i powiedział:
- Witam w Błędnym Ryce……
- Dzięki Stan – przerwał mu Gryfon, wchodząc do środka.
- Poproszę na Grimmlaud Place – było to pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy.
- A nich to, Ernie, patrz, kogo tu mamy. Harry Potter – rozpoznał go konduktor.
 - Ostatnio gazety nieźle po tobie jeździły, a teraz… Ochrzciły cię Wybrańcem.
- Taa – mruknął niewyraźnie chłopak, zaabsorbowany unikaniem zderzeń z innymi pasażerami.
Nagle kierowca gwałtownie zahamował i Harry poczuł, że leci do przodu. Rozpłaszczył się na przedniej szybie „Błędnego Rycerza”, a gdy otworzyły się drzwi, Stan oznajmił:
- Twój przystanek, Potter. Trzymaj się stary.
Nastolatek podziękował i wyszedł z autobusu. Ledwie postawił stopę na chodniku, poczuł pęd powietrza na policzku. Obrócił się, lecz „Błędnego rycerza” już nie było.


*****

Gdy tylko przekroczył próg domu Syriusza, w jego nozdrza uderzył odrażający zapach stęchlizny. Harry westchnął głęboko. Nienawidził tego miejsca. Nie spodziewał się, że po śmierci swojego ojca chrzestnego, kiedykolwiek tu wróci. Tyle wspomnień. Tyle bólu. Potrząsnął głową, jakby miało to pomóc w odgonieniu smutnych myśli. Zastanawiał się,
co ma teraz zrobić. Doszedł do wniosku, że dzisiejszą noc spędzi tutaj,
a rano uda się do Nory. Przez moment rozważał napisanie listu do Dumbledore’a. Kiedyś zrobiłby to bez wahania, lecz w tym momencie, jakiś cichy głosik podpowiadał mu, że nie byłaby to rozsądna decyzja. Harry wzruszył ramionami i z trudem wtaszczył swój kufer do pokoju, który kiedyś zajmował. Zdyszany zszedł do kuchni, by napić się wody. Nalał sobie zwykłej kranówki i podniósł szklankę do ust, starając się ignorować irytujące buczenie starego bojlera. Nagle usłyszał dziwny dźwięk, tak cichy, że prawie niewykrywalny. Nasłuchiwał przez chwilę
i doszedł do wniosku, że coś mu się przesłyszało. Zamarł jednak, gdy ponownie dobiegł go jęcząco-syczący odgłos. Odstawił szklankę z wodą
i drżącą ręką wyjął różdżkę zza pazuchy. Wyszedł z kuchni i poszedł
w głąb mrocznego korytarza.
- Lumos! – szepnął
Zaklęcie nieco rozświetliło ponury hol. Harry uważnie rozglądał się dookoła. Jego wzrok padł na dywan. Przeszedł go dreszcz, gdy zobaczył na nim ciemnobrązową plamę, przypominającą zakrzepłą krew.

Z bijącym sercem otworzył najbliższe drzwi. Z uniesioną różdżką wkroczył do środka. Znalazł się w małym, liczącym jakieś 3 metry kwadratowe pomieszczeniu, w którym panowały egipskie ciemności. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku, dostrzegł siedzącego na krześle mężczyznę. Chłopak podszedł bliżej, zaintrygowany dziwną pozycją, w jakiej znajdował się ów człowiek. Oświetlił postać różdżką 

i wydał z siebie zduszony okrzyk. Mężczyzna miał na sobie brudną, poszarpaną szatę. Długie, tłuste włosy posklejane były świeżą krwią. Czarodziej został przywiązany do krzesła drutem kolczastym. Miał skrępowane ręce i nogi. Więzy wbijały się w jego ciało, raniąc go
i kalecząc przy najmniejszym poruszeniu. Nadgarstki i kostki mężczyzny były opuchnięte i poznaczone głębokimi bliznami. Harry poczuł ogarniający go strach. Ktokolwiek to zrobił – koncypował – może być blisko.
Nie tracąc czasu, stuknął różdżką w drut oplatający dłonie maga:
- Relashio! – zawołał, lecz nic się nie stało. Ze zdziwieniem podrapał się po głowie, ale spróbował ponownie:
-Diffindo! – powiedział.
Kolejny urok również nie poskutkował. Nastolatek zrezygnował z zaklęć i zaczął rozplątywać drut gołymi rękami. Delikatnie manipulował przy więzach, by nie pogorszyć stanu dłoni czarodzieja. W końcu pozbył się krępującego mężczyznę drutu. Odetchnął z ulgą. Postanowił ocucić maga, bo ten przez cały czas był nieprzytomny. Ostrożnie uniósł jego głowę, która dotychczas opuszczona spoczywała na piersi mężczyzny. Gdy zobaczył twarz czarodzieja, cofnął się z przerażeniem. Jego nos wyglądał, jakby został złamany w przynajmniej kilku miejscach. Brakowało mu dwóch przednich zębów, miał rozcięty łuk brwiowy.  Prawe oko mężczyzny było szeroko rozwarte i patrzyło w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Wyglądało, jakby zostało zasnute przez gęstą mgłę. Lico czarodzieja mieniło się wszystkimi kolorami. Opuchnięte policzki przybrały najróżniejsze barwy – od zielonej, poprzez żółtą,
aż do fioletowej. Zaschnięta  krew brązowymi i czarnymi skrzepami pokrywała jego czoło i brodę, mieszając się ze świeżą posoką spływającą z niedawno powstałych, otwartych ran. Harry’ego ogarnęły mdłości. Zachował jednak zimną krew i wypowiedział zaklęcie:
- Wingardium Leviosa!
Przetransportował bezwładne ciało do kuchni. Ułożył je na stole
i obnażył pierś mężczyzny. Kolejny raz przeżył szok. Czarodziej został napiętnowany, oznakowany zupełnie jak zwierzę. Na środku jego klatki piersiowej czerwieniły się litery układające się w słowo „traitor”* które wyglądało jakby zostało wypalone gorącym żelazem. Brzuch maga przedstawiał okropny widok. Jątrząca się rana nie dawała nadziei na ratunek, a pozostałe obrażenia również przedstawiały się poważnie. Brunet postanowił jednak zawalczyć o życie mężczyzny. Postępował metodycznie. Stwierdził, iż najpierw należy oczyścić ranę. Zagotował wodę i do wrzątku wrzucił kilka czystych kawałków materiału, które znalazł w jednej z kuchennych szafek. Poczekał aż nieco ostygną,
a potem oczyścił ranę z zakrzepłej krwi i martwicowych resztek, które zgromadziły się na jej brzegach. Starał się być bardzo delikatny.
Po krótkim czasie z piętna wyciekła świeża krew. Harry uznał, iż to dobry znak – pomoże oczyścić ranę. Przyłożył szmatkę do torsu mężczyzny, czekając aż krwawienie ustanie. Następnie, z braku bandaży, nałożył luźny opatrunek z uprzednio wygotowanych ściereczek. Nastolatek był zadowolony z efektów swojej pracy. Znał jedynie podstawy uzdrowicielstwa i uznał, iż poradził sobie bardzo dobrze. Nagle Harry usłyszał delikatne skrzypienie drzwi. Zamarł. Ktoś wszedł do środka. Na korytarzu rozległy się energiczne kroki. Nastolatek zastanawiał się, czy ma się ujawnić. Zapewne to jeden
z członków Zakonu Feniksa, nikt inny nie miał pojęcia o lokalizacji Kwatery Głównej. Jednak przed chwilą, na Grimmlaud Place, Harry znalazł nieprzytomnego, skatowanego, ledwo żywego mężczyznę. Rzucało to zupełnie inne światło na organizację walczącą ze złem. Gryfon ostatecznie podjął decyzję. Najciszej jak potrafił, przeniósł bezwładne ciało czarodzieja w najciemniejszy kąt kuchni i ukrył je pod peleryną niewidką. Na siebie rzucił Zaklęcie Kameleona. Idealnie wpasował się
w czasie. Ułamek sekundy później i zostałby odkryty. Do kuchni wszedł nieznany Harry’emu mężczyzna. Był wysoki, dobrze zbudowany. Miał ciemne przenikliwe oczy, krótko przystrzyżone brązowe włosy, orli nos
i krzaczaste brwi. Sprawiał wrażenie niebezpiecznego przeciwnika. Rozejrzał się czujnie po pomieszczeniu, jakby szukając śladów czyjejś obecności. Harry wstrzymał oddech, gdy mag kilkakrotnie o zaledwie centymetry minął ciało schowane pod peleryną. W końcu mężczyzna zakończył inspekcję. Wyszedł z kuchni, a nastolatek kierowany ciekawością podążył za nim. Facet podkasał rękawy koszuli i skierował się do klitki, w której zamknięty był ów nieprzytomny czarodziej. Typ wkroczył do środka i rozejrzał się. Gdy przywykł do panującej
w izdebce ciemności dostrzegł, iż osadzony w niej mężczyzna zniknął.
- Kurwa! - krzyknął. Miał niski, nieprzyjemny, zgrzytliwy głos.
Chwycił się za głowę. Z tego domu ucieczka była niemożliwa! Więzień
nie był w stanie samodzielnie się poruszać, rzucić prostego zaklęcia,
a tym bardziej posłużyć się tak złożoną magią jak teleportacja! Trzasnął drzwiami i jak burza wypadł z pokoiku.
- Muszę powiadomić Dumbledore’a – mruknął do siebie zbir
i pośpiesznie opuścił Grimmlaud Place.
W tym momencie, Harry osunął się na podłogę. Został uświadomiony
w najgorszy z możliwych sposobów. Na własne oczy przekonał się
o niecnych knowaniach dyrektora Hogwartu i jego brutalności.
- Co ja mam teraz zrobić? – szepnął, pomny na słowa, którymi pożegnał
go Voldemort.
Ciemność pozostawiła jego pytanie bez odpowiedzi.

_________________________________________________

* traitor - (ang.) zdrajca

3 komentarze:

  1. Zostałaś obdarzona wielkim talentem! Powinnaś zacząć tworzyć książki!
    Mam wrażenie, iż pisanie przychodzi Ci z równą łatwością, co oddychanie :)
    Twoje opisy po prostu mrożą krew w żyłach! Miałem gęsią skórkę, gdy czytałem o torturach. Nie będę ukrywać, bardzo mi się to podoba, lubię gdy leje się krew i czuć grozę :)
    Ty świetnie czujesz klimat. Potrafisz przenieść czytelnika w swój wyimaginowany świat :) Jednocześnie jesteś brutalna i delikatna. Nie pokazujesz zbyt dużo, ani zbyt mało. Nie jest to ani (wybacz, posłużę się kulinarnym porównaniem) mdłe, ani zbyt pikantne. Jest idealne. Wiesz, że nie należy przesadzać. Perfekcyjnie!
    No i oczywiście, nie byłabyś sobą, gdybyś nie umieściła zagadkowej postaci. Nie mogę się doczekać, kiedy się dowiem, kim jest ów mężczyzna! Proszę, nie trzymaj mnie dalej w napięciu!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wowowowowow *.* Dumbledore... ty... ty... uch, ty cholerny manipulancie, ty morderco, ty....
    Uch.
    Lecę dalej, bo nie mam słów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    więc jednak Harry odszedł, ale targały nim wątpliwości, kim jest ten czarodziej? No i przekonał się jaki jest naprawdę Albus....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń