sobota, 23 listopada 2013

Rozdział VIII



Jadalnia mieściła się na parterze i była długim, wysoko sklepionym pomieszczeniem. W kominku trzaskał ogień, uszy pieściła spokojna, jazzowa muzyka płynąca z gramofonu. Pokój sprawiał przytulne, domowe wrażenie. Pośrodku stał długi, ciężki, dębowy  stół otoczony krzesłami. Większość z nich była zajęta, pozostały tylko dwa wolne miejsca. U szczytu stołu siedział Lord Voldemort i beznamiętnie lustrował wzrokiem swoich zwolenników. Wskazał Harry’emu miejsce po swojej prawej ręce, natomiast Snape zajął ostatnie wolne krzesło po lewej stronie Toma. Obok Gryfona, niedbale rozwalony na stołku siedział Malfoy. Harry przyjął zaproszenie Czarnego Pana, lecz odsunął się od niego możliwie jak najdalej. Czarnoksiężnikowi uśmiech spełzł z twarzy, zastąpiła go dzika furia. Udało mu się jednak zapanować nad emocjami, choć jego oczy miotały wściekłe spojrzenia. Malfoy dyskretnie kopnął bruneta pod stołem, lecz ten go zignorował. Ślizgon wzniósł oczy do góry, modląc się, by zły nastrój Voldemorta minął jak najszybciej. Skrzaty zaczęły roznosić potrawy. Stół
w mgnieniu oka napełnił się smakołykami. Wprost uginał się pod ciężarem półmisków z wykwintnymi potrawami i pucharów wypełnionych przednim winem. Rozpoczęła się uczta. Rozgardiasz i prawdziwie domowa atmosfera udzieliła się każdemu. Harry był nieco zdziwiony, gdyż spodziewał się raczej klimatu panującego na stypie. Tymczasem obecni przy stole czarownicy jedli, rozmawiali, przekomarzali się i dowcipkowali. Kilka osób się do niego uśmiechnęło, a jedna wiedźma nawet spytała go o samopoczucie. Malfoy
od razu pogrążył się w rozmowie z dwoma mężczyznami. Wymieniali spostrzeżenia dotyczące quidditcha. Rozprawiali właśnie o wyższości Chluby Portree nad Zjednoczonymi z Puddlemere, gdy Harry postanowił się do nich przyłączyć. Rozgorzała żywa dyskusja na temat pałkarzy, szukających
i stylu gry. Później, konwersacja płynnie przekształciła się w szczegółową analizę tegorocznych wyników i spekulacje na temat szans Brytyjczyków
w najbliższych mistrzostwach. Brunet miał wrażenie, że rozmawia
z najlepszymi kumplami. Czuł, jakby poznanych przed chwilą Scotta
i Bruce’a  znał już od dawna. W pewnym momencie, zauważył, iż Snape dyskretnie mu się przygląda. Mężczyzna puścił do niego oczko. Był zadowolony, iż powściągliwy zazwyczaj Harry tak szybko znalazł wspólny język ze zwolennikami Toma. Scott i Bruce stosunkowo niedawno dołączyli do grona śmierciożerców. Byli bardzo młodzi, żądni przygód i sławy. Scott pochodził z Irlandii, natomiast Bruce urodził się w Liverpoolu. Obydwoje studiowali numerologię, jednak przerwali naukę w obliczu szykującej się wojny. Zaciągnęli się w szeregi Voldemorta i tłumaczyli pisma runiczne oraz pracowali przy łamaniu szyfrów. Zgadzali się, iż jest to niewątpliwie bardziej pasjonujące zajęcie od prowadzenia ksiąg rachunkowych. Byli inteligentni, bystrzy i zdyscyplinowani.
- Mogliby nauczyć Harry’ego rozwagi – pomyślał z rozbawieniem Mistrz Eliskirów – a także szacunku.
Młodzi mężczyźni doskonale bawili się w towarzystwie nastolatków. Scott opowiadał sprośne dowcipy, wywołując salwy śmiechu, a Bruce doprowadził ich niemal do łez, parodiując zachowanie pijanego Irlandczyka. Kolacja minęła Harry’emu w zawrotnym tempie. Gdy wszyscy już się najedli, Voldemort powstał. Oczy każdego skierowały się w jego stronę. Zapanowała absolutna cisza. Czarny Pan powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych i zatrzymał się na Potterze.

- Naszego gościa, nie trzeba wam przedstawiać – zaczął.
- Wszyscy dobrze znamy pana Pottera. Kiedyś byliśmy wrogami, lecz…
- Och, naprawdę? Kiedyś? – przerwał mu bezczelnie Harry.
Śmierciożercy niepewnie spojrzeli na siebie, nie wiedząc,  jak mają się zachować.  Nikt nigdy nie drwił z Lorda Voldemorta. Dopiero, kiedy usłyszeli chichot Snape’a i donośny rechot Dracona,  rozluźnili się i również zaczęli się śmiać. Czarny Pan zdobył się na krzywy uśmiech, co sprawiło, że wyglądał, jakby coś go zabolało. Nastolatek wyszczerzył zęby, zadowolony, że wyprowadził Toma z równowagi.
- Kiedyś byliśmy wrogami, lecz dawne urazy minęły – kontynuował Lord Voldemort.
- Harry jest gościem w mym dworze i życzę sobie, aby traktowano go
z należytym szacunkiem. Macie respektować jego zdanie oraz być dla niego uprzejmym. Pan Potter jest moim protegowanym i jeśli się dowiem, że dzieje mu się krzywda to winowajca gorzko tego pożałuje – zawiesił głos,
w którym mimo spokojnego tonu wypowiedzi czaiła się nutka grozy.
- Podczas transportu Harry’ego doszło do niemiłego incydentu. Wbrew moim wyraźnym instrukcjom, trójka spośród was postanowiła poużywać sobie na panu Potterze w wyniku czego, był on nieprzytomny przez ponad tydzień, a jego stan zdrowia do dziś nie jest zadowalający. Mówiłem wyraźnie: Chcę mieć chłopaka całego i zdrowego. Najbardziej boli mnie,
że nieposłuszeństwa dopuścili się jedni z moich najbardziej zaufanych ludzi. Bella, Lucjusz, Dołohow, podejdźcie.
Mężczyźni wstali,  drżąc na całym ciele. Tylko Bellatrix nie okazała strachu, przeciwnie patrzyła prosto w oczy Pottera, a z jej oczu wyzierała nienawiść
i chęć mordu.
- Na kolana – rzekł cicho Voldemort.
Śmierciożercy natychmiast padli przed nim na twarz. Również kobieta skłoniła się przed swoim mistrzem. Czarny Pan prychnął.
- Nie mnie macie przepraszać, tylko jego – wskazał na Harry’ego, który rozbawiony obserwował przebieg wydarzeń.
Klęczący mężczyźni wymamrotali przeprosiny i podczołgali się, by ucałować skraj szaty chłopaka. Brunet nic nie powiedział, lecz mile połechtało to jego próżność.
- A teraz Harry wymierzy wam karę – rzekł Tom, kiedy winowajcy podnieśli się z klęczek.
- Możesz z nimi uczynić, co ci się podoba – zwrócił się do Harry’ego.
Gryfon zawahał się przez chwilę.
- Dołohow nie brał w tym udziału. Nie powstrzymał ich, ale nie zrobił mi krzywdy. Może usiąść – rzekł w końcu.
- Dziękuję, chłopcze – wyszeptał Antonin, po czym usunął się w cień, chcąc zniknąć z zasięgu wzroku Czarnego Pana.
Nastolatek podszedł do seniora rodu Malfoyów. Podczas gdy rozważał jakiego uroku użyć, zareagowały jego mugolskie instynkty. Zamachnął się
i z całej siły uderzył mężczyznę w nos. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie, a po twarzy śmierciożercy popłynęła krew.
- Na Merlina, chłopcze złamałeś mi nos! – zawołał z oburzeniem Lucjusz. Jego szare oczy wypełnione były łzami.
- Mój piękny, arystokratyczny nos – rozpaczał.
- Jaki ojciec taki syn – skomentował Harry, powodując wybuch wesołości wśród zebranych.
- Jesteśmy kwita – rzucił w stronę śmierciożercy.
Jasnowłosy mężczyzna spojrzał na niego z żalem, po czym wzruszył ramionami. Ostatecznie mógł zostać potraktowany dużo gorzej, po tym,
 co zrobił z chłopakiem. Wolał nie zastanawiać się, co uszykowałby dla niego Lord Voldemort, gdyby do niego należała rola kata. Usiadł na swoim miejscu za stołem i objął ramieniem żonę. Nadeszła kolej na karę dla Bellatrix i Lucjusz cieszył się, że to zobaczy. Nie przepadał za swoją szwagierką. Kobieta z wyzywającą miną stała naprzeciwko Pottera.
Była zadziwiająco spokojna. No tak, co ten chłystek może jej zrobić? – przemknęło przez myśl mężczyźnie.
Harry również zastanawiał się, jak ma postąpić wobec kobiety. Wiedział,
że nie jest w stanie rzucić Zaklęcia Niewybaczalnego, przekonał się o tym
w czerwcu, kiedy kierowany furią próbował pomścić śmierć Syriusza.
Nie chciał jej uderzyć, gdyż byłoby to po prostu nieetyczne, a inne czary wydawały mu się zbyt banalne. Wszyscy milczeli, czekając na jego reakcję, tylko skrzaty domowe uwijały się dookoła stołu, sprzątając pozostałości po uczcie. Nagle Harry’emu wpadł do głowy tak świetny pomysł, że sam go sobie pogratulował.
- Przez dwa tygodnie Bellatrix będzie traktowana jak skrzat – oznajmił głośno
W pomieszczeniu zawrzało. Kilka osób się zaśmiało, większość wykrzywiła się złośliwie. Twarz Bellatrix przybrała barwę purpury. Kobieta już zamierzała otworzyć usta, by zaprotestować, jednak napotkała spojrzenie swojego mistrza. Wiedziała, iż decyzja została podjęta, a opór na nic się nie zda. Voldemort uśmiechał się zadowolony. Idea Harry’ego przypadła mu do gustu. Zamiast ograniczyć się do zadania fizycznego bólu, chłopak wybrał bardziej wysublimowaną formę kary uderzającą w godność kobiety. Sam nie wymyśliłby lepszego sposobu na utemperowanie Bellatrix. Może wreszcie nauczy się szacunku i nabierze pokory – pomyślał z nadzieją.
- Bella, od jutra zaczniesz pracę w charakterze skrzata. Zwalniam cię
od twoich dotychczasowych obowiązków, twoją funkcję przejmie Yaxley. Rano zgłosisz się do kuchni, Cookie wszystko ci wytłumaczy – zwrócił się do kobiety.
W jej oczach zamigotały iskierki buntu, jednak czarownica nie miała śmiałości sprzeciwić się wyrokowi. Rzuciła Potterowi mordercze spojrzenie,
a następnie, z dumnie uniesioną głową opuściła komnatę odprowadzana szyderczym śmiechem śmierciożerców. Gdy zamknęły się za nią drzwi, Czarny Pan ponownie przejął głos:
- Dziękuję wam za przybycie. Mam nadzieję, iż zrozumieliście, jakie intencje mam wobec pana Pottera – zwrócił się do swoich zwolenników.
- Każde wasze nieodpowiednie zachowanie w stosunku do niego, będzie surowo karane. Bella posłuży jako przykład - dodał.
- Teraz możecie się rozejść – oznajmił w końcu łaskawie. Rozległo się skrzypienie odsuwanych krzeseł. Śmierciożercy zaczęli opuszczać salę. Wychodzili małymi grupkami, rozprawiając o nagłej zmianie stosunku Voldemorta do Pottera, czekających ich misjach, a także zupełnie błahych, nieistotnych sprawach. Harry również podniósł się z krzesła, chcąc jak najprędzej wyjść z jadalni, jednak powstrzymał go Czarny Pan,  kładąc rękę na jego ramieniu. Chłopak wzdrygnął się
na dotyk swojego wroga.
- Z tobą Harry, chciałbym jeszcze zamienić słowo na osobności – powiedział oschle Tom.

*****

Voldemort poczekał, aż ostatni maruder wyjdzie z Sali, po czym zwrócił chłopakowi uwagę:
- Nie podobało mi się twoje zachowanie podczas kolacji. Na oczach śmierciożerców pokazałeś, jak lekceważący  masz do mnie stosunek. Rujnujesz mój autorytet.
- Aby go zrujnować, musiałbyś go jeszcze posiadać – warknął nastolatek.
Czarny Pan zamknął oczy i policzył do dziesięciu. Musiał się uspokoić. Chłopak zmienił się nie do poznania, i to na gorsze. Gdzie się podział ten wychuchany przez Dumbledore’a grzeczny, ułożony Harry? Odkąd odzyskał przytomność, spędził z nim zaledwie kilka godzin i już miał go dosyć. Chamski, pyskaty szczyl  - stwierdził ze złością. Odetchnął głęboko i ponownie zabrał głos.
- Czego ode mnie oczekujesz?
Harry wzruszył ramionami i wywrócił oczami. Co za idiotyczne pytanie! Rodziców mi raczej nie zwróci – pomyślał z goryczą.
- Chcę prawdy.
- Wiesz już wszystko. Musisz po prostu zmienić swój tok myślenia.
Na pewno nie będzie to łatwe. Wszystkie ideologie, które wpajano ci od małego, mówiąc kolokwialnie, trafił szlag. Jestem jednak pewny, iż kiedy
na spokojnie się nad tym zastanowisz, dojdziesz do właściwych wniosków. Zostaniesz tu przez całe wakacje, razem z młodym Malfoyem. Jesteś tu bezpieczny. Rozważam również, czy puścić się do Hogwartu w….
- CO!? – przerwał mu Harry.
W spojrzeniu Czarnego Pana nie było ani śladu zakłopotania. Nastolatek widział jedynie chłodną logikę malującą się na jego obliczu.
- Słyszałeś. Hogwart stracił swój neutralny status. Od tej chwili to zalążek armii Dumbledore’a. Wszyscy absolwenci i uczniowie ostatnich klas staną pod sztandarem Zakonu Feniksa i podczas wojny ochoczo będą ginąć,
w przekonaniu, iż walczą o wolność, równość i o ciebie. Nie zamierzam dopuścić, abyś się w to mieszał.
W miarę, jak Harry słuchał Voldemorta, jego ciśnienie podnosiło się coraz bardziej. Co on sobie wyobraża? Nie będzie decydował o moim życiu – irytował się w duchu.
- HOGWART TO MÓJ DOM! NIE BĘDĘ TWOIM PIERDOLONYM WIĘŹNIEM, WRÓCĘ DO ZAMKU ZA WSZELKĄ CENĘ! – wykrzyknął
z furią.
- Nie jesteś więźniem, Harry – zapewnił go łagodnie Tom.
- Zatem mogę stąd odejść, kiedy tylko zechcę? – bezceremonialnie przerwał mu Gryfon.
Voldemort bez słowa stuknął różdżką w jeden z srebrnych pucharów, który rozbłysnął jasnoniebieskim światłem, zadygotał i po chwili znieruchomiał. Popchnął go w kierunku chłopaka.
- Masz minutę na podjęcie decyzji – powiedział bezbarwnym tonem,
po czym wstał od stołu z zamiarem opuszczenia jadalni. Gdy był już przy drzwiach, odwrócił się jeszcze i rzekł:
- Pamiętaj, że drugiej szansy nie dostaniesz – po czym zamknął wrota, zostawiając go samego.








4 komentarze:

  1. Extra!!! Wprost nie mogłem się oderwać! Potrafisz budować napięcie, nie ma co. Byłem absolutnie zaskoczony zakończeniem! W życiu nie pomyślałbym o takim zwrocie akcji!
    Harry opuści Voldemorta... I to już na samym początku... Ale wróci. Bo wróci, prawda?
    Podsyciłaś moją ciekawość :) Jeśli chodzi o całokształt, jak zawsze pozytywnie. Tekst do Lucjusza, po prostu bomba. A to jak załatwiłaś Bellę, świetne! Oczywiście jak zawsze piękne słownictwo, brak błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, składniowych, a ja zawsze zwracam na nie uwagę. W bodajże jednym momencie trafiło Ci się powtórzenie: "(...)Nie będzie decydował o moim życiu – irytował się w duchu.
    - NIE BĘDĘ TWOIM (...)"
    Nie razi to, aż tak bardzo, aczkolwiek myślę, iż mogłabyś to poprawić.
    Gdybym miał ci przyznać za ten rozdział ocenę od 1 do 6 dałbym Ci 9 i 3/4 :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow xD Kolacja byłą boska i ta kara dla Belli, super ♥ Nie mogę się doczekać co będzie dalej, więc lecę czytać :D
    Tak sobie myślę, że wstawianie gwiazdek zamiast dokończenia przekleństwa mija się z celem... Tak uważam, ale to już twoja decyzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ale zabawa. Twój blog jest wspaniały! ! Czytam go z zapartym tchem. Nie mogę się doczekać rozwoju zdarzeń, zwłaszcza że nie rozumiem jakby to ująć komu na kim zależy. Mam zamiar jeszcze dzisiaj przeczytać wszystko co napisałaś.

    Pisz dalej bo wychodzi Ci wspaniale!! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ha to Harrego nie Toma mieli przepraszać, a te kary genialne, choć Belatrix mogła dostać o wiele dłuższą karę, a tekst jaki ojciec taki syn genialne.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń