poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział V



Biegł przed siebie, ledwo widząc dokąd zmierza. Pragnął jedynie zostawić za sobą tę kreaturę, która zmieniła jego życie w piekło, a teraz starała się wykpić pomyłką. Udało mu się dotrzeć do izdebki, w której wcześniej został zakwaterowany, jednak ze zdziwieniem stwierdził, że drzwi są zamknięte. Wyjął z kieszeni różdżkę i dokładnie wycelował:
- Alochomora!
Ku jego zaskoczeniu, zaklęcie nie podziałało. Harry spróbował otworzyć drzwi tradycyjnymi metodami, które jednak zawiodły po raz kolejny. Chłopak zaczął zachodzić w głowę o co w tym wszystkim chodzi, gdy rozległ się charakterystyczny trzask towarzyszący deportacji i tuż przed nim zmaterializował się domowy skrzat. Stworzenie wystrojono
w śnieżnobiałe prześcieradło udrapowane na kształt togi. Skrzat ewidentnie był płci męskiej, miał długie czarne włosy i duże oczy
w niespotykanym, fioletowym kolorze.
- Nazywam się Cookie i jestem do osobistych usług panicza.
Z radością spełnię każdy rozkaz i życzenie, sir – wyrecytował dźwięcznym, przyjemnym dla ucha głosem.
Harry musiał mieć niezwykle głupią minę, bo skrzat pociągnął
go delikatnie za sweter i dodał:
- Otrzymałem polecenie zaprowadzenia pana, do nowej komnaty panicza. Proszę za mną, sir.
Chłopak poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany niż wcześniej. Najpierw, dowiedział się, że Voldemort nie chce go zabić, wręcz przeciwnie, pragnie się z nim zaprzyjaźnić, teraz otrzymał od niego skrzata domowego na wyłączność….
- Kurwa – mruknął pod nosem - może dostałem taki wpierdol, że jeszcze się nie obudziłem i to wszystko to jakiś pokręcony sen?

*****
Podążając za Cookiem  wspiął się po szerokich, marmurowych schodach na drugie piętro dworku. Skrzat wskazał mu trzecie drzwi po lewej stronie, mówiąc, że to jego pokój. Po raz kolejny zapewnił go, że zjawi się na każde jego żądanie, po czym zniknął z donośnym trzaskiem. Harry wszedł do pomieszczenia i oniemiał z wrażenia. Komnata była olbrzymia. Znajdowało się w niej małżeńskie łoże z baldachimem, regały po brzegi wypełnione książkami i duża, drewniana szafa. W rogu, na niskim stoliczku stał gramofon. Na ścianie wisiały rozmaite winyle, tworzące całkiem pokaźną płytotekę. W wielkim kredensie z przeszklonym drzwiami znajdowały się czarodziejskie przedmioty, których przeznaczenia mógł się tylko domyślać. Przed kominkiem stały fotele zachęcające do odpoczynku, zaś w centralnym miejscu komnaty znajdował się majestatyczny, czarny fortepian. Podłoga była zasłana miękkimi dywanami, a na ścianach wisiały surrealistyczne obrazy, które idealnie współgrały z klasycznym wystrojem pokoju.
- Wow – Harry zagwizdał cicho.
- Przytulniej tu, niż w twojej klitce u mugoli, prawda Potter? – zapytał głos dobiegający z jednego z odwróconych foteli.
- Czekałem na ciebie – dodał Severus Snape.



*****

Harry zaklął pod nosem. Z deszczu pod rynnę – pomyślał ponuro – chociaż Snape w porównaniu z Voldemortem wcale nie wydaje się złą opcją.
- Co tu robisz? – warknął w kierunku mężczyzny.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się. To był dokładnie taki Potter jakiego znał.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty, Harry – rzekł łagodnie.
Chłopak już miał zamiar odpyskować, lecz zdziwił go ton głosu mężczyzny, zupełnie inny od tego, do którego był przyzwyczajony.
Gdy Snape się do niego zwracał odzywał się przeważnie z drwiną, lekceważeniem, pogardą i nieskrywaną nienawiścią. Teraz jego głos był stanowczy, lecz niemal… czuły?
- Powiedz mi, co tu się dzieje! – zażądał niczym nie zmieszany chłopak, którego pewność siebie powróciła, gdy już ochłonął ze zdziwienia.
- Czy to, co mówi Voldemort, to prawda?
- I co do cholery, ty masz z tym wspólnego?
- Widzisz Harry, to nie jest takie proste – zaczął Mistrz Eliksirów – wolałbym po prostu ci pokazać – dodał, po czym wstał z fotela i podszedł do stojącego nieopodal kredensu. Otworzył szafkę i wyjął z jej głębi płytką, kamienną misę z runami wyrytymi na brzegach. Myślodsiewnia. Położył ją na stoliczku przed nastolatkiem i bez słowa przyłożył różdżkę do własnej skroni. Zaczął powoli cofać dłoń. Na końcu różdżki zamigotała srebrna nitka wspomnień, która robiła się coraz dłuższa. W końcu zerwała się i zalśniła intensywnie. Snape z namaszczeniem wpuścił swoje wspomnienia do myślodsiewni i kiwnął głową na znak zaproszenia. Harry zawahał się, jednak jego wrodzona ciekawość wygrała
z niepewnością. Dotknął srebrzystej substancji i poczuł, że stopy odrywają mu się od podłogi. Wessany przez lodowaty wir leciał w głąb pamięci Snape’a. Nagle jego stopy uderzyły o podłoże. Rozejrzał się i stwierdził, że poznaje to miejsce. Znajdował się w  jednym z londyńskich skwerów. Małe dzieci dreptały po trawie nieustannie się przewracając, eleganckie panie z wózeczkami plotkowały o modzie, jednocześnie próbując uśpić swoje pociechy, na ławeczkach obściskiwały się zakochane pary… Typowy widok parku w słoneczny, wakacyjny dzień. Pośród tłumu ludzi, uwagę Harry’ego przyciągnęła dziewczynka, która rozmawiała z ukrytym w cieniu wielkiego drzewa chłopcem. Dzieci mogły mieć jakieś dziesięć, jedenaście lat. Dziewczynka miała długie kasztanowe włosy i promieniście zielone oczy. Moje oczy – pomyślał Harry i rozpoznał swoją matkę. Jeśli to ona – dedukował – to ten chłopiec to zapewne… Mały Snape był niski, chudy i bardzo blady. Miał na sobie krótkie, obcięte przed kolanami dżinsy i starą, wypłowiałą koszulę. Przy zarumienionej, starannie ubranej Lily sprawiał wrażenie zaniedbanego i niedożywionego. Dzieci pogrążone były w żywej dyskusji i zupełnie nie zwracały uwagi na otoczenie. Snape mówił coś i gwałtownie gestykulował, a dziewczynka słuchała go z zapartym tchem. Po pewnym czasie  chwycili się pod ręce i chłopiec odprowadził Lily do domu, machając jej na pożegnanie. Dziewczynka uścisnęła go.
Wspomnienie się rozmyło.
Teraz wylądował na stacji King’s Cross. Na peronie numer 9
 i 3/4 jak zwykle panował tłok. Czerwony pociąg już stał na szynach przygotowując się do odjazdu. Przyjaciele witali się po dwóch miesiącach rozłąki, rodzice żegnali się ze swoimi pociechami. Nieopodal barierki stała rudowłosa dziewczynka i kłóciła się ze swoją siostrą. W końcu, pocałowała matkę i przytuliła się do ojca, który z dumą w oczach patrzył na Lily wystrojoną w nowiutką szatę Hogwartu. Nieśmiało wyciągnęła dłoń do Petunii, która jednak odtrąciła jej rękę. Kasztanowłosa dziewczynka odwróciła się, chcąc ukryć łzy i skierował się do pociągu. Mały Snape, który samotnie stał nieopodal, ruszył za nią i pomógł jej załadować kufer do środka. Znaleźli wolny przedział i z entuzjazmem rozprawiali o czekających ich wrażeniach. Nagle do środka weszła dwójka chłopców i ze śmiechem zajęła pozostałe wolne miejsca. Harry’emu serce zabiło mocniej, gdyż rozpoznał swojego ojca i Syriusza. Dzieci nie nawiązały między sobą porozumienia, przeciwnie wymiana uwag szybko przekształciła się w konflikt. Lilly z oburzoną miną odpowiedziała na zaczepkę Jamesa, a potem wyszła, by wraz
ze Snape’em znaleźć inny przedział.
Scena ponownie się rozwiała.
Teraz znajdowali się w Wielkiej Sali. Profesor McGonagall ustawiała pierwszoroczniaków do Ceremonii Przydziału. Wyczytała matkę Harry’ego. Lilly drżąc na całym ciele wyszła z szeregu i nałożyła wyświechtaną Tiarę, która wskazała jej dom. Gryffindor. Dziewczynka usiadła przy odpowiednim stole, szukając wzrokiem Snape’a. Chłopiec nadal stał w grupie czekających na przydział, lecz wiedział już, że z Lilly nie będzie się widywać tak często, jakby tego pragnął. Rzeczywiście, jego obawy potwierdziły się. Zaledwie magiczny kapelusz dotknął jego głowy, wskazał mu Slytherin. Severus zajął miejsce na drugim końcu Sali tuż obok Lucjusza Malfoya, który z odznaką prefekta na piersi, przyjacielsko poklepał go po plecach.
Scena po raz kolejny uległa zniekształceniu.
Tym razem Snape spacerował z jego matką na błoniach otaczających Hogwart. Wyglądali na szczęśliwych. Przyszły Mistrz Eliksirów objął Lilly w pasie, na co dziewczyna żartobliwe zepchnęła go ze zbocza
i zaczęła uciekać. On wygiął usta w uśmiechu i pobiegł za nią.
Wspomnienie znowu się rozpłynęło.
Piętnastoletni Snape wyszedł z zamku po zaliczeniu egzaminu z obrony przed czarną magią. Krążył po błoniach, w pobliżu drzewa, gdzie odpoczywali Huncwoci. Harry trzymał się z daleka, gdyż znał przebieg wydarzeń, a nie chciał po raz kolejny tego przeżywać. Widział, jak James zaatakował Snape’a, zawiesił go w powietrzu głową w dół i groził ściągnięciem majtek. Dostrzegł, że Lilly broni Severusa, który zaślepiony gniewem, wściekłością wyzywa ją używając najgorszego określenia, jakie mogło mu przyjść do głowy – „szlama”.
Scena zmieniła się.
Była noc. Lilly ubrana w piżamę stała przed portretem Grubej Damy. Przed nią tkwił Snape, w czarnej pelerynie i gorączkowo się przed nią tłumaczył. Dziewczyna patrzyła na niego pogardliwie. Przerwała potok słów płynący z ust Mistrza Eliksirów, odpowiedziała mu gniewnie,
po czym odwróciła się i wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów. Snape jeszcze długo siedział na korytarzu, mając nadzieję, że Lilly jeszcze się pokaże. W końcu, gdy zaczynało świtać rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie na wejście do wieży Gryffindoru, po czym ze smutkiem odszedł w stronę lochów.
Scena ponownie się przekształciła.
Harry rozpoznał salę do nauczania obrony przed czarną magią. Uczniowie stali rozproszeni, w małych podgrupach. Gryfoni trzymali się jak najdalej od studentów ze Slytherinu. W końcu zaczęła się lekcja. Uczniowie posłusznie uformowali szereg i przygotowali się do rzucenia zaklęcia. Tematem lekcji było wyczarowanie Patronusa. Jako pierwszy zadanie wykonał James, również Syriusz i Remus nie mieli z tym problemów. Pettigrew po kilku próbach także wyczarował swojego strażnika. Gdy nadeszła kolej na Lilly, dziewczyna spojrzała prosto
w twarz Snape’a, a z jej różdżki wytrysnął strumień srebrzystobiałego światła, który uformował się na kształt łani. Zwierzę obiegło salę, po czym rozpłynęło się przed zachwyconym nauczycielem. Występowi dziewczyny towarzyszyła burza oklasków. Teraz do ćwiczenia podeszli Ślizgoni, lecz żadnemu się to nie udało. Nadeszła kolej Snape’a. Chłopak podkasał rękawy szaty i beznamiętnie wypowiedział zaklęcie.
Z jego różdżki również wystrzelił srebrny kształt. Łania z gracją okrążyła salę, po czym przegalopowała korytarzem. Nikt nie udawał,
że nie zauważył identycznych form Patronusów Ślizgona i Gryfonki. Obecni na sali wybuchnęli szyderczym śmiechem. Lilly po rzucenia ukradkowego spojrzenia chłopakowi również przyłączyła się do ogólnej wesołości. Dziewczyna objęła stojącego blisko niej Jamesa, który delikatnie pocałował ją w usta.  Snape odwrócił się napięcie i wybiegł
z sali.
Scena się zdematerializowała.
Dorosły Mistrz Eliksirów klęczał przed Dumbledore’m. Kajał się przed nim, błagając mężczyznę o pomoc. Staruszek patrzył na niego surowo spod okularów-połówek. Potrząsał przecząco głową. Snape prosił jeszcze żarliwiej. Dyrektor Hogwartu bacznie mu się przyglądał. W końcu zgodził się, żądając w zamian bezgranicznego posłuszeństwa.
Scena się rozwiała.
Na środku przytulnego saloniku stała kasztanowłosa kobieta, naprzeciwko której ukląkł Snape. Trzymali się za prawe ręce. Mężczyzna w okrągłych okularach i rozczochranych włosach dotykał końcem różdżki ich złączonych dłoni. Lilly wypowiedziała pierwszą część Wieczystej Przysięgi. Mistrz Eliksirów odpowiedział twierdząco.
Z różdżki Jamesa wydobył się cienki języczek jasnego płomienia, który owinął się wokół ich splecionych dłoni, niczym rozżarzony
do czerwoności drut. Procedura powtórzyła się. Kolejny płomień wystrzelił z różdżki i owinął się wokół pierwszego tworząc z nim ognisty łańcuch.
- I jeśli okaże się to konieczne, jeśli zginiemy by chronić Harry’ego – wyszeptała – czy przysięgasz zaopiekować się nim i traktować go tak, jakby był twoim synem?
Zapanowało milczenie.
- Przysięgam – odrzekł z mocą mężczyzna
Trzeci języczek ognia zabłysnął i wystrzelił z różdżki owijając się wokół dwóch pozostałych, wiążąc Lilly Potter i Severusa Snape’a Wieczystą Przysięgą.

******
Harry wynurzył się z myślodsiewni i z powrotem znalazł się
w swojej komnacie. Nie mógł uwierzyć, w to, co przed chwilą zobaczył. Snape kochał jego matkę. Snape obiecał otoczyć go opieką. Snape przysiągł go chronić. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu mężczyzny, gdyż chciał mu zadać kilka nurtujących go pytań, lecz na próżno. Mistrz Eliksirów zniknął.

9 komentarzy:

  1. Ciesze się, że ukazał się kolejny rozdział. Chętnie czytam Twojego bloga. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny rozdział ! Łiiii!!! Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział poprawny, zarówno pod względem językowym, ortograficznym, stylistycznym jak i pod względem treści. Żadnych fajerwerków, ale i żadnego zawodu. Ta część opowiadania ma, jak się domyślam, wprowadzić czytelników do czegoś, co sięga głębiej :) Fajnie, iż oprócz opisów zaczerpniętych z książki, dodałaś swoje własne "wspomnienia Snape'a". Dobry pomysł z Wieczystą Przysięgą - w większości opowiadań, które czytałem Severus pełnił funkcję - "drugiego ojca chrzestnego", co według mnie jest nieco naciągane.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas mówię to samo ale cóż...
    Ciekawe. Baaaaardzo ciekawe :D
    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejną notkę :D

    Suzi ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezłe rozwinięcie akcji w poprzednim rozdziale. Opowiadanie bardzo ciekawe. Fajnie, że nie popełniasz błędów.
    Pozdrawiam!
    Kurdt

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak dużooooooo Snape'a <3
    Rozdział świetny, brakowało mi tylko Belli *.*
    Weny życzę!
    Burtonistka

    OdpowiedzUsuń
  7. Łiii, kocham cię :D Severus, dużo Severusa = ♥
    Tak... Z początku wspomnienia trochę mi przypominały te z książki, ale potem... Ostatnie wspomnienie... Snape obiecał opiekować się Harry'm? Jak... uroczo? Nie, to nie pasuje do Snape'a. Nie mam na to określenia.
    Przypomniał mi się "Szczeniak"... ale to nie ważne xD
    Lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    jak widać Snape bardzo kocha Lilly i miał się zająć Harrzy gdyby coś si stało i traktować go jak własnego syna, no wic czemu tak się zachowywał, och Harry ma własnego skrzata...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń