Lord Voldemort stanął przed bramą swojej rezydencji i
głęboko odetchnął świeżym, angielskim powietrzem. Cieszył się, że w końcu
wrócił do domu. Pobyt w Chile był jednym z najgorszych doświadczeń w jego życiu, a on przecież w
niemal dosłownym znaczeniu przeszedł przez piekło. W południowoamerykańskich miastach panowała duchota, zgiełk i smród. Wyprawy w
poszukiwaniu rdzennych mieszkańców tego kraju również nie należały do
przyjemnych spacerów. Tropikalne lasy pełne były niebezpieczeństw, a szczepy
Indian zazwyczaj nie wykazywały chęci do współpracy. Na szczęście, nie zawiódł
talent dyplomatyczny* Bellatrix oraz zręczne tłumaczenie Bruce’a. Dzikusy
zmanipulowane przez śmierciożerców wyjawiły mu pożądane informacje, a także
udzieliły przydatnych wskazówek dotyczących obchodzenia się ze Starą Magią.
Wyjazd przyniósł mu również nagrodę w postaci nieoczekiwanego sojusznika, który
razem z nim przybył do Dworu Salazara. Czarny Pan planował zrobić Potterowi
niespodziankę. Wcześniej zapowiedział, iż nie zdąży wrócić przed 31 lipca,
jednak zręczne gospodarowanie czasem sprawiło, że udało mu się wyrobić. Teraz,
uśmiechnięty od ucha do ucha kroczył przez zadbany, zielony trawnik kierując
się
w stronę rezydencji. Pierwszym niepokojącym sygnałem okazała się butelka, o którą nieomal się nie przewrócił. Tom podniósł ją
i zmarszczył brwi odczytawszy etykietę. Spojrzał pytająco na Snape’a. Czarnowłosy mężczyzna rzucił okiem na opakowanie. Oczywiście rozpoznał mugolską wódkę – był to napój, który pośrednio zrujnował mu dzieciństwo. Severus nie wyrzekł jednak ani słowa. Domyślał się, co zastanie we Dworze Salazara –
w Hogwarcie opiekował się Ślizgonami, którzy słynęli z urządzania imprez ostro zakrapianych alkoholem. Mistrzowi Eliksirów pozostawało mieć nadzieję, że dzieciaki nie zdewastowały zabytkowych mebli ani nie zrobiły nic, co mogłoby w większym stopniu rozsierdzić Lorda Voldemorta. Czarny Pan zbagatelizował sprawę butelki, kładąc ją na karb roztargnienia skrzatów domowych. Stwierdził, iż rozprawi się z nimi następnego dnia
i pogwizdując dotarł do drzwi monumentalnego pałacu. Nacisnął klamkę i wszedł do holu. Naraz jednak zamarł i uśmiech spełzł mu z twarzy. Cały korytarz wypełniała dudniąca muzyka, gdzieniegdzie leżały półnagie nastolatki.
- Potter!
Owładnięty szałem, pobiegł w stronę, z której dochodziły dźwięki przypominające mu głosy jęczących synchronicznie trytonów. Wpadł do salonu i przetarł oczy ze zdumienia. Zgraja dzieciaków tańczyła w rytm klubowych bitów, żłopała alkohol prosto z butelek i paliła papierosy lub zaciągała się fajką wodną. Kilka par leżało na podłodze pieszcząc się i dotykając, co z perspektywy Czarnego Pana wyglądało prawie jakby się pieprzyli. W centrum zamieszania, niczym nie przejęci siedzieli Potter, młody Malfoy
i ten idiota Scott. Zdawało się, iż są zajęci jakąś głupawą grą, Voldemort nie znał jej zasad. Irlandczyk zakręcił butelką, która leniwie potoczyła się po stole i wskazała Gryfona. Tom zdążył tylko dostrzec, iż Malfoy popchnął bruneta w ramiona Scotta. Dalej wypadki potoczyły się bardzo szybko. Młodzieńcy złączyli swoje wargi i zaczęli się całować. Czarnoksiężnik zbaraniał. Wyraźnie widział, jak podniecony jest Wybraniec i zastanawiał się, dlaczego na gacie Merlina, jemu nie udało się jeszcze doprowadzić go do tego stanu. Osłupiał do reszty, kiedy nastolatek ugryzł Flannery’ego i zlizał krew płynącą z jego wargi. Przesadził.
- Co tu się, do kurwy nędzy wyprawia?
Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Ktoś zbił szklankę. Na dźwięk głosu Mrocznego Lorda, Harry jak oparzony oderwał się do rudowłosego mężczyzny. Scott padł przed nim na kolana i wyjąkał:
- Panie… Ja-ja-ja wszystko wyjaś…
- Zamilcz, Flannery. To Potter będzie się tłumaczył – wysyczał cicho Czarny Pan.
*****
Odwrócił się napięcie i dał znak chłopakowi, by poszedł zanim. Zadowolił go fakt, iż szczeniak bez szemrania spełnił jego polecenie. Dotarli w końcu do jednej z nieużywanych cel, w których zazwyczaj odbywały się przesłuchania. Wpuścił go i zamknął drzwi. Lepiej, aby nikt im teraz nie przeszkodził. Zmierzył Wybrańca chłodnym spojrzeniem. Nie potraktuję go ulgowo, tylko dlatego, że ma urodziny – postanowił – muszę nauczyć gówniarza, gdzie jego miejsce.
- Obnaż pierś – rozkazał zimnym, obojętnym tonem.
Nastolatek usłuchał. Zdjął koszulkę i mimowolnie zadrżał –
sam nie był pewien, czy z chłodu, czy ze strachu.
- Crucio!
Promień z różdżki Voldemorta ugodził Harry’ego w klatkę piersiową. Potter zawył z bólu i wygiął kręgosłup w łuk. Wił się
w konwulsjach łkając i zawodząc. W przeszłości, Tom niejednokrotnie rzucał na niego tę klątwę, jednak nigdy nie odczuwał takiego cierpienia. Teraz, pomijając niewyobrażalną mękę fizyczną, z niezrozumiałych powodów doświadczał jeszcze dyskomfortu psychicznego. Czuł się obnażony, zawstydzony, upokorzony. Poprzez tortury umysłowe, zaklęcie kilkakrotnie zwiększyło swoją siłę. Czarny Pan w końcu przerwał jego cierpienie i opuścił go na podłogę. Chłopak dyszał ciężko, a z oczu płynęły mu strumienie łez. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odwrócił się, by nastolatek nie zauważył pożądania w jego oczach. Nie torturował go pierwszy raz, lecz nigdy podczas męczenia ofiary, nie odczuwał takiej satysfakcji. Pastwił się nad Potterem
z uśmiechem na ustach - i na Merlina – fala doznań, jaka go uderzyła była ogromna. Niesamowicie podniecała go myśl, iż całkowicie panuje nad Gryfonem. Mógł uczynić z nim, co tylko zechciał. Zelżyć, zhańbić, a nawet zamordować. Świadomość, że chłystek podporządkowałby się jego woli wywoływała w nim ciarki ekscytacji. Podobało mu się, iż gówniarz wreszcie pojął, jaka hierarchia panuje we Dworze Salazara. W niczym nie przypominał zbuntowanego nastolatka kpiącego z jego aparycji. Teraz leżał
u jego stóp i jękliwie błagał o łaskę. Emocje, jakie to w nim wzbudziło były łudząco podobne do uczuć towarzyszących ostremu seksowi, lecz dziesięć razy bardziej intensywne. Męskość Czarnego Pana poddała się napięciu i wyprężyła się wbrew jego woli. Tom, błogosławiąc w duchu swoje obszerne szaty, odetchnął kilkakrotnie usiłując pozbyć się frustracji. Zwrócił się w stronę drzwi, lecz zanim wyszedł z izdebki, rzekł do Harry’ego:
- Spędzisz tutaj noc. Postaraj się przemyśleć swoje zachowanie.
- Rozumiem, ale… - wycharczał Gryfon – dlaczego kazałeś mi zdjąć koszulkę?
Voldemort uśmiechnął się szelmowsko. To było trafne pytanie.
- Po prostu chciałem zobaczyć twoją klatę
*****
w stronę rezydencji. Pierwszym niepokojącym sygnałem okazała się butelka, o którą nieomal się nie przewrócił. Tom podniósł ją
i zmarszczył brwi odczytawszy etykietę. Spojrzał pytająco na Snape’a. Czarnowłosy mężczyzna rzucił okiem na opakowanie. Oczywiście rozpoznał mugolską wódkę – był to napój, który pośrednio zrujnował mu dzieciństwo. Severus nie wyrzekł jednak ani słowa. Domyślał się, co zastanie we Dworze Salazara –
w Hogwarcie opiekował się Ślizgonami, którzy słynęli z urządzania imprez ostro zakrapianych alkoholem. Mistrzowi Eliksirów pozostawało mieć nadzieję, że dzieciaki nie zdewastowały zabytkowych mebli ani nie zrobiły nic, co mogłoby w większym stopniu rozsierdzić Lorda Voldemorta. Czarny Pan zbagatelizował sprawę butelki, kładąc ją na karb roztargnienia skrzatów domowych. Stwierdził, iż rozprawi się z nimi następnego dnia
i pogwizdując dotarł do drzwi monumentalnego pałacu. Nacisnął klamkę i wszedł do holu. Naraz jednak zamarł i uśmiech spełzł mu z twarzy. Cały korytarz wypełniała dudniąca muzyka, gdzieniegdzie leżały półnagie nastolatki.
- Potter!
Owładnięty szałem, pobiegł w stronę, z której dochodziły dźwięki przypominające mu głosy jęczących synchronicznie trytonów. Wpadł do salonu i przetarł oczy ze zdumienia. Zgraja dzieciaków tańczyła w rytm klubowych bitów, żłopała alkohol prosto z butelek i paliła papierosy lub zaciągała się fajką wodną. Kilka par leżało na podłodze pieszcząc się i dotykając, co z perspektywy Czarnego Pana wyglądało prawie jakby się pieprzyli. W centrum zamieszania, niczym nie przejęci siedzieli Potter, młody Malfoy
i ten idiota Scott. Zdawało się, iż są zajęci jakąś głupawą grą, Voldemort nie znał jej zasad. Irlandczyk zakręcił butelką, która leniwie potoczyła się po stole i wskazała Gryfona. Tom zdążył tylko dostrzec, iż Malfoy popchnął bruneta w ramiona Scotta. Dalej wypadki potoczyły się bardzo szybko. Młodzieńcy złączyli swoje wargi i zaczęli się całować. Czarnoksiężnik zbaraniał. Wyraźnie widział, jak podniecony jest Wybraniec i zastanawiał się, dlaczego na gacie Merlina, jemu nie udało się jeszcze doprowadzić go do tego stanu. Osłupiał do reszty, kiedy nastolatek ugryzł Flannery’ego i zlizał krew płynącą z jego wargi. Przesadził.
- Co tu się, do kurwy nędzy wyprawia?
Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Ktoś zbił szklankę. Na dźwięk głosu Mrocznego Lorda, Harry jak oparzony oderwał się do rudowłosego mężczyzny. Scott padł przed nim na kolana i wyjąkał:
- Panie… Ja-ja-ja wszystko wyjaś…
- Zamilcz, Flannery. To Potter będzie się tłumaczył – wysyczał cicho Czarny Pan.
*****
Odwrócił się napięcie i dał znak chłopakowi, by poszedł zanim. Zadowolił go fakt, iż szczeniak bez szemrania spełnił jego polecenie. Dotarli w końcu do jednej z nieużywanych cel, w których zazwyczaj odbywały się przesłuchania. Wpuścił go i zamknął drzwi. Lepiej, aby nikt im teraz nie przeszkodził. Zmierzył Wybrańca chłodnym spojrzeniem. Nie potraktuję go ulgowo, tylko dlatego, że ma urodziny – postanowił – muszę nauczyć gówniarza, gdzie jego miejsce.
- Obnaż pierś – rozkazał zimnym, obojętnym tonem.
Nastolatek usłuchał. Zdjął koszulkę i mimowolnie zadrżał –
sam nie był pewien, czy z chłodu, czy ze strachu.
- Crucio!
Promień z różdżki Voldemorta ugodził Harry’ego w klatkę piersiową. Potter zawył z bólu i wygiął kręgosłup w łuk. Wił się
w konwulsjach łkając i zawodząc. W przeszłości, Tom niejednokrotnie rzucał na niego tę klątwę, jednak nigdy nie odczuwał takiego cierpienia. Teraz, pomijając niewyobrażalną mękę fizyczną, z niezrozumiałych powodów doświadczał jeszcze dyskomfortu psychicznego. Czuł się obnażony, zawstydzony, upokorzony. Poprzez tortury umysłowe, zaklęcie kilkakrotnie zwiększyło swoją siłę. Czarny Pan w końcu przerwał jego cierpienie i opuścił go na podłogę. Chłopak dyszał ciężko, a z oczu płynęły mu strumienie łez. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odwrócił się, by nastolatek nie zauważył pożądania w jego oczach. Nie torturował go pierwszy raz, lecz nigdy podczas męczenia ofiary, nie odczuwał takiej satysfakcji. Pastwił się nad Potterem
z uśmiechem na ustach - i na Merlina – fala doznań, jaka go uderzyła była ogromna. Niesamowicie podniecała go myśl, iż całkowicie panuje nad Gryfonem. Mógł uczynić z nim, co tylko zechciał. Zelżyć, zhańbić, a nawet zamordować. Świadomość, że chłystek podporządkowałby się jego woli wywoływała w nim ciarki ekscytacji. Podobało mu się, iż gówniarz wreszcie pojął, jaka hierarchia panuje we Dworze Salazara. W niczym nie przypominał zbuntowanego nastolatka kpiącego z jego aparycji. Teraz leżał
u jego stóp i jękliwie błagał o łaskę. Emocje, jakie to w nim wzbudziło były łudząco podobne do uczuć towarzyszących ostremu seksowi, lecz dziesięć razy bardziej intensywne. Męskość Czarnego Pana poddała się napięciu i wyprężyła się wbrew jego woli. Tom, błogosławiąc w duchu swoje obszerne szaty, odetchnął kilkakrotnie usiłując pozbyć się frustracji. Zwrócił się w stronę drzwi, lecz zanim wyszedł z izdebki, rzekł do Harry’ego:
- Spędzisz tutaj noc. Postaraj się przemyśleć swoje zachowanie.
- Rozumiem, ale… - wycharczał Gryfon – dlaczego kazałeś mi zdjąć koszulkę?
Voldemort uśmiechnął się szelmowsko. To było trafne pytanie.
- Po prostu chciałem zobaczyć twoją klatę
*****
Harry obudził się z okropnym bólem głowy i pieczeniem w gardle. Wstał, a raczej próbował podnieść się z łóżka. Jego ciało zdrętwiało od spania na twardej, niewygodnej pryczy, co zaowocowało upadkiem na kamienną podłogę. Chłopak zaklął i przez chwilę leżał nieruchomo czekając aż odzyska czucie w kończynach. Ostrożnie rozciągnął poszczególne mięśnie zanim zdecydował się wyprostować. Usiadł na skraju posłania i wyczarował butelkę pełną wody. Natychmiast wypił napój, jednocześnie zwilżając sobie wargi, które były suche i popękane. Skrzywił się. Pomimo kaca, doskonale pamiętał wydarzenia wczorajszej nocy. Balowanie ze Ślizgonami, wspólne puszczanie dymków, pocałunek ze Scottem, nieoczekiwane wejście Czarnego Pana i jego „karę”. Tortury najwyraźniej zapisały się w jego wspomnieniach. Wybraniec bez problemu mógł odtworzyć czyny Toma, jego śmiech i oczy płonące dziką żądzą, a także własne cierpienie. Oprócz bólu, przeżył jednak wówczas także dziwne uniesienie.
Voldemort nic się nie zmienił, to zwykły zwyrodnialec – usłyszał cichy głos besztający go w myślach.
Rzucił na mnie klątwę, torturowanie sprawiło mu frajdę.
Ale poniekąd mi też – w jego głowie odezwał się drugi głosik.
Może i było to zawstydzające, ale i szalenie podniecające.
Przestań pieprzyć, Potter, bo wyjdziesz na jakiegoś masochistę.
Stul pysk Potter, nie masz pojęcia o czym mówisz.
A czy ty sam wiesz, o co ci chodzi?
Ja…
- Dosyć! – wrzasnął nieco piskliwie Harry wyrzucając swoich wyimaginowanych sobowtórów z głowy.
- Dajcie mi już święty spokój!
Zaczął chodzić w kółko po izdebce dysząc ze zdenerwowania. Sytuacja powoli go przerastała. To, co na początku brał za zwykłą zabawę, teraz stawało się cholernie trudne. Pomiędzy nim,
a Czarnym Panem jeszcze nigdy nie było takiego napięcia. Nagle, rozległ się trzask i tuż przed zaskoczonym Gryfonem zmaterializował się Cookie. Skrzat skłonił się głęboko i oznajmił, iż otrzymał rozkaz, by zaprowadzić go na śniadanie. Harry wzruszył ramionami i podążył za stworzonkiem. Chwilowo było mu wszystko jedno, a posiłek odkładał nieuniknioną konfrontację
z Voldemortem na później. Poza tym, Wybraniec najzwyczajniej
w świecie czuł głód. Nieprzyjemne ssanie i dziwne odgłosy wydobywające się z jego brzucha miały niewątpliwie wiele wspólnego z wczorajszym spojeniem się napojami wysokoprocentowymi na pusty żołądek. Kiedy wszedł do jadalni, powitały go gwizdy Malfoya i Scotta. Zignorował je i z rozmachem spróbował usiąść na swoim miejscu. Okazało się to jednak dość trudne i pierwsza próba zakończyła się fiaskiem. Brunet wylądował na tyłku, czym po raz kolejny wzbudził śmiech współbiesiadników. Chłopak chwiejąc się wstał i z dumnie uniesioną głową klapnął na krzesło. Nałożył na talerz tosty oraz jajecznicę i nalał sobie filiżankę mocnej, aromatycznej kawy.
- Jak się spało, Potter? – spytał niby to uprzejmie Irlandczyk szczerząc zęby.
- Lepiej się zamknij – doradził mu Gryfon przez zaciśnięte zęby.
- Czyżbyś nie miał humoru? – zawtórował mu Dracon.
- Chyba Czarny Pan był gorszym partnerem ode mnie – zakpił Flannery.
- Jak inaczej tłumaczyć ten brak entuzjazmu? – przybili sobie piątkę, jednak zamarli, na dźwięk głosu Snape’a.
- Harry kazał wam się nie odzywać – rzekł chłodno.
Młodzieńcy natychmiast spuścili głowy i zamilkli. Wymamrotali pod nosem jakieś przeprosiny i zajęli się pochłanianiem piętrzącego się przed nimi jedzenia. Tymczasem Severus poczekał aż nastolatek skończy konsumpcję, po czym wziął go za ramię
i wyprowadził z sali. Za drzwiami uścisnął Gryfona serdecznie
i złożył mu, tym razem osobiście, życzenia urodzinowe. Następnie powiadomił go, iż Tom natychmiast pragnie natychmiast z nim porozmawiać. Wybraniec prychnął i warknął gniewnie, że nie jest chłopcem na posyłki i nie ma zamiaru biegać na każde jego skinienie. Mistrz Eliksirów zasugerował, aby powiadomił go o tym osobiście. Potter rozważył jego słowa, po czym stwierdził, że to niezły pomysł i ruszył w kierunku kwater Voldemorta.
Czarnowłosy mężczyzna patrzył na oddalającego się nastolatka
z radością w sercu. Czarny Pan uparcie milczał i zbywał jego pytania dotyczące wydarzeń wczorajszej nocy. Gdy Snape ujrzał bruneta przy śniadaniu gorąco podziękował Merlinowi, iż dzieciak jeszcze żyje. Nie uspokoił się wprawdzie całkowicie. Wcześniej martwił się jedynie o stan jego zdrowia, jednak dziwne aluzje Scotta i Dracona w najwyższym stopniu go zaniepokoiły. Chyba nie zdawali sobie sprawy z wagi swoich słów. Sugerować, iż Czarny Pan i Harry… Nie, to niedorzeczne. Severus nie potrafił sobie tego wyobrazić. Znał dobrze ciągoty Voldemorta, ale nie przypuszczał, by Potter również… Poza tym, to nonsens. Na gacie Merlina,
on zabił jego rodziców. To chyba dostateczny argument przemawiający za absurdem sytuacji – stwierdził zadowolony
i pozbawiony złych przeczuć udał się do swojej pracowni,
by dokończyć raport dla Dumbledore’a.
*****
Harry niemal w podskokach biegł do Voldemorta. Czuł się nieswojo, jakby miał menopauzę. Jednocześnie nie chciał się z nim widzieć, z drugiej strony pragnął jego towarzystwa. Wewnętrzne rozdarcie pogłębiało się i znowu zaczął słyszeć głosy swoich alterów. Odegnał ich, wściekle potrząsając głową i złorzecząc swojemu mózgowi za wytwarzanie podobnych zjawisk. Jakby i tak nie uważali mnie za świra- skwitował. Zebrał się w sobie i bez pukania otworzył drzwi. Wślizgnął się do środka i zesztywniał na widok rozgrywającej się przed nim sceny. Czarny Pan właśnie ściskał się serdecznie z jakimś młodym mężczyzną.
- Widzę, że jesteś bardzo zajęty, Tom – powiedział oschłym tonem – nie będę ci przeszkadzać.
- Oh, nareszcie! – zawołał na jego widok uradowany czarnoksiężnik, zupełnie nie bacząc na chłodne zachowanie nastolatka.
- Chciałem ci przedstawić…
- W ogóle mnie nie obchodzi, jak on się nazywa – wrzasnął Gryfon – jeśli ci zależy, możesz mi jedynie wyjaśnić, dlaczego,
na wściekłego hipogryfa, się do niego przytulasz!
Mężczyzna obserwujący tę scenę roześmiał się dźwięcznie.
- Faktycznie, jest dokładnie tak uroczy, jak opisywałeś – rzucił do Voldemorta.
- Ktoś cię prosił o zdanie? – Wybraniec obrzucił go morderczym spojrzeniem.
- Bez obaw chłopcze, nie musisz być o mnie zazdrosny – mrugnął do niego czarodziej.
- Schlebia mi, że uznałeś mnie za konkurenta, aczkolwiek Czarny Pan zupełnie mnie nie interesuje. Przynajmniej nie w tym sensie – powiedział swobodnie.
Nastolatek zdębiał, a kiedy odzyskał zdolność mowy, zaperzył się:
- Wcale nie jestem zazdrosny!
- A ja w nocy zamieniam się w różowego króliczka. Daj spokój Harry, widać, że między wami iskrzy.
- Hamuj się Black. Pozwalasz sobie na zbyt wiele – jadowicie wysyczał Tom - niewyparzoną gębę widocznie odziedziczyłeś
po ojcu.
- Black!?
*****
Przyjrzał mu się uważniej. Facet był młody, najwyżej o kilka lat starszy od niego. Miał ciemną, miedzianą karnację, prosty nos
i wydatne kości policzkowe, co wskazywało na indiańskich przodków. Jednocześnie oczy okolone długimi rzęsami, męska, kwadratowa szczęka i szlachetne rysy twarzy niewątpliwie dowodziły pokrewieństwa z Blackami. Gryfon pluł sobie w brodę, że wcześniej nie zwrócił uwagi na te szczegóły. Czarodziej był wysoki, a jego wyraźnie zarysowane mięśnie od razu wpędziły
go w kompleksy. Długie, czarne, lśniące włosy nosił opuszczone na ramiona. Jego usta wykrzywione były w ironicznym uśmiechu,
a ciemne oczy błyszczały szelmowsko. Wyciągnął do niego wytatuowaną rękę i rzekł:
- Nazywam się Benjamin Black. Jestem synem Syriusza.
*****
Brunet zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
- Ty chyba sobie jaja robisz – zawyrokował w końcu.
Voldemort zakaszlał cicho i otarł łzę rozbawienie z policzka.
- Zostawię was samych, omówicie sobie rodzinne kwestie i…
- Kpisz sobie ze mnie? To z tobą chcę porozmawiać!
- Obiecuję, nie zajmę wam dużo czasu – ironicznie wykrzywił się Black i płynnie przeszedł do swojej opowieści.
*****
Brunet zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
- Ty chyba sobie jaja robisz – zawyrokował w końcu.
Voldemort zakaszlał cicho i otarł łzę rozbawienie z policzka.
- Zostawię was samych, omówicie sobie rodzinne kwestie i…
- Kpisz sobie ze mnie? To z tobą chcę porozmawiać!
- Obiecuję, nie zajmę wam dużo czasu – ironicznie wykrzywił się Black i płynnie przeszedł do swojej opowieści.
*****
Rodzina Tehawanka mieszkała w Londynie od dawna, choć nasz ród wywodził się w prostej linii od czirokeskich szamanów. Moja matka, Adsila uczęszczała do Hogwartu razem z Huncwotami, lecz nie utrzymywała z nimi szczególnie bliskich kontaktów. Podczas Ceremonii Przydziału trafiła do Hufflepuffu, więc los naturalnie ją z nimi rozdzielił. Jednakże, podczas wakacji, często spotykała się z Syriuszem, gdyż nasza rodzinna posiadłość była umiejscowiona niedaleko rezydencji Blacków. Łapa nigdy nie czuł się w domu zbyt komfortowo i dlatego często przebywał u Adsili. Moja matka nie miała pojęcia, czy to była prawdziwa miłość, nastoletnie zauroczenie, czy po prostu jednorazowa przygoda. Gdy to się stało, oboje mieli po piętnaście lat…
Kiedy dziadkowie dowiedzieli się o ciąży, wpadli w szał. Moja rodzina wywodzi się ze starego, cenionego rodu czystej krwi, gdzie kładziony jest duży nacisk na tradycję i pochodzenie. Spoufalenie się z Blackiem nie zostało uznane za mezalians, jednak oburzenie budził fakt, iż młodzi nie mieli ślubu. Matka, pod przymusem, razem ze swoimi rodzicami wyjechała do Chile. Tam, kilka miesięcy później urodziłem się jako pierworodny syn Syriusza Blacka. Dorastałem bez taty, lecz zawsze, kiedy o niego pytałem, zbywało mnie milczenie. Ponieważ nosiłem panieńskie nazwisko matki, niemożliwe było dowiedzenie się czegoś
o tożsamości ojca na własną rękę. Adsila w tajemnicy przede mną wysyłała listy, usiłowała zdobyć namiar, skontaktować się ze swoim kochankiem w jakikolwiek sposób - daremnie. Nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Krótko po tym, jak wyjechała
z Londynu, zdarzyła się katastrofa. Tragedia zrzuciła odpowiedzialność za śmierć twoich rodziców na Syriusza. Kiedy moja matka o tym usłyszała, zrezygnowała, ze wszelkich prób porozumienia się z Wąchaczem. Doszła do wniosku, że lepiej, abym dorastał bez taty, niż ze świadomością, że jest nim bezlitosny morderca. Radziłem sobie jakoś, a Adsila bardzo starała się zrekompensować mi brak ojca. Rozpieszczała mnie
i spełniała każdą moją zachciankę. Kiedy dorosłem, zapisała mnie do najlepszej chilijskiej szkoły czarodziejstwa, w której odebrałem staranne wykształcenie. Prywatnie zgłębiałem również magię plemienną, gdyż moja rodzina przywiązywała dużą wagę do afirmacji natury. Nauczyłem się, jak władać żywiołami i poskramiać zwierzęta, posiadłem wiedzę na temat ziołolecznictwa oraz tworzenia iluzji. Wykształciłem się także w kierunku zaklinania ludzi, praktykując czarno magiczne rytuały potocznie funkcjonujące pod nazwą voodoo. Byłem już dojrzałym magiem, ubiegałem się o patent druida, lecz nagle moje życie wywróciło się do góry nogami. Do Ameryki Południowej dotarły pogłoski o powrocie Voldemorta i zbliżającej się wojnie. Nikt nie miał wątpliwości, iż walka zbrojna ogarnie nie tylko Europę, lecz przetoczy się również przez pozostałe kontynenty. Odrodzenie Mrocznego Lorda spowodowało lawinę w Wielkiej Brytanii,
a ta, zatrzęsła całym światem. Dla mnie jednakże, okropieństwa zbliżającej się pożogi zostały zepchnięte na drugi plan. Matka
w końcu wyjawiła tajemnicę mojego pochodzenia. Tuż po rehabilitacji Syriusza wśród czarodziejskiej społeczności opowiedziała mi o wszystkim. Nie przemilczała również faktu, przez który tak długo zatajała przede mną prawdę. Zapłonęła
we mnie żądza zemsty. Stwierdziłem, iż zmobilizuję grupę ochotników i wyruszę do Anglii wesprzeć Zakon i odpłacić
za śmierć ojca, którego nigdy nie poznałem. W jednej z wiosek, gdzie prowadziłem rekrutację, natknąłem się na nich. Bez trudu rozpoznałem Bellatrix, bo godzinami wpatrywałem się w jej wizerunek rozmyślając o najodpowiedniejszych torturach dla morderczyni Łapy. Doszło do walki. Zabiłem jej męża, Rudolfusa, lecz śmierciożercom udało się mnie pojmać. Pomimo spętania, próbowałem zaatakować Lestrange, co wzbudziło zainteresowanie Czarnego Pana. Zaaplikował mi eliksir prawdy
i wycisnął ze mnie wiele informacji. Dogadaliśmy się, choć na początku sceptycznie podchodziłem do jego wyjaśnień. Zgodziłem się na współpracę pod jednym warunkiem. Chciałem cię poznać. Być dla ciebie opiekunem, starszym bratem. Wiedziałem, jakie stosunki łączyły cię z Syriuszem i pragnąłem nawiązać podobne relacje między nami.
*****
- Sranie w banie – mruknął Harry – i tak ci nie ufam.
- Dlatego, że zastałeś go w moich ramionach?– zadrwił Czarny Pan - Pamiętaj, że wczorajszej nocy przyłapałem cię na całowaniu Flannery’ego.
- Byłem pijany! – zawył brunet – to się nie liczy.
- Ależ to dziecinne – zacmokał czarnoksiężnik – i w ogóle cię nie usprawiedliwia.
- To ja może się przejdę – wycofał się Benjamin.
- Tak, idź nawet dwa razy. Raczej nie będę tęsknił – zapewnił go Potter.
- Raczej – odparł lakonicznie syn Syriusza cicho zamykając drzwi.
*****
Pomimo iż historia Benjamina była poruszająca i brzmiała szczerze, Gryfon ostrożnie podchodził do swojego odnalezionego kuzyna. W tych niespokojnych czasach, wszystko wydawało się podejrzane. Skoro Dumbledore posunął się do zdrady, czego można spodziewać się po innych? Jeszcze jakiś czas temu, nieoczekiwane pojawienie się Blacka wziąłby za knowania Voldemorta, lecz teraz, posądzał o to dyrektora Hogwartu. Obawiał się, że znowu zaufa niewłaściwej osobie.
- Harry – Tom po ojcowsku położył mu rękę na ramieniu – posłuchaj..
- Zostaw mnie – burknął obrażony brunet.
Mężczyzna zgromił go wzrokiem.
- Nie będę tolerował takiego tonu, chłopcze. Wczorajsza lekcja niczego cię nie nauczyła?
- Chyba tylko tego, że jesteś okrutny i podły. Choć, nie,
to wiedziałem już wcześniej – odpyskował podminowany nastolatek. Chciał za wszelką cenę zdenerwować Czarnego Pana. Irytując go, miał przyjemne wrażenie, że negatywne emocje uchodzą z niego i wślizgują się do podświadomości Mrocznego Lorda. Tym razem, ku zaskoczeniu Pottera, czarnoksiężnik uśmiechnął się słysząc obelgę.
- A czego się spodziewałeś, po najgroźniejszym magu świata? – zapytał ze śmiechem – przecież nie zdetronizowałem Grindelwalda czarując tęcze i jednorożce!
- Tak, jestem podły, okrutny i zły. Ale przecież to wiesz.
Chłopka spojrzał na niego spode łba. Odniósł porażkę na całej linii. Wczoraj pokazał swoją uległość, a dziś nie był w stanie wmyślić ciętej riposty. Niepotrzebnie tyle piłem – pokręcił głową
z rezygnacją.
*****
Tom wstał i wyciągnął zza pazuchy niewielką paczuszkę opakowaną w kolorowy papier. Kilkakrotnie obrócił ją w palcach, zanim zdecydował się wręczyć ją szczeniakowi. Podał mu ją
z niejakim wahaniem i cicho wymamrotał „sto lat, Harry”
co zabrzmiało szczególnie absurdalnie, zważywszy na wcześniejszą, ostrą wymianę zdań. Nastolatek jednakże zachłannie pochwycił prezent i niecierpliwie rozerwał papier. Jego oczom ukazało się eleganckie pudełko przewiązane zieloną wstążką. Zdjął pokrywkę i wstrzymał oddech. Na wyściełanym aksamicie spoczywał delikatny kieszonkowy zegarek. Wyjął go. Srebrny łańcuszek zalśnił tajemniczo, a wygrawerowana na pokrywce litera „S” odbiła słoneczne refleksy. Wybraniec nacisnął przycisk
i otworzył czasomierz. Kunsztownie wykonane szmaragdowozielone węże pełniące rolę wskazówek z gracją obiegały tarczę zegarka.
- Należał do Salazara – Czarny Pan potwierdził domysły Gryfona.
- Założyciele pozostawili po sobie niewiele pamiątek, lecz po Slytherinie zachowało się ich zdecydowanie najwięcej. Wiele swoich osobistych przedmiotów ukrył w Komacie Tajemnic – poza głównym pomieszczeniem, znajduje się tam również biblioteka oraz pracownia mojego przodka. Ten zegarek to potężny magiczny artefakt. Może kiedyś uda ci się odkryć jego właściwości – zakończył tajemniczo.
Choć brunet starał się to ukryć, podarunek niezmiernie przypadł mu do gustu. Był to przemyślany, niepowtarzalny prezent. Chłopaka niezmiernie zaciekawiła też uwaga Toma dotycząca ukrytych właściwości czasomierza.
- Dziękuję – powiedział miękko – jest wspaniały.
Wycofał się do drzwi z zamiarem opuszczenia komnaty, lecz zatrzymał się w połowie drogi, gdyż oplotły go silne ramiona Voldemorta.
- Nie chcesz go założyć? – wymruczał mężczyzna do jego ucha.
Harry bezwiednie wypuścił łańcuszek zegarka na jego wyciągniętą dłoń i po chwili poczuł chłodne palce czarnoksiężnika muskające jego skórę. Zanim jednak odpłynął do krainy marzeń, czar prysł. Tom odsunął się od niego z zadowoleniem wpatrując się
w błyszczący na jego piersi medalion.
- Ja… - Gryfonowi nagle zabrakło słów. Chciał poprosić Czarnego Pana, by nie odchodził. Pożądał jego bliskości, wiedział o tym
od dawna, lecz zrozumiał dopiero teraz. Świadomy dotyk delikatnych palców Toma na jego skórze odblokował w nim pragnienie cielesnego kontaktu i przepływu emocji, innego niż do tej pory miał miejsce między nimi.
- Cśśś – uciszył go Voldemort – nie mów nic.
*****
Harry niemrawo brzdąkał na swojej gitarze wydobywając z niej nieskładne dźwięki. Nie potrafił skupić się na grze, gdyż jego myśli nieustannie błądziły wokół osoby, która zniszczyła mu życie. Zapowiadało się naprawdę wspaniale. Byli sami, blisko, bardzo blisko, tylko ten kretyn oczywiście musiał wszystko zepsuć.
W chwili, kiedy Potter doznał olśnienia i zaakceptował swoje uczucia, Czarny Pan uznał za stosowne poinformować go, iż za trzy dni zostanie przeniesiony do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Voldemort nawet nie pytał go o zdanie, po prostu postawił nastolatka przed faktem dokonanym.
- Dumbledore nie jest głupi i nie pozwoli ci na powrót do szkoły po dwóch miesiącach nieobecności. Już teraz aurorzy węszą i biorą pod uwagę możliwość, że znajdujesz się pod moim wpływem – perorował.
Gryfon nie wytrzymał tego wykładu i trzasnąwszy drzwiami, pobiegł do siebie. Trzy dni. Co dalej? Następne widzenie w wakacje za rok? W Boże Narodzenie? Przyzwyczaił się do życia we Dworze Salazara. Przywiązał się do Snape’a, przywykł do nielicznych Śmierciożerców, których mu przedstawiono, polubił Bruce’a
i Scotta. Nawet z Malfoyem nawiązał nić porozumienia. Ślizgon był dupkiem, lecz nie aż takim, za jakiego Harry go uważał. No
i oczywiście Tom, który od jakiegoś czasu działał na niego niczym narkotyk. Jego obecność powodowała w Wybrańcu obsesyjną żądzę, zaś na samo wspomnienie o tak długim rozstaniu, chłopak czuł, jak oblewa się zimnym potem. Zazgrzytał zębami. Czekaj, czekaj, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – postanowił. Westchnął i wrócił do gry. Delikatnie trącał struny wydobywając
z instrumentu miłą, przyjemną dla ucha melodię. Sam nie wiedząc kiedy, zaintonował utwór Beatlesów
“Ohh, yeah, I’ ll tell you something
I think you’ll understand
When I’ll say that something
I wanna hold your hand
I wanna hold your hand
I wanna hold your hand
Ohh, please say to me
You’ ll let me be your man
And please, say to me
You’ll let me hold your hand
Now, let me hold your hand
I wanna hold your hand
And when I touch you, I feel happy inside
It’s such a feeling that my love
I can’t hide, I can’t hid, I can’t hide …”**
- Ładnie.
Harry natychmiast zamilkł. Na Merlina, przecież specjalnie zamknął drzwi, by uniknąć nieproszonych gości. Znalazł się
w bardzo niezręcznej sytuacji. Kolejny raz. Znacznie łatwiej było mu wyrażać uczucia śpiewając i właśnie kiedy się uzewnętrzniał, ten idiota musiał do niego przyleźć. Gryfon doskonale zdawał sobie sprawę, iż Tom odczyta przekaz ukryty w utworze. Piosenka była
w końcu bardzo wymowna. Pozostawała mu jedynie płonna nadzieja, że cała sytuacja pozostanie między nimi.
- Może trochę nieczysto na górze, ale naprawdę w porządku – kontynuował Tom.
Wybrańca zalała fala gorąca. „Nieczysto na górze”, oh, czyżby?
- Potrafisz lepiej? Śpiewasz falsetem odkąd straciłeś jaja? – zakpił.
Czarny Pan zmarszczył groźnie brwi. Minął nastolatka z uciechą obserwując jak wzdrygnął się ze strachu. Usiadł przy fortepianie
i kilkakrotnie wyprostował swoje długie, szczupłe palce. Uderzył nimi w klawiaturę dostojnego instrumentu wydobywając gamę subtelnych dźwięków. Twarz Toma momentalnie złagodniała,
a on pochylił się i precyzyjnie lawirował dłońmi po czarno-białych przyciskach. Z fortepianu wydobywały się cudowne tony wariacji Mozarta i poruszające melodie skomponowane przez Debussy’ego***. Oczarowany nastolatek kompletnie zatracił się
w kręgu muzycznych doznań. Istniały tylko melodia wygrywana przez Voldemorta, wszystko inne zdawało się być zawieszone
w czasie i przestrzeni. Mężczyzna umiejętnie wydobył
z instrumentu ostatnie kwinty, które przez parę chwil zdawały się jeszcze unosić i drgać rozproszonym dźwiękiem, by płynnie przejść do kolejnego utworu. Zagrał kilka nut i Harry rozpoznał wykonywaną przez niego piosenkę. Serce chłopaka zabiło szybciej, gdy do akompaniamentu fortepianu dołączył aksamitny, ciepły baryton Czarnego Pana.
“Let's go all the way tonight
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I, we'll be young forever
You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back
My heart stops
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back
I'ma get your heart racing
In my skin-tight jeans
Be your teenage dream tonight
Let you put your hands on me
In my skin-tight jeans
Be your teenage dream tonight…”****
Czarny Pan pozwolił wybrzmieć ostatnim dźwiękom, po czym wstał od fortepianu. Powoli zbliżył się do Harry’ego i pogłaskał
go po policzku. Nachylił się lekko w jego stronę, a kiedy ich usta się złączyły, zamknął oczy rozkoszując się pocałunkiem. Gryfon
z przyjemnością poddał się pieszczocie, pozwalając, by Tom nadał jej właściwy rytm. Jego język okazał się subtelny i zwiewny, prawie niewyczuwalny. Delikatnie błądził po wargach nastolatka, nieznacznie muskając ich powierzchnię. Czarnoksiężnik ostrożnie pogłębił pocałunek, jednocześnie zanurzając dłonie w we włosach Wybrańca i wichrząc jego bujną czuprynę. Gdy w końcu oderwał się od niego, z czarującym uśmiechem zapytał:
- Czy zechcesz pójść ze mną na spacer?
Ogłupiały Potter tylko skinął głową. Nie był w stanie się wysłowić.
______________________________________
* poprzez „dyplomatyczne zdolności” Belli rozumiem przemoc, zastraszanie etc.
** The Beatles „I wanna hold your hand” (ang) KLIK
"Oh, chcę ci coś powiedzieć
Myślę, że zrozumiesz
Kiedy ci to powiem
Chcę trzymać cię za rękę
Chcę trzymać cię za rękę
Chce ująć twoją dłoń
Oh, proszę, powiedz mi
Pozwól mi być twoim mężczyzną
I proszę, powiedz mi,
że mogę ująć cię za rękę
Teraz, pozwól mi chwycić twoją dłoń
Chcę trzymać się za rękę
Kiedy cię dotykam, radość przepełnia mnie
Uczucia tego nie chcę kryć
W ogóle nie chcę kryć"
*** Claude Debussy to francuski kompozytor i przedstawiciel impresjonizmu muzycznego. Jego najbardziej znane utwory to „Popołudnie fauna” oraz „Światło Księżyca”. Moim zdaniem, najlepszy twórca muzyki klasycznej.
**** org. Katy Perry, „Teenage Dream” (ang.)
Wersję, która mnie zainspirowała znajdziecie tutaj => KLIK
Kurczę, trudno mi się będzie wysłowić, bo nie chciałabym, abyś mnie źle zrozumiała. Ale mimo wszystko spróbuję.
OdpowiedzUsuńPierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to to, że w opowiadaniu nie ma żadnej kobiety, która mogłaby zyskać miano bohatera choćby drugoplanowego. Niestety, sami mężczyźni pojawiający się w tekście zaczęli sprawiać, że wszędzie widzę jakieś podteksty, we wszystkim, co robią i mówią.
Tu pojawia się kolejny problem - homoseksualizm chyba nie jest czymś, o czym jestem w stanie czytać. Zbyt dużo tego i staje się to powoli wątkiem głównym. Momentami jestem zniesmaczona, zwłaszcza kiedy używasz słów niemal wulgarnych.
Naprawdę nie chcę, żebyś coś źle zrozumiała, bardzo mi się podoba, jak piszesz, ale niestety pomysł sam w sobie nie jest dla mnie chyba.
Za to muszę Cię pochwalić za historię Blacka, bo jest genialna i dopracowana. Nie wiem, jak zamierzasz użyć tej postaci, niemniej jednak ten wątek zapowiada się naprawdę obiecująco.
Trochę dziwnie się czuję po tym, co napisałam, ale zwykłam mówić jedynie to, co myślę i to się chyba nie zmieni.
Ściskam,
Ap
A to właśnie o to chodzi w "yaoi" - koleżanko w pierwszym komentarzu. Japońskie mangi i anime "yaoi" mówią tylko o miłości męsko-męskiej.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe - przyznam że zastanawiałam się jaki parring weźmiesz i trochę się zdziwiłam ale w pozytywnym sensie. Lubię takie opowiadania, kiedyś czytałam o innej parze.
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje że Wena będzie dopisywać.
Emiliana
Nawet nie zauważyłam rozdziału... No, ale mniejsza z tym. Zabieram się za pisanie komentarza póki mam natchnienie i dobre chęci XD
OdpowiedzUsuńNigdy nie mogę się nadziwić, że Ty to wszystko tak realistycznie opisujesz! Doskonale oddajesz emocje, uczucia i wgl wszystko.
Jak Voldi zwrócił się do Benjamina " Black" od razu pomyślałam, że to pewnie będzie syn Syriusza i jak widzę nie pomyliłam się :P Bardzo fajnie opowiedziałaś jego historię i jestem cholernie ciekawa jakie plany masz wobec niego. Zastanawia mnie też czy on przypadkiem nie jest podstawiony przez Dumbledore'a...? Zresztą, wszystkiego się dowiem w swoim czasie :P Tylko czekać.... ; /
Żebyś widziała moją reakcję jak przeczytałam, że Voldemort śpiewa, tego to ja się nie spodziewałam... XD
To tak w skrócie, rozdział jest świetny :)
Serdecznie pozdrawiam, a także zapraszam na nowy rozdział u mnie :P
Niedoskonała.
Moja składnia poszła się j*bać... Mam galaretę zamiast mózgu. Łyknęłam to opowiadanie i chcę więcej... Uwielbiam ten paring. Mój ulubiony zaraz po Drarry <3 Och, na gacie Merlina... WIĘCEJ, WIĘCEJ, WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńZawsze poskładana
Vixy
Ps. Znajdę Cię i zamorduję, jeśli nie dokończysz tego opowiadania ;)
Znalazłam, twoje opowiadanie i od razu się w nim zakochałam. Uwielbiam ten parring, niestety nie ma go za dużo. Piszesz świetnie, genialnie wszystko opisujesz. Fabuła jest płynna, nie odniosłam wrażenia, że coś dzieję się za szybko. Oczywiście wspaniale przedstawiłaś relacje Toma i Harrego. Chcę ich więcej.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny. Harry i Tom się pocałowali :)( chyba tylko to jest dla mnie najważniejsza :)) Ciekawi mnie syn Syriusza. Szkoda, że Harry opuści Toma, może to był tylko żart?
Pozdrawiam i dużo weny
Huh. Może zacznę od tego, ze dzisiaj weszłam sobie na nonsensopedię (taaaa.... wiem xD) i przez przypadek trafiłam na pojęcie "yaoi" xD I po przeczytaniu definicji stwierdzam, ze twoje opowiadania idealnie to odzwierciedla xD Ale co ja ci tu pieprzyć będę o nonsensopedii... :P
OdpowiedzUsuńMyh... Ciekawi mnie ten syn Syriusza... A może... Ale nie, nie chcę robić tu jakiś spojlerów xD Pożyjemy, zobaczymy xD
Ach, jak ja kocham "Teenage Dream", awww ♥ Uwielbiam to! :)
Kurczę, Voldziu grający na pianinie to musiało być coś... mrrr... ♥ Wyobraziłam to sobie... *_*
Pozdrawiam i życzę weny,
always
W dwa popołudnia przeleciałam (ekhm) całego bloga i naprawdę jestem zaskoczona, jak dobrze idzie Ci opisywanie tego parringu i mówię to mimo tego, że nie przepadam za czytaniem o męsko-męskich związkach. Widać, że na każdą z postaci masz pomysł (i ogólnie na fabułę, bo gdybyś pozostawiła Voldemorta takim bezwzględnym potworem, jakim był w książkach, to cała historia byłaby aż za bardzo nierzeczywista, nawet jak na świat magii), a wstawka o Jacksonie była wręcz świetna! ^^ Przyczepię się tylko do tego, jak czasem zapisujesz dialogi, np:
OdpowiedzUsuń"- Dosyć! – wrzasnął nieco piskliwie Harry wyrzucając swoich wyimaginowanych sobowtórów z głowy.
- Dajcie mi już święty spokój!"
Nie powinnaś zaczynać po opisie od nowej linii (linii, zabrzmiało jakbyś pisała w zeszycie xd w każdym razie chodziło mi o enter), bo można się wtedy pogubić w tym, kto rzeczywiście te słowa wypowiada. Ale może to tylko jakiś błąd Blogspota.
Krótko mówiąc, czekam na nowy rozdział i życzę jeszcze więcej takich fajnych pomysłów :)
Próbuję, naprawdę dla Ciebie próbuję się przekonać i dlatego pierwsze co zrobiłam po przyjeździe do domku to sprawdziłam, czy czegoś nie przegapiłam. I oto jestem.
OdpowiedzUsuńMam z yaoi problem, czego nie ukrywałam nigdy. Niby nie mam nic do homoseksualistów, ale wolę o nich nie czytać, bo to nie dla mnie. I tutaj pojawia się problem - opowiadanie jest solidne, dobre, ciekawe, oryginalne (btw. świetna historia syna Syriusza!) ale jest ten konflikt parringu :D Nie wiem, będę dalej próbować aż w końcu się przekonam, ale jak na razie jeszcze nie przekonuje mnie ta inna strona Voldzia i ten ich pocałunek...
No, to tyle ode mnie. Kwietniowy rozdział jednak się u mnie pojawił, właśnie pracuję nad majowym. Co prawda nie powiadamiam już o nowych rozdziałach, ale skoro już tu jestem, to tak przy okazji o tym wspominam.
Pozdrawiam ;)
Hej :) wróciłam z nowym postem :3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest jak zwykle cudowne *.* aż zazdroszczę Ci tego :c
http://inny-kierunek.blogspot.com/2014/05/wrocaw.html ^^
Witaj, dawno mnie tu nie było. W razie co - z tej strony Oskar. Z niewiadomych przyczyn nie mogę zalogować się na swoje konto.
OdpowiedzUsuńStyl jak zwykle bez zarzutu, tu czepiać się mogą jedynie językoznawcy.
Fabuła - podobała mi się. Fajnie zrobiłaś, przedstawiając wydarzenia z perspektywy Voldemorta. W poprzednim rozdziale ta pierwsz sytuacja była widziana oczami Harry'ego, zaś tutaj mamy nieco inny punkt widzenia. Jak na moje, super było też torturowanie Pottera. Niech sobie nie pozwala na zbyt wiele. (Mamy już też pewny wyraźny rys sytuacyjny wskazujący na dominującą stronę ich chorego związku)
Gryfon ma kaca. Hahaha, tak, to akurat nie trudno mi było sobie wyobrazić. Sytuacja przy stole zabawna. Teksty Dracona i Scotta powalają. Tylko czemu Bruce taki cichy? Rozdwojenie jaźni Wybrańca zawsze spoko. Black. Black. Boże. Black. Syn Syriusza. Bardzo dobry manewr, a jego historia bardzo prawdopodobna i bardzo logiczna. Dopracowana do perfekcji. Podobnie jak czytelnicy wyżej, zastanawiam się, czy on coś knuje... Wydaje się "podstawion", aczkolwiek u Ciebuie nigdy nie należy być niczego pewnym. Prezent od Volidego bardzo fajny, jestem ciekaw, jakie skrywa własciwości. W ogóle, całe to zajście było spoko. Obrażony Potter, później spacer. Piosenki jak najbardziej adekwatne. Oczywiście, z racji tego, iże jestem zagorzałym fanem starego rocka, bardziej urzekli mnie Beatlesi, lecz, drugi utwór w tej aranżacji również (o dziwo) przypadł mi do gustu.
Pozdrawiam!
Oskar
Witam,
OdpowiedzUsuńczyli tak naprawdę Tom wiedział całe zajście, tęsknił za nim, potrzebował go, Scott Draco chyba naprawdę nie zdają sobie sprawy co zrobili...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia