Severus nie sądził, że Albus tak szybko zdoła postawić
wszystkich
w stan gotowości. Zaledwie pół godziny po wysłaniu mu sowy, otrzymał zwrotną wiadomość o zebraniu wewnętrznego kręgu Zakonu. Rad nierad, teleportował się do Nory, by opowiedzieć szerszej publiczności wymyśloną na poczekaniu bajeczkę.
- Obudził się stosunkowo niedawno. Czarny Pan kilkakrotnie z nim rozmawiał, lecz do tej pory go nie tknął. Po jego wizytach, Potter nie broczył krwią bardziej niż zwykle… - efektownie zawiesił głos, by ci głupcy mogli powzdychać nad ciężkim losem Złotego Chłopca. Obojętnie powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Większość wyrażała trwogę, zniesmaczenie
i zaciętość. Jedynie na obliczu panny Granger malował się bezbrzeżny smutek. Mistrz Eliksirów oddalił od siebie wyrzuty sumienia. Nie chciał, aby dziewczyna niepotrzebnie martwiła się
o swojego przyjaciela, lecz aby wypaść bardziej wiarygodnie, należało nieco przejaskrawić fakty. Skrzywił się nieznacznie
i kontynuował sprawozdanie:
- Za trzy dni, przeniosą go do mojego domu przy Spinner’s End. Bellatriks i inni Śmierciożercy bywają nieobliczalni, a Czarny Pan nie chce ryzykować… - rzekł beznamiętnym tonem.
- Doskonale się spisałeś, Severusie – pochwalił go Dumbledore, kładąc mu rękę na ramieniu.
Snape strzepnął jego dłoń, jakby to był jadowity pająk. Nie umknęło mu szybka wymiana spojrzeń pomiędzy dyrektorem
a Bundy’m. Coś zdecydowanie było na rzeczy…
- A co z młodym Malfoyem? – głos Dumbledore’a wyrwał go
z transu
- Znasz plan Czarnego Pana – wypomniał mu Snape.
- Chłopak nie ma dużego wyboru. Albo zabije ciebie, albo Czarny Pan uśmierci jego rodzinę – rzekł z goryczą.
W maleńkim pomieszczeniu zapanowało poruszenie. Rozległy się głośne szmery i okrzyki niedowierzania.
- Cóż, nie sądzę, żebyś miał się czego obawiać, Dumbledore. Dracon jest przerażony i zapewniam cię, żaden z niego morderca – rzucił swobodnie Snape.
- Akurat! – wrzasnął Ron – Ty zawsze będziesz bronił tej wyliniałej fretki!
Żyłka na skroni Mistrza Eliksirów zaczęła niebezpiecznie pulsować, a na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Ruszył w stronę rudzielca, lecz zanim zrobił z nim porządek, rozległ się spokojny głos Albusa.
- Uspokój się, panie Weasley. Severus ma absolutną rację. Jeśli uda się nam go odbić, być może zdołamy przeciągnąć go na naszą stronę. Draco nie jest jeszcze do cna przesiąknięty złem, a jego serce nie podjęło ostatecznej decyzji.
*****
Czarnowłosy mężczyzna parsknął. Odezwał się wzór wszelakich cnót i prawości. Wredny, stary, zakłamany, fałszywy, obłudny, spróchniały, bezwzględny, przewrotny, okrutny, stetryczały…
- Severusie?
Snape poczuł, jak jego stawy sztywnieją. Czyżby wypowiedział na głos tę litanię epitetów? Rozluźnił się, gdy dotarło do niego, że to jedynie Strugis Podmore prosi go o przysługę. Uniósł brew i bez mrugnięcia okiem spławił blondyna. Jeszcze tego brakowało, aby wysługiwały się nim pionki Dumbledore’a. Mistrza Eliksirów wystarczająco irytowało, iż on sam odgrywał rolę wiernego psa dyrektora Hogwartu. Spotkanie dłużyło mu się jak każde inne. Bieżące sprawy Zakonu interesowały go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wmieszał się jedynie do ustalania składu ekipy mającej odbić Pottera. Zadbał o to, by w tym gronie nie znalazł się nikt, na komu Gryfonowi by zależało. Plan Voldemorta zakładał, że wyeliminują tylu przeciwników, ile zdołają. Zebranie powoli zmierzało ku końcowi i wydawało się, że już nic ciekawego się nie wydarzy. Dumbledore prowadził monolog, którego słuchało ledwie kilka osób – większość po prostu udawała skupienie. Czarodzieje byli znużeni planowaniem i ustalaniem strategii. Niektórzy czekali na czynną walkę, a inni, czytając pomiędzy wierszami, zorientowali się, iż Albus nie ma im do przekazania niczego konkretnego. Mistrz Eliksirów skrył swe oblicze za kurtyną czarnych włosów
i ziewnął potężnie. Naraz, uderzyło w niego dziwne ukłucie niepokoju. Poczuł wibracje i donośny dźwięk przypominający warkot motocyklu. Jego oczy zwęziły się, czekał na dalszy rozwój wypadków. Przeczucie go nie zawiodło. Wykład Albusa przerwało trzaśnięcie drzwi wejściowych. Do środka wdarł się lodowaty podmuch powietrza, lecz nikt nie zwrócił uwagi na przejmujące zimno. W progu domu Weasleyów stał Syriusz Black.
*****
Wyglądał dużo młodziej niż w chwili śmierci. Jego włosy były krótkie i lśniące, twarz pełniejsza, a ciało emanowało siłą
i witalnością. Pomny jednak na słowa Pottera, Severus dostrzegł coś, co przeoczyli pozostali. Oczy Blacka były puste i martwe, a rysy jego twarzy stały się bardziej zwierzęce niż ludzkie. Snape zachował dystans, z politowaniem przyglądając się stronnikom Dumledore’a, którzy przepychali się, by uściskać Syriusza. Po raz kolejny ci kretyni pokazali swą naiwność. Rzucili się na mężczyznę niczym hieny na padlinę, choć w tym wypadku, określenie nie było zbyt adekwatne do odgrywanych ról. Mistrz Eliksirów z rosnącym rozdrażnieniem słuchał elaboratu Albusa, który tłumaczył, jak to dzięki Bundy’emu, zdołał dokonać cudu i wyrwać Wąchacza ze szponów otchłani. Z trudem przełknął przemowę dyrektora, rejestrując jedyną ważną kwestię – Black weźmie udział w odbiciu Pottera.
******
Po spotkaniu nie brał udziału w ogólnej radości. Jak ognia unikał wzroku Syriusza, a raczej jego nędznej namiastki. Owinął się peleryną i niezauważony zniknął z domu Weasleyów. Gdy wspinał się na wzgórze, skąd miał zamiar teleportować się na Dwór Salazara, zyskał niemiłe wrażenie, iż ktoś za nim podąża. Odwrócił się napięcie i wpadł na Hermionę, której nie udało się zachować odpowiedniego dystansu. Severus natychmiast odskoczył od dziewczyny i warknął:
- Dlaczego za mną lazłaś?
- Nie uradował pana powrót Syriusza, prawda? – spytała Gryfonka, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
- Nigdy nie pałałem do Blacka miłością – Snape pogardliwie wydął wargi.
- To nie on, zgadza się? – nastolatka uparcie drążyła temat.
Mistrz Eliksirów zawahał się przez chwilę.
- Sądzisz, że podzieliłbym się taką wiedzą z pierwszą lepszą uczennicą? – zakpił w końcu.
Dostrzegł rozczarowanie na jej twarzy, ale w obecnej sytuacji, niewiele mógł uczynić. Gdyby Granger jasno opowiedziała się po którejś ze stron…. Na razie jednak, należało przyjąć, iż trzyma z Zakonem. Zanim się deportował, chwycił naburmuszoną dziewczynę za rękę i rzekł do niej:
- Nie przejmuj się Potterem. Chłopakowi nic nie grozi.
******
Po uspokojeniu Gryfonki o stan zdrowia jej przyjaciela, Severus ewakuował się. Nie zamierzał zostać zasypany gradem pytań,
a zdążył zauważyć, iż dziewczyna szykuje się do ostrzału.
Z donośnym trzaskiem pojawił się na malowniczym wzniesieniu ponad sto mil od Nory. Zadumany zmierzał w stronę Dworu Salazara, kiedy jego oczom ukazał się nieprawdopodobny widok. Dwie znajome sylwetki trzymając się za ręce spacerowały dookoła rezydencji. Severus poczuł, jak oblewa go zimny pot. Czyżby insynuacje Dracona i Soctta okazały się prawdziwe?
*****
Harry wraz z Czarnym Panem spędzili kilka godzin krążąc wokół Dworu Salazara. Mężczyzna pokazał Gryfonowi niezwykle urokliwe zakątki znajdujące się w obrębie jego rodzinnej posiadłości. W ciszy chodzili po niewielkim lesie, delektując się szumem drzew i śpiewem ptaków, by później zajść nad jezioro
i położyć się na plaży, wystawiając twarze na promienie sierpniowego słońca. Wybraniec ze smutkiem popatrzył na Toma. Rozleniwiony czarnoksiężnik siedział obok niego na piasku
i pogwizdywał jakąś melodię. Chłopak oparł swoją głowę o jego ramię i powiedział cicho:
- Nie chcę stąd wyjeżdżać.
Voldemort drgnął lekko, lecz zamiast wzbronić się przed podobną bliskością, jeszcze bardziej przycisnął nastolatka do siebie.
- A ja nie chcę, żebyś stąd wyjechał – odpowiedział – zdążyłem już przywyknąć do twojego irytującego sposobu bycia.
- Tom, to nie jest śmieszne – burknął – choć przez chwilę zachowaj powagę.
Czarny Pan uniósł brew. Wiedział, że Potter żartuje i podobała mu się utrzymana w ironicznym tonie dyskusja. Przygwoździł niespodziewającego się tego dzieciaka do ziemi i ostrożnie cmoknął go w usta.
- To kwestia stronnictwa – wyjaśnił między pocałunkami – podczas wojny musisz zachować neutralność.
Kiedy Harry usłyszał jego słowa, zakręciło mu się w głowie. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać czarnoksiężnika do zmiany decyzji, lecz przekonał się, iż nie ma na co liczyć. Z wściekłością odepchnął go od siebie. Chociaż pieszczoty Voldemorta sprawiały mu przyjemność, w tej sytuacji nie zamierzał pozwolić mu na zbyt wiele.
- Oszalałeś? To jasne, że będę walczyć – oburzył się– jeśli tego nie zrobię, wyjdę na tchórza!
Czarny Pan pacnął się ręką w czoło. Zapomniał, że ma do czynienie z Gryfonem z krwi i kości. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu.
Do tego szczeniaka rzeczywiście trzeba nadludzkiej cierpliwości.
- Wolisz być martwym bohaterem, czy żywym tchórzem? – syknął do niego.
- Podczas wojny chcę stanąć u twojego boku. Nie pozwolisz mi zginąć, prawda? – odparł brunet pytaniem na pytanie.
Takiej odpowiedzi mężczyzna się nie spodziewał. Prześwidrował Harry’ego badawczym spojrzeniem, lecz w jego postawie nie było śladu kpiny.
- Uhm, to zmienia postać rzeczy – mruknął – ale nie każdy zasługuje na zaszczyt służenia mi.
- Zależy co rozumiesz poprzez „służenie” – zadrwił Potter pełnym determinacji głosem.
- Jeśli przyjmiesz Mroczny Znak będziesz miał takie same zobowiązania wobec mnie jak wszyscy Śmierciożercy – rzekł powoli czarnoksiężnik – podjąłeś ostateczną decyzję?
- Tak. Istnieje tylko jedna przeszkoda. Nie jestem wszyscy – jestem Wybrańcem
*****
Czarny Pan spędził nadzwyczaj miły dzień. Kiedy nie pracował i nie snuł planów podboju świata przyjemnie było odprężyć się na świeżym powietrzu. Dodatkową atrakcję stanowił Potter, który dziś sprawił mu naprawdę fantastyczną niespodziankę. Deklaracja chłopaka była zupełnie nieoczekiwana, niemniej jednak, bardzo pożądana. Pozostało mu jedynie przygotowanie inicjacji, by odbyła się jeszcze przed transferem dzieciaka. Myśli Voldemorta spełzły po chwili na bardziej prozaiczne tory, gdy powrócił do momentu,
w którym gładził jego twarz i wdychał cudowny zapach niesfornych włosów nastolatka. Nagle, w gabinecie rozległ się huk, co wyrwało czarnoksiężnika z krainy marzeń. Tom z niechęcią uniósł wzrok i dojrzał przed sobą rozsierdzonego Snape’a.
- Coś się stało, Severusie? Nie musiałeś trzaskać drzwiami – rzekł zimno.
Mistrz Eliksirów obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Dlaczego akurat on? – krzyknął niemal ze łzami w oczach.
Voldemort powoli uniósł kieliszek wina do ust. Pociągnął łyk rubinowego trunku i śnieżnobiałą serwetką otarł wargi. Odstawił naczynie na biurko i z gracją podniósł się z wygodnego fotela. Stanął oko w oko z czarnowłosym mężczyzną, który jednak nie cofnął się, ani nie przejawił żadnych oznak słabości.
- Lord Voldemort zawsze dostaje to, czego chce – odezwał się dobitnym głosem.
- I skończy tak jak pozostali? – zadrwił Severus – czy wobec niego masz inne, bardziej doniosłe plany?
- Obiecuję ci, że go nie tknę, o ile sam mnie o to nie poprosi – powiedział wolno Czarny Pan – jednak nie łudź się, bo prędzej czy później to zrobi.
- Na Merlina, jesteś od niego ponad pół wieku starszy! Zrozum!
On ma dopiero szesnaście lat! To jest mój …
- Nie, Severusie – przerwał mu czarnoksiężnik – Harry nie jest twoim synem. I nigdy nim nie będzie.
Na twarzy Mistrza Eliksirów rozlał się ohydny grymas wściekłości. Uderzyła w niego fala gorąca, poczuł, jak ręce drżą z niepohamowanego gniewu. Błyskawiczne dobył różdżki i wymierzył nią w swojego Pana. Zanim jednak zdołał go zaatakować, poczuł, iż leży na podłodze, a z jego torsu spływają strumienie krwi.
- Wynoś się. Zanim stracę cierpliwość - warknął Lord Voldemort nachylając się nad rozbrojonym mężczyzną.
Snape pozbierał się z podłogi i obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie wiem, co on w tobie widzi.
w stan gotowości. Zaledwie pół godziny po wysłaniu mu sowy, otrzymał zwrotną wiadomość o zebraniu wewnętrznego kręgu Zakonu. Rad nierad, teleportował się do Nory, by opowiedzieć szerszej publiczności wymyśloną na poczekaniu bajeczkę.
- Obudził się stosunkowo niedawno. Czarny Pan kilkakrotnie z nim rozmawiał, lecz do tej pory go nie tknął. Po jego wizytach, Potter nie broczył krwią bardziej niż zwykle… - efektownie zawiesił głos, by ci głupcy mogli powzdychać nad ciężkim losem Złotego Chłopca. Obojętnie powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Większość wyrażała trwogę, zniesmaczenie
i zaciętość. Jedynie na obliczu panny Granger malował się bezbrzeżny smutek. Mistrz Eliksirów oddalił od siebie wyrzuty sumienia. Nie chciał, aby dziewczyna niepotrzebnie martwiła się
o swojego przyjaciela, lecz aby wypaść bardziej wiarygodnie, należało nieco przejaskrawić fakty. Skrzywił się nieznacznie
i kontynuował sprawozdanie:
- Za trzy dni, przeniosą go do mojego domu przy Spinner’s End. Bellatriks i inni Śmierciożercy bywają nieobliczalni, a Czarny Pan nie chce ryzykować… - rzekł beznamiętnym tonem.
- Doskonale się spisałeś, Severusie – pochwalił go Dumbledore, kładąc mu rękę na ramieniu.
Snape strzepnął jego dłoń, jakby to był jadowity pająk. Nie umknęło mu szybka wymiana spojrzeń pomiędzy dyrektorem
a Bundy’m. Coś zdecydowanie było na rzeczy…
- A co z młodym Malfoyem? – głos Dumbledore’a wyrwał go
z transu
- Znasz plan Czarnego Pana – wypomniał mu Snape.
- Chłopak nie ma dużego wyboru. Albo zabije ciebie, albo Czarny Pan uśmierci jego rodzinę – rzekł z goryczą.
W maleńkim pomieszczeniu zapanowało poruszenie. Rozległy się głośne szmery i okrzyki niedowierzania.
- Cóż, nie sądzę, żebyś miał się czego obawiać, Dumbledore. Dracon jest przerażony i zapewniam cię, żaden z niego morderca – rzucił swobodnie Snape.
- Akurat! – wrzasnął Ron – Ty zawsze będziesz bronił tej wyliniałej fretki!
Żyłka na skroni Mistrza Eliksirów zaczęła niebezpiecznie pulsować, a na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Ruszył w stronę rudzielca, lecz zanim zrobił z nim porządek, rozległ się spokojny głos Albusa.
- Uspokój się, panie Weasley. Severus ma absolutną rację. Jeśli uda się nam go odbić, być może zdołamy przeciągnąć go na naszą stronę. Draco nie jest jeszcze do cna przesiąknięty złem, a jego serce nie podjęło ostatecznej decyzji.
*****
Czarnowłosy mężczyzna parsknął. Odezwał się wzór wszelakich cnót i prawości. Wredny, stary, zakłamany, fałszywy, obłudny, spróchniały, bezwzględny, przewrotny, okrutny, stetryczały…
- Severusie?
Snape poczuł, jak jego stawy sztywnieją. Czyżby wypowiedział na głos tę litanię epitetów? Rozluźnił się, gdy dotarło do niego, że to jedynie Strugis Podmore prosi go o przysługę. Uniósł brew i bez mrugnięcia okiem spławił blondyna. Jeszcze tego brakowało, aby wysługiwały się nim pionki Dumbledore’a. Mistrza Eliksirów wystarczająco irytowało, iż on sam odgrywał rolę wiernego psa dyrektora Hogwartu. Spotkanie dłużyło mu się jak każde inne. Bieżące sprawy Zakonu interesowały go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wmieszał się jedynie do ustalania składu ekipy mającej odbić Pottera. Zadbał o to, by w tym gronie nie znalazł się nikt, na komu Gryfonowi by zależało. Plan Voldemorta zakładał, że wyeliminują tylu przeciwników, ile zdołają. Zebranie powoli zmierzało ku końcowi i wydawało się, że już nic ciekawego się nie wydarzy. Dumbledore prowadził monolog, którego słuchało ledwie kilka osób – większość po prostu udawała skupienie. Czarodzieje byli znużeni planowaniem i ustalaniem strategii. Niektórzy czekali na czynną walkę, a inni, czytając pomiędzy wierszami, zorientowali się, iż Albus nie ma im do przekazania niczego konkretnego. Mistrz Eliksirów skrył swe oblicze za kurtyną czarnych włosów
i ziewnął potężnie. Naraz, uderzyło w niego dziwne ukłucie niepokoju. Poczuł wibracje i donośny dźwięk przypominający warkot motocyklu. Jego oczy zwęziły się, czekał na dalszy rozwój wypadków. Przeczucie go nie zawiodło. Wykład Albusa przerwało trzaśnięcie drzwi wejściowych. Do środka wdarł się lodowaty podmuch powietrza, lecz nikt nie zwrócił uwagi na przejmujące zimno. W progu domu Weasleyów stał Syriusz Black.
*****
Wyglądał dużo młodziej niż w chwili śmierci. Jego włosy były krótkie i lśniące, twarz pełniejsza, a ciało emanowało siłą
i witalnością. Pomny jednak na słowa Pottera, Severus dostrzegł coś, co przeoczyli pozostali. Oczy Blacka były puste i martwe, a rysy jego twarzy stały się bardziej zwierzęce niż ludzkie. Snape zachował dystans, z politowaniem przyglądając się stronnikom Dumledore’a, którzy przepychali się, by uściskać Syriusza. Po raz kolejny ci kretyni pokazali swą naiwność. Rzucili się na mężczyznę niczym hieny na padlinę, choć w tym wypadku, określenie nie było zbyt adekwatne do odgrywanych ról. Mistrz Eliksirów z rosnącym rozdrażnieniem słuchał elaboratu Albusa, który tłumaczył, jak to dzięki Bundy’emu, zdołał dokonać cudu i wyrwać Wąchacza ze szponów otchłani. Z trudem przełknął przemowę dyrektora, rejestrując jedyną ważną kwestię – Black weźmie udział w odbiciu Pottera.
******
Po spotkaniu nie brał udziału w ogólnej radości. Jak ognia unikał wzroku Syriusza, a raczej jego nędznej namiastki. Owinął się peleryną i niezauważony zniknął z domu Weasleyów. Gdy wspinał się na wzgórze, skąd miał zamiar teleportować się na Dwór Salazara, zyskał niemiłe wrażenie, iż ktoś za nim podąża. Odwrócił się napięcie i wpadł na Hermionę, której nie udało się zachować odpowiedniego dystansu. Severus natychmiast odskoczył od dziewczyny i warknął:
- Dlaczego za mną lazłaś?
- Nie uradował pana powrót Syriusza, prawda? – spytała Gryfonka, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
- Nigdy nie pałałem do Blacka miłością – Snape pogardliwie wydął wargi.
- To nie on, zgadza się? – nastolatka uparcie drążyła temat.
Mistrz Eliksirów zawahał się przez chwilę.
- Sądzisz, że podzieliłbym się taką wiedzą z pierwszą lepszą uczennicą? – zakpił w końcu.
Dostrzegł rozczarowanie na jej twarzy, ale w obecnej sytuacji, niewiele mógł uczynić. Gdyby Granger jasno opowiedziała się po którejś ze stron…. Na razie jednak, należało przyjąć, iż trzyma z Zakonem. Zanim się deportował, chwycił naburmuszoną dziewczynę za rękę i rzekł do niej:
- Nie przejmuj się Potterem. Chłopakowi nic nie grozi.
******
Po uspokojeniu Gryfonki o stan zdrowia jej przyjaciela, Severus ewakuował się. Nie zamierzał zostać zasypany gradem pytań,
a zdążył zauważyć, iż dziewczyna szykuje się do ostrzału.
Z donośnym trzaskiem pojawił się na malowniczym wzniesieniu ponad sto mil od Nory. Zadumany zmierzał w stronę Dworu Salazara, kiedy jego oczom ukazał się nieprawdopodobny widok. Dwie znajome sylwetki trzymając się za ręce spacerowały dookoła rezydencji. Severus poczuł, jak oblewa go zimny pot. Czyżby insynuacje Dracona i Soctta okazały się prawdziwe?
*****
Harry wraz z Czarnym Panem spędzili kilka godzin krążąc wokół Dworu Salazara. Mężczyzna pokazał Gryfonowi niezwykle urokliwe zakątki znajdujące się w obrębie jego rodzinnej posiadłości. W ciszy chodzili po niewielkim lesie, delektując się szumem drzew i śpiewem ptaków, by później zajść nad jezioro
i położyć się na plaży, wystawiając twarze na promienie sierpniowego słońca. Wybraniec ze smutkiem popatrzył na Toma. Rozleniwiony czarnoksiężnik siedział obok niego na piasku
i pogwizdywał jakąś melodię. Chłopak oparł swoją głowę o jego ramię i powiedział cicho:
- Nie chcę stąd wyjeżdżać.
Voldemort drgnął lekko, lecz zamiast wzbronić się przed podobną bliskością, jeszcze bardziej przycisnął nastolatka do siebie.
- A ja nie chcę, żebyś stąd wyjechał – odpowiedział – zdążyłem już przywyknąć do twojego irytującego sposobu bycia.
- Tom, to nie jest śmieszne – burknął – choć przez chwilę zachowaj powagę.
Czarny Pan uniósł brew. Wiedział, że Potter żartuje i podobała mu się utrzymana w ironicznym tonie dyskusja. Przygwoździł niespodziewającego się tego dzieciaka do ziemi i ostrożnie cmoknął go w usta.
- To kwestia stronnictwa – wyjaśnił między pocałunkami – podczas wojny musisz zachować neutralność.
Kiedy Harry usłyszał jego słowa, zakręciło mu się w głowie. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać czarnoksiężnika do zmiany decyzji, lecz przekonał się, iż nie ma na co liczyć. Z wściekłością odepchnął go od siebie. Chociaż pieszczoty Voldemorta sprawiały mu przyjemność, w tej sytuacji nie zamierzał pozwolić mu na zbyt wiele.
- Oszalałeś? To jasne, że będę walczyć – oburzył się– jeśli tego nie zrobię, wyjdę na tchórza!
Czarny Pan pacnął się ręką w czoło. Zapomniał, że ma do czynienie z Gryfonem z krwi i kości. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu.
Do tego szczeniaka rzeczywiście trzeba nadludzkiej cierpliwości.
- Wolisz być martwym bohaterem, czy żywym tchórzem? – syknął do niego.
- Podczas wojny chcę stanąć u twojego boku. Nie pozwolisz mi zginąć, prawda? – odparł brunet pytaniem na pytanie.
Takiej odpowiedzi mężczyzna się nie spodziewał. Prześwidrował Harry’ego badawczym spojrzeniem, lecz w jego postawie nie było śladu kpiny.
- Uhm, to zmienia postać rzeczy – mruknął – ale nie każdy zasługuje na zaszczyt służenia mi.
- Zależy co rozumiesz poprzez „służenie” – zadrwił Potter pełnym determinacji głosem.
- Jeśli przyjmiesz Mroczny Znak będziesz miał takie same zobowiązania wobec mnie jak wszyscy Śmierciożercy – rzekł powoli czarnoksiężnik – podjąłeś ostateczną decyzję?
- Tak. Istnieje tylko jedna przeszkoda. Nie jestem wszyscy – jestem Wybrańcem
*****
Czarny Pan spędził nadzwyczaj miły dzień. Kiedy nie pracował i nie snuł planów podboju świata przyjemnie było odprężyć się na świeżym powietrzu. Dodatkową atrakcję stanowił Potter, który dziś sprawił mu naprawdę fantastyczną niespodziankę. Deklaracja chłopaka była zupełnie nieoczekiwana, niemniej jednak, bardzo pożądana. Pozostało mu jedynie przygotowanie inicjacji, by odbyła się jeszcze przed transferem dzieciaka. Myśli Voldemorta spełzły po chwili na bardziej prozaiczne tory, gdy powrócił do momentu,
w którym gładził jego twarz i wdychał cudowny zapach niesfornych włosów nastolatka. Nagle, w gabinecie rozległ się huk, co wyrwało czarnoksiężnika z krainy marzeń. Tom z niechęcią uniósł wzrok i dojrzał przed sobą rozsierdzonego Snape’a.
- Coś się stało, Severusie? Nie musiałeś trzaskać drzwiami – rzekł zimno.
Mistrz Eliksirów obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Dlaczego akurat on? – krzyknął niemal ze łzami w oczach.
Voldemort powoli uniósł kieliszek wina do ust. Pociągnął łyk rubinowego trunku i śnieżnobiałą serwetką otarł wargi. Odstawił naczynie na biurko i z gracją podniósł się z wygodnego fotela. Stanął oko w oko z czarnowłosym mężczyzną, który jednak nie cofnął się, ani nie przejawił żadnych oznak słabości.
- Lord Voldemort zawsze dostaje to, czego chce – odezwał się dobitnym głosem.
- I skończy tak jak pozostali? – zadrwił Severus – czy wobec niego masz inne, bardziej doniosłe plany?
- Obiecuję ci, że go nie tknę, o ile sam mnie o to nie poprosi – powiedział wolno Czarny Pan – jednak nie łudź się, bo prędzej czy później to zrobi.
- Na Merlina, jesteś od niego ponad pół wieku starszy! Zrozum!
On ma dopiero szesnaście lat! To jest mój …
- Nie, Severusie – przerwał mu czarnoksiężnik – Harry nie jest twoim synem. I nigdy nim nie będzie.
Na twarzy Mistrza Eliksirów rozlał się ohydny grymas wściekłości. Uderzyła w niego fala gorąca, poczuł, jak ręce drżą z niepohamowanego gniewu. Błyskawiczne dobył różdżki i wymierzył nią w swojego Pana. Zanim jednak zdołał go zaatakować, poczuł, iż leży na podłodze, a z jego torsu spływają strumienie krwi.
- Wynoś się. Zanim stracę cierpliwość - warknął Lord Voldemort nachylając się nad rozbrojonym mężczyzną.
Snape pozbierał się z podłogi i obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie wiem, co on w tobie widzi.
*****
Stojący na gzymsie kominka zegar tykał powoli, nieubłaganie
odmierzając czas. Do północy pozostało ledwie kilka minut. Szczupły młodzieniec
nerwowo krążył po niewielkim pomieszczeniu, co niezwykle bawiło jego starszego
towarzysza. Harry spojrzał na Blacka spode łba. Doprawdy, nie miał pojęcia,
jakim cudem Benjamin zaskarbił sobie sympatię wszystkich mieszkańców Dworu
Salazara. Nawet Snape, który był negatywnie do Indianina ze względu na swoje
perypetie z jego ojcem, po pewnym czasie przekonał się do mężczyzny. Tylko
Potter nadal żywił podejrzenia względem Blacka, nie zważając na serdeczne
usposobienie swojego kuzyna. Gryfon wzruszył ramionami i głęboko odetchnął. Za
kilka chwil zmierzy się ze swoim przeznaczeniem. Drzwi komnaty cicho zaskrzypiały
i do środka wsunął się Dracon odziany w czarną pelerynę z kapturem. Jego
oblicze przesłaniała maska.
- Już czas – rzekł uroczystym tonem.
- Poradzisz sobie, stary – dodał już normalnym głosem klepiąc Harry’ego po plecach, a jednocześnie psując nastrój.
Nastolatek sztywno skinął głową i podążył za Malfoyem, który prowadził go wraz z Benjaminem przez labirynt ciemnych korytarzy. Arystokrata zatrzymał się przed wrotami opatrzonymi inskrypcją w nieznanym Wybrańcowi języku i wypowiedział kilka niezrozumiałych słów z dziwnym akcentem:
- Już czas – rzekł uroczystym tonem.
- Poradzisz sobie, stary – dodał już normalnym głosem klepiąc Harry’ego po plecach, a jednocześnie psując nastrój.
Nastolatek sztywno skinął głową i podążył za Malfoyem, który prowadził go wraz z Benjaminem przez labirynt ciemnych korytarzy. Arystokrata zatrzymał się przed wrotami opatrzonymi inskrypcją w nieznanym Wybrańcowi języku i wypowiedział kilka niezrozumiałych słów z dziwnym akcentem:
Prowadzê Nowych Adeptów*
Drzwi rozwarły się i młodzieńcy wkroczyli do środka. Komnata była duża i wysoko sklepiona. Od kamiennych ścian odbijał się odgłos ich kroków, pobrzmiewając echem w całym pomieszczeniu. Pomimo braku okien, w środku było jasno jak za dnia za sprawą unoszących się w powietrzu pochodni. Harry z mocno bijącym sercem dostrzegł, iż przy jego inicjacji obecni są wszyscy Śmierciożercy należący do wewnętrznego kręgu wyznawców Czarnego Pana. Pięćdziesięciu czarnoksiężników stanęła w półkolu dookoła niego i Benjamina, również Dracon zajął miejsce wśród milczących postaci. Atmosfera była napięta, nikt nie pozwolił sobie nawet na głębszy oddech. Gryfonowi ze strachu pociły się ręce, gdyż absolutnie nie wiedział, czego ma się spodziewać. Tylko Black był uśmiechnięty i wyluzowany, jakby codziennie przechodził przez podobne próby. Nagle, krąg Śmierciożerców rozstąpił się, by zrobić miejsce swemu Panu. Lord Voldemort wystąpił w swojej zniekształconej powłoce. Jego szczątkowe wargi ułożyły się
w grymas uśmiechu na widok młodzieńców, jeszcze nie świadomych zadania, jakie ich czekało.
- Przyprowadźcie jeńców – rozkazał swoim sługom.
Trójka czarnoksiężników rzuciła się, by wykonać polecenie. Zniknęli w czeluści ciemnego korytarza, lecz po chwili pojawili się, prowadząc dwóch szamoczących się mężczyzn. Przykuli ich łańcuchami do ściany, dbając o to, by każda kończyna więźniów była starannie unieruchomiona. Czarny Pan pokiwał aprobująco głową i pozwolił Śmierciożercom powrócić na „widownię”. Następnie, zbliżył się do jeńców i wyjął z kieszeni szaty swoją różdżkę. Przetoczył ją kilkakrotnie między długimi palcami, i jakby od niechcenia wycelował nią w jednego z mężczyzn. Roześmiał się drwiąco, gdy czarodziej krzyknął ze strachu, pomimo iż Voldemort nie potraktował go jeszcze żadnym urokiem.
- Zlikwidujcie ich – rzekł kierując swe słowa do dwójki adeptów.
Black uniósł brew, lecz zachował obojętny wyraz twarzy. Albo nie robiło to na nim żadnego wrażenia albo po prostu spodziewał się podobnego finału. Dobył różdżkę i bez wahania posłał w stronę jednego z unieruchomionych mężczyzn zaklęcie uśmiercające. Rozbłysło zielone światło. Gryfon przymknął oczy, chroniąc się przed oślepiającym błyskiem, a kiedy je otworzył, z czarodzieja zdążyło ujść ostatnie tchnienie życia. Więzień był już tylko pustą skorupą, wrakiem. Jego zwiotczałe, nieruchome ciało bezwładnie dyndało zawieszone na ciężkich łańcuchach. Benjamin zakończył swój występ aroganckim ukłonem w stronę Czarnego Pana i wycofał się, pozostawiając Harry’emu pole do popisu. Wybraniec przełknął ślinę, świadom, iż wszyscy wpatrują się w niego z wyczekiwaniem. Zacisnął palce na różdżce i powoli wymierzył ją w pozostałego przy życiu jeńca. Czuł, jak odwaga go opuszcza i pożałował swojej deklaracji przystania do zwolenników Toma. Nie potrafił z zimną krwią zamordować bezbronnego, a nawet gdyby chciał, wątpił, by mu się to udało. Przy sprzyjających warunkach rzucona przez niego Avada Kedavra mogłaby spowodować krwotok z nosa, ale na pewno nie doprowadzić do zgonu. Potter stał pośrodku komnaty z uniesioną różdżką i głową pełną czarnych myśli. Czuł, jak mijają minuty, a on nadal nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji. Wiedział, że nie zabije tego człowieka. „Musisz” – wzdrygnął się, gdy w myślach usłyszał głos Czarnego Pana.
„Nie mogę. On jest zapewne mężem, ojcem…”
„Gwałcicielem i likwidatorem szlam odpowiedzialnym za ataki na mugolskie osiedla”– dokończył Voldemort.
„Nie ma różdżki”
„Jeśli wsadzę mu ją w dupę poczujesz się lepiej”?
Harry był rozdarty. Słowa Toma zamiast mu pomóc w podjęciu decyzji, jeszcze bardziej to wszystko skomplikowały. W chwili, gdy Gryfon pomyślał: „chrzanić to, nikt nie zasługuje na podobny los”, Voldemort postanowił się wciąć i oczywiście utrudnić mu wybór. Minuta, dwie, trzy. I ten zmysłowy głos…
„Cholera, Tom, wypieprzaj”
Lecz tym razem, czarnoksiężnik zaoferował mu interesujące rozwiązanie.
Wybraniec podszedł do spętanego mężczyzny i przejechał palcem po szyi, jasno komunikując, jaki koniec go czeka.
- Sectumsempra!
Czarodziej w błyskawicznym tempie zaczął tracić krew. Czerwona posoka płynęła z dosłownie wszystkich otworów jego ciała, a twarz mężczyzny wyglądała, jakby ktoś ciął go na odlew sztyletem.
- Chcecie się na to patrzeć? – spytał Gryfon, udając spokój, choć wewnątrz aż trząsł się z emocji.
- Zostawmy go, niech się wykrwawi, a sami chodźmy świętować.
- Rozkazałem ci, abyś go zabił – rzekł zimno Czarny Pan – nie wykonałeś mego polecenia.
- Efekt będzie taki sam – zauważył brunet.
Voldemort zrobił zadumaną minę, jakby rozważał sens jego słów.
- Odpuszczę ci. Tym razem. – zgodził się łaskawie, po czym starając się, by nikt tego nie dostrzegł, puścił chłopakowi oczko.
*****
Zarówno Benjamin jak i Harry podczas przyjęcia Mrocznego Znaku nie wydali z siebie najcichszego krzyku. Black nawet gwizdał pod nosem. Potter przypuszczał, iż pojawianie się znamienia wywoływało podobny ból do tego odczuwalnego w trakcie tatuowania, a do którego Indianin był przyzwyczajony. Sam nie jęczał, gdyż po prostu czuł się wyczerpany, głównie pod względem psychicznym. Mimo że nie zamordował (przynajmniej nie bezpośrednio) tego człowieka, miał straszne wyrzuty sumienia. Dlatego też po inicjacji nie przyłączył się do grona Śmierciożerców, tylko samotnie ruszył w przeciwną stronę. Zanim zdołał jednak dotrzeć do końca korytarza, drogę zastąpił mu Tom, już w o niebo atrakcyjniejszej postaci.
- Dokąd się wybierasz? – zapytał z naganą w głosie.
- Idę się położyć – mruknął Harry. Nie miał ochoty na rozmowy.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się i pociągnął chłopaka za rękę.
- Chodźmy do mnie – zaproponował.
*****
- Tom… proszę, nie przestawaj.
*****
Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać był bardzo cierpliwy. Nie śpieszył się. Nie robił nic wbrew woli Wybrańca. Dotrzymał obietnicy danej Snape’owi. Nie tknął chłopaka bez wyraźnego przyzwolenia. Gdyby tylko Severus mógł zobaczyć, jaki szczeniak jest napalony – pomyślał z rozbawieniem. Rozpiął koszulę nastolatka i zaczął wodzić dłońmi po jego nagim torsie. Pocałował go, tym razem intensywniej. Rozpalona skóra Pottera parzyła jego usta, lecz było to niezwykle przyjemne uczucie. Przy pomocy Harry’ego pozbył się swojego odzienia. Stali razem, splecieni w uścisku, mając na sobie jedynie bokserki. Jeszcze chwilę trwali w namiętnym pocałunku, by następnie położyć się na łóżku. Czarny Pan widział, jak organizm bruneta reaguje na idealne proporcje jego ciała, sam też z ledwością powstrzymywał swoje odruchy. Leżeli obok siebie w milczeniu, lecz była to przyjazna cisza. Tom gładził Wybrańca, który wtulił się w niego, jakby nigdy nie zamierzał zmienić pozycji. Obydwoje oddali się swoim najdzikszym żądzom i fantazjom. Po kilku minutach, dało się słyszeć jedynie rytmiczny oddech śpiących mężczyzn.
*****
Kolejne dwa dni minęły zdecydowanie za szybko. Harry jak przez mgłę pamiętał czynności, które wykonywał w ciągu ostatnich 48 godzin. Jedynie czas spędzony z Tomem pozostawił w jego umyśle trwałe ślady. Nadszedł jednak termin wyjazdu i Potter chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z przynajmniej miesięczną rozłąką z Czarnym Panem. Bez zbędnego sprzeciwu oddał się w ręce Snape’a, który nadał mu wygląd wychudzonego, wynędzniałego, poddawanego regularnym torturom człowieka. Wysłuchał wskazówek Severusa dotyczących zachowania podczas lotu i aprobował je kiwnięciem głowy. Udawać otępiałego, oszołomionego i sprawiać wrażenie, że nie za bardzo zorientowanego w sytuacji – mało wymagające zadanie. Mistrz Eliksirów zaaplikował mu jeszcze miksturę, która uczyniła go odpornym na wszelkie bodźce mechaniczne, zapowiedział wylot za 15 minut i opuścił kwaterę Wybrańca. Chłopaka zdziwiło postępowanie mężczyzny. Od czasów imprezy stał się dziwnie małomówny, unikał jego wzroku, a konwersacje ograniczał do minimum. Kiedyś zabiegał o towarzystwo nastolatka, zaś teraz izolował się od niego. Gryfon miał nadzieję, iż po prostu przygotowywał się do ponownego odgrywania roli nauczyciela-dręczyciela. Powłócząc nogami zszedł na dziedziniec, gdzie oczekiwała już na niego grupa osób. Yaxley, Travers, Rowle, Avery, Scott wraz z Bruce’m, Snape i… Dracon.
- A co on tutaj robi? – spytał wytrącony z równowagi Harry wskazując na blondyna.
- Lecę z tobą – wyszczerzył się arystokrata – ktoś musi cię pilnować.
Potter załapał się za głowę i zrobił przerażoną minę. Chwycił Severusa za szatę i jęknął błagalnie:
- Ratuj mnie!
Występ nastolatka wzbudził wesołość kompanii, lecz Mistrz Eliksirów pozostał niewzruszony. Zgromił bruneta wzrokiem i spojrzał na zegarek. Właśnie w tym momencie, na dziedzińcu zmaterializował się wysoki, postawny, na oko 40 letni mężczyzna. Miał szpakowate włosy, zarumienione policzki i dziarski uśmiech na twarzy.
- Wybacz, Severusie – zawołał radosnym tonem – kompletnie zapomniałem.
Snape przewrócił oczami.
- Sympatia to jedno, Black, ale kolejny taki numer będzie kosztować cię więcej niż reprymendę.
- Jeszcze jeden Black? – Wybraniec zwrócił się szeptem do Malfoya.
- To Benjamin. Jest metamorfomagiem, nie powiedział ci? – zdziwił się blondyn.
Gryfon wzruszył ramionami. Kwestie organizacyjne zostały rozwiązane, mogli wyruszyć. Harry’emu niezbyt odpowiadało podczepienie się pod miotłę Bruce’a, lecz nie dostał innej alternatywy. Kiedy unieśli się w powietrze, spojrzał z żalem na Dwór Salazara, w którym spędził tyle cudownych chwil. Wydawało mu się, iż w jednym z okien dostrzega sylwetkę Toma… Lecieli dość forsownym tempem, szybko oddalając się od wzgórz otaczających rezydencję Czarnego Pana. Panował niczym nie zmącony spokój, wszyscy wydawali się odprężeni i zrelaksowani. Kiedy jednak dworek Voldemorta zmienił się w rozmazaną plamę na horyzoncie, rozpętało się piekło. Powietrze zaroiło się od różnokolorowych błysków, dało się słyszeć odgłosy wybuchów. Na niebie zaroiło się od członków Zakonu, którzy ciskali zaklęciami na prawo i lewo. Potter całą swoją samokontrolą powstrzymywał się od odparcia ataku. Wiedział, iż jego aktywność zdekonspirowałaby genialny plan Toma. Ignorował więc groty i pociski mknące w stronę Śmierciożerców, choć ręce go świerzbiły do magii, chociażby i defensywnej. Świadomość powróciła dopiero, gdy pośród chmur pojawiła się postać, ostatnio często nawiedzająca go w snach. Syriusz. Wąchacz zlokalizował swojego chrześniaka i podleciał w jego stronę, z łatwością torując sobie drogę. Dzieliło ich już zaledwie parę metrów, lecz Łapa, niespodziewanie runął do tyłu niczym rażony piorunem. Potter usłyszał tylko „Avada Kedavra” wychodzące z ust człowieka, po którym nigdy by się tego nie spodziewał. Benjamin z pokrętnym uśmieszkiem posłał swojego ojca tam, skąd przybył.
______________________________________________
* Prowadzê Nowych Adeptów - znaczy tyle co: „prowadzę nowych adeptów” – czcionka „symbole” w Wordzie xD
Pardą. Ze ten rozdział i za czas oczekiwania.
Dziękuję za to wszystkim czytelnikom, a przede wszystkim osobom, które komentują!
ej justuj tekst
OdpowiedzUsuńZ tym rzuceniem się na padlinę, jak dla mnie ten fragment był super 'creepy' ^^ duzo się działo, ale cieszą mnie dwa fakty - że Harry jednak nie potrafił rzucić avady i że wreszcie znalazł trochę szczęścia w tym swoim żywocie, nawet z Tomem
OdpowiedzUsuńHejoooo :)
OdpowiedzUsuńPardą, że dopiero dzisiaj, taki nawał obowiązków, no :/ :*
Jak zwykle pięknie. Dlaczego ja nigdy nie mogę się do niczego przyczepić, hm? xDDDD
Syriusz. Syriusz, Syriusz, Syriusz. Kurczę. Będzie się działo...
Hermiona i Sev, Hermiona i Sev, Sevmione, Sevmione, tralalalalala xD Sorki, po prostu... no <3 Ty rozumiesz <3 Granger nie jest taka głupia, zauważyła to, czego nikt inny nie był w stanie. Severus powinien być dumny, że jego uczennica jest taka inteligetna <3
No, to się rozkręcamy :P Tom... mmm ♥
Ahahah, Severus martwi się o Harry'ego? Ale... czekaj, co ty mi tu z tym synem wyjeżdżasz? Że niby Harry...? No nie no, bez jaj :O To by dopiero było ciekawe... Gdyby Lily miała romans z Severusem i okazałoby się, że Harry jest JEGO synem, a nie Jamesa... Mamma Mia *_*
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*
Pozdrawiam i życzę weny
always
PS Nie umiem pisać takich mega długich i inspirujących komentarzy jak ty, wybacz :/
PS 2 Rozwalił mnie pierwszy komentarz xDDDD Popatrz no, jak ci tu taki Anonimek z takim tekstem wyjeżdża xD
Uwielbiam Toma i Harrego. W tym rozdziale było o nich dużo, więc się cieszę. Szkoda, że Harry opuszcza Toma :-(
OdpowiedzUsuńCzy Benjamin zabił Syriusza? Czy raczej kogoś, kto się za niego podszywa? To się okarze w następnym rozdziale ( którego nie mogę się doczekać) :-)
Zdziwiłam się troszkę, że Sev tak bardzo martwi się o Harrego, trochę do podejrzane. Tom nie wykorzysta Harrego, prawda?
Pozdrawiam i dużo weny
kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńwowowowowow
OdpowiedzUsuńaaaaaaa cczzuudddoooi
ale piękne kocham to opowiadanie
*----* czekam na kolejny razdzial kc
laura
Oo. Tu mamy dużo Sevrusa (czyżby zadośćuczynienie za poprzedni rozdział, w którym pojawił się tylko na chwileczkę?) Dobrze poprowadzone spotkanie, podobało mi się. Reakcja Rona, wszystko na swoim miejscu. Rudzielca wykreujesz zapewne na super konserwatywnego przeciwnika homoseksualistów? Wygląda na takiego przynajmniej. No, no, Sev i Hermiona, kto by się spodziewał? Ja nie.
OdpowiedzUsuńAle jestem jak najbardziej za! Jak na razie, Snape trochę ją tyra (co w nim bardzo lubię), ale poczekamy na dalszy rozwój wypadków.
"Wolisz być martwym bohaterem, czy żywym tchórzem?" = bardzo dobry tekst. Epicki wręcz. HArry po stornie Czarnego Pana. Brilliant!
I tyle w temacie. Z koeli scena z Seve'm. Chciałaś nas wzruszyć i myślę, że ci się udało. No, nie popłakałem się, ale zrobiło mi się smutno. Tak, to odpowiednie słowo. Inicjajca fajna, nawet bardzo. Późniejsze sceny... Hm, nie należą do moich ulubionych, jakoś sceptycznie jestem nastawiony do graficznych yaoi, choć powoli się przekonuję. Preczytałem bez przykrości. Kiedyś bym je ominął , więc mamy progres. Jeśli będziesz pisać dalej, podejrzewam, że zacznę nałogowo czytać yaoi xD Ja nie ierzę. Ben zabił Syriusza. Ale jak to? ALe dlaczego? W ogóle? Co?
Uświadom mnie, proszę.
Pozdrawiam,
Oskar
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńNa początek: jak ja się mogę dodać do obserwatorów u Ciebie? XD Wiesz, ostatnio zgubiłam link do Twojego bloga i postanowiłam, że będę na bieżąco dodając się do obserwatorów, ale nigdzie ich tutaj nie widzę i nie wiem jak się dodać XDD (ciii, jestem troszeczkę zielona w komputerach...)
Pamiętasz, że nie powiadamiam o nowych rozdziałach, tak? Niestety musicie sami sprawdzać kiedy coś dodam, a jest to raz na miesiąc z racji szkoły i innych spraw. Także trzeba sobie tego pilnować. Czekają ja Ciebie u mnie 2 notki ;) Ja nie lubię sobie robić zaległości, więc dla mnie ułatwieniem są Ci obserwatorzy, dlaczego mi utrudniasz? XDD Za chwilę znowu zgubię link do Ciebie ;_; tak będzie, ja gubię wszystko ;_; Ale do rzeczy!
"W progu domu Weasleyów stał Syriusz Black." <-- Aż mnie ciary przeszły!
Taka krótka ta rozmowa Snape'a i Hermiony, a ja już układam sobie w myślach Sevmione *.* Hahahah, czyżby coś było na rzeczy? :D
Ben....No co Ty....Ale...WAT O.O Pisz mi tutaj szybko następny, bo...ooo masakra, co ten Ben, ja muszę wiedzieć o co mu chodziło ;___;
No i Tom z Harrym. Hmm...Kiedy ogarnęłam co się szykuję to...przyznaję bez bicia, "prześlizgnęłam" wzrokiem po tekście, ominęłam troszeczkę, przepraszam ;c
Pozdrawiam, czekam, zapraszam...
http://eliksir-odrodzenia.blogspot.com/
Twoje opowiadanie ma bardzo ciekawą fabułę (miód i orzeszki na mą duszę). Styl pisania również jest niezły. Z miłą chęcią przeczytam następny rozdział, życzę dużo weny do kolejnych rozdziałów dagna1688@o2.pl
OdpowiedzUsuńCo tak długo rozdziałów nie ma,chcę więcej, umreee.
OdpowiedzUsuńMoja dusza cierpi z powodu tak długiej twej nieobecności.
~AM
Witam,
OdpowiedzUsuńnaprawdę Severus martwi się o Harrego, ale czemu teraz zaczął się od niego odgradzać, przyjął mroczny znak...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia